Rozprężenie, powrotostrach, nicmisięniechceizm - pułapki długich weekendów

Takich złotych strzałów jak przeraźliwie długi weekend łączący święta Bożego Narodzenia w 2014 roku ze świętem Trzech Króli w roku 2015 próżno już wypatrywać. Wciąż jednak grożą nam wszystkie negatywne objawy związane z krótką wolnością.

Najpierw czyhasz na te dni wolne od pracy niczym romański pies wodny na wysyp trufli, wreszcie rzucasz się na nie łapczywie jak wygłodniały brontozaur na praruno leśne. Koniec końców jednak czujesz, że upragniona wolność wcale ci nie smakuje.

Bojaźń końca pracy

Szczęśliwe kumulacje kalendarzowe zauważasz wcześniej niż inni. Knujesz i spiskujesz, jak tu zarzucić bezpieczne pomosty między czerwonymi masztami wysoko ponad spienionym morzem czarnych dni roboczych. Na miękkich nogach idziesz do przełożonych i łamaną chińszczyzną uniżenie zaznaczasz, że "tu ja ten to tam bo wol ne chcę mieć pro szę pię knie ". Potem budujesz fortecę z zadań, zasiadasz przy komputerze i stwarzasz wrażenie nadmiernej dyspozycyjności - wszystko po to, by uzasadnić tę pomostową, kilkudniową wolność. Przede wszystkim przed sobą. No wiesz - pracujesz ciężko, więc ten długi weekend ci się należy.

Pracować, pracować, prrrracować, żródło: Pinterest.comPracować, pracować, prrrracować, żródło: Pinterest.com Pracować, pracować, prrrracować, żródło: Pinterest.com Pracować, pracować, prrrracować, żródło: Pinterest.com

Efekt? Wszyscy maja po dziurki w nosie bardziej nerwowej wersji ciebie, współpracy odmawia nawet organizm. W wersji optymistycznej kończysz w długi weekend z solidnym przeziębieniem, w wersji pesymistycznej zażywasz miłą kroplóweczkę z czymś na wzmocnienie, a może nawet sympatyczny i wyrozumiały pan doktor zapisuje ci nowy rodzaj receptorów zwrotnych serotoniny.

Drżenie w oblężonej twierdzy

Najstarsi Kaszëbi wiedzą, że nie ma nic groźniejszego niż jeden nadprogramowy dzień ustawowo wolny od pracy. Znany jest także jako Dzień, w Którym Zamknięte Są Sklepy , ewentualnie Dzień, w Którym Stanęła Ziemia , czasem krócej: Armageddon . Każdy zdrowy, normalny człowiek przed takim zaplanowanym Armageddonem zapada na syndrom "WOJNA IDZIE, KUPUJ CUKIER! ". Gromadzi tony zapasów spożywczych, zapełnia mieszkanie mąką, cukrem, masłem, mlekiem, dużą ilością mięsa, bo mięso to najważniejszy składnik każdej warzywnej potrawy. Istotne jest, by kupić co najmniej cztery bochenki chleba, skrzynkę wódki i minimum dwie zgrzewki piwa.

Skoro będzie wątrobianka, to trzeba jeszcze pięć kilo masła kupić! źródło: Głupie teksty Helveticą na artystycznych zdjęciachSkoro będzie wątrobianka, to trzeba jeszcze pięć kilo masła kupić! źródło: Głupie teksty Helveticą na artystycznych zdjęciach Skoro będzie wątrobianka, to trzeba jeszcze pięć kilo masła kupić! źródło: Głupie teksty Helveticą na artystycznych zdjęciach Skoro będzie wątrobianka, to trzeba jeszcze pięć kilo masła kupić! źródło: Głupie teksty Helveticą na artystycznych zdjęciach

Efekt? Kiedy tego nie robisz, wszyscy sąsiedzi drwią z ciebie szemrając coś o lekkomyślnym pasikoniku i pracowitych mrówkach, po czym znikają za barykadą z dziesięciokilogramowych bloków żółtego sera.

Syndrom krótkiego spięcia

Bardzo niebezpieczny objaw. Długi weekend już się zaczął, a ty chodzisz po domu i nerwowo rozmyślasz o tym, jak bardzo zmęczyła cię praca i jak strasznie musisz od niej odpocząć. Próbujesz się zrelaksować, ale po około pięciu sekundach odkrywasz, że nie da rady.

Co ja teraz zrobię z tym całym wolnym czasem? źródło: Oszukać przeznaczenie, materiały prasoweCo ja teraz zrobię z tym całym wolnym czasem? źródło: Oszukać przeznaczenie, materiały prasowe Co ja teraz zrobię z tym całym wolnym czasem? źródło: Oszukać przeznaczenie, materiały prasowe Co ja teraz zrobię z tym całym wolnym czasem? źródło: Oszukać przeznaczenie, materiały prasowe

Nerwowo stukasz palcami w blat, nie cieszą cię wspólne rodzinne rozrywki, kino familijne okazuje się niewystarczająco pogłębione psychologicznie, gry towarzyskie ubliżają twojemu intelektowi, spacery prowadzą do ponurych rozmyślań o upadku zachodniej cywilizacji, zupa za mało słona, kotlet za ciepły, a deser za duży. To może chociaż zajrzysz na skrzynkę służbową, no, tak na sekundkę, albo o! Kolega z pracy jest online na Facebooku, zagadniesz jak projekt, pewnie się ucieszy, że też ci zależy... Efekt? Wyluzowujesz się dopiero drugiego dnia.

Nicmisięniechceizm

Kiedy już ci nędzni wojownicy stresu znikną za horyzontem pokonani przez poczucie bezgranicznej wolności, a ty wreszcie sięgniesz po sekretną listę znaną jako "zrobię to później, jak będę mieć wolne ", odkrywasz, że wszystkie te plany są cholernie nieatrakcyjne. Właściwie to po co iść na spacer, do kina, na wystawę, jechać na wycieczkę, wiercić dziury (przed 22:00), skręcać półki, malować przedpokój, myć ściany w toalecie, umawiać się ze znajomymi i odzywać do najbliższych?

Być jak Pusheen, źródło: Pusheen.comByć jak Pusheen, źródło: Pusheen.com Być jak Pusheen, źródło: Pusheen.com Być jak Pusheen, źródło: Pusheen.com

Najlepiej jest tak o, leżeć. Analizować przebarwienia na suficie, zliczać w myślach sekundy, rozważać sobie w cichości o przedziwnej naturze pojęcia "teraz ", które jest właściwie nienamacalną barierą między było, a będzie, jest cienkim niczym grafenowe włókienko suwaczkiem, który w myślach pchasz do przodu nieuchronnie zbliżając się ku śmierci. Efekt? Jaki efekt? Po co nam efekty, wszyscy umrzemy.

Rozprężenie

Lżejsza wersja tego tam, nicmisięniechceizmu . Tyle było do zrobienia, ale po co się spieszyć. Później, później, maniana, przecież mamy dodatkowe dni wolne. Efekt? Nawet nie zdążysz zużyć drugiego z dziesięciu kilogramów nabytego cukru, a już trzeba będzie pakować torbę do pracy.

Pracostrach

Pot, łzy, kołatanie, wreszcie zawroty głowy, tętno nitkowate, hipotermia. Powódź, pożar, nalot... Ledwie udało się wgramolić z plecaczkiem po weekendowej wycieczce, karnet na fitness tak bardzo nietknięty, buty do biegania zewnętrzem nie muśnięte. Ledwie się dogrillowała karkóweczka, jeszcze alkohol szumi pod czaszką, jeszcze uda ci się nawiercić te dziesięć otworków i wymłotkować tamte przestrzenie przeznaczone do młotkowania (przecież jest dopiero 23:40!) a już ten długi weekend dobiega końca. "Mamooo, ja nie chcę, maaamoooo, muuuuszęęęęę? ". Zadajesz w myślach pytanie, a przecież wiesz, że matka tu nie ma nic do powiedzenia, no, chyba, że jest twoim pracodawcą. Z rezygnacją demontujesz barykady z sera żółtego, zliczasz stan mąki, smętnie podsumowujesz w kajeciku dni minione zauważając, jak cholernie zmarnowaliście ten wspaniale zapowiadający się długi weekend, jak bardzo nienawidzisz ludzi, jak koszmarnie jesteś zmęczona i niewyspana. Efekt? Czyhasz na kolejne długie weekendy niczym romański pies wodny na wysyp trufli i obiecujesz sobie, że wreszcie odsapniesz, zrelaksujesz się, odetniesz od pracy, zrobisz wszystko co trzeba w domu, spędzisz zdrowo i aktywnie czas na świeżym powietrzu, oraz umówisz się na miłe spotkanie ze znajomymi. A świstak siedzi i zawija w sreberko.