Przeciętny Polak, ten co to każdy z nas go zna - łachudra, nicpoń, leniuch, weekendowy Janusz, ekspert od medycyny i polityki - podobno czyta niewiele. Tyle co nic. Zapewne też, gdyby z figury retorycznej zmienił się w prawdziwego osobnika ani trochę nie uwierzyłby stwierdzeniu, że czytanie książek jest jak zażywanie narkotyków . Czasem po pierwszej lekturze wcale cię nie bierze, a czasem wsiąkasz z miejsca. Niekiedy wybierasz lektury miękkie, niezobowiązujące, zdarza się jednak, że trafisz na prawdziwy, twardy towar i jesteś stracony na zawsze. Kiedy już jesteś w tym półświatku, nieustannie musisz próbować czegoś nowego, zarywasz noce, by pochłaniać książki seriami, wreszcie wydajesz ostatnie pieniądze nie w dyskoncie, a w księgarni.
W domu syf, obiad się przypala, pranie nierozwieszone, ale nie - ty siedzisz i czytasz. Albo idziesz przez miasto i już nie patrzysz na ludzi, na piękno otaczającej cię przyrody, o nie, wtykasz nos w książkę i jedyne co cię interesuje to pochłanianie liter, zatracanie się w innych światach. Dlatego za każdym razem kiedy jakaś miła osoba z radiotelewizji przychodzi z pytaniem "pszepani, jak zachęcić dzieci do czytania? " mam ochotę rozwinąć tę narkotyczną wizję człowieka zaćpanego literaturą i zapytać, czy to jest właśnie przyszłość, której chcecie dla dzieci ? Na szczęście istnieją rzeczy gorsze od uzależnienia od czytania, które - nie oszukujmy się - dopada jedynie drobny odsetek tych, którzy kiedykolwiek spróbowali czytnąć działkę literatury. Można na przykład skończyć jako skompromitowany związkowiec, była żona byłego ministra, która musi zabiegać o atencję udzielając spowiedzi-rzeki szmatławcowi, można zostać zabawną kandydatką na prezydenta RP, albo pisarzem. Błaźnić się zdradzanymi publicznie marzeniami o tym, że chciałoby się książkę nie dość, że napisać, to jeszcze wydać. To już z dwojga złego lepiej czytać. Pozostaje więc odpowiedź na zasadnicze pytanie - jak młodego, nieuformowanego człowieka zachęcić do literatury?
Moje dziecko lubi czytać (Fot. Dominika Węcławek) Moje dziecko lubi czytać (Fot. Dominika Węcławek)
Moje dziecko lubi czytać (Fot. Dominika Węcławek)
Lektury obowiązkowe budują więź na poziomie pionowym i poziomym. Poziomo więź budowana jest poprzez wspólne doświadczanie obowiązku czytania tej samej lektury w tym samym czasie przez tę samą grupę dzieci. Pionowo zaś możliwe jest budowanie wspólnego fundamentu komunikacyjnego, oto dziecko czyta tę sama książkę, którą w jego wieku czytali jego rodzice i dziadkowie, jego sąsiedzi i ich sąsiedzi. Dlatego kiedy pada hasło "Nad Niemnem " wszyscy młodzi i starzy, kobiety, mężczyźni i dzieci kulą się, wskakują w transzeję i bledną porażeni opisami przyrody. Trzeba czytać, bo trzeba czytać, milcz, nie marudź i pochłaniaj, to twój psi obowiązek. Zachęta wystosowana w ten sposób jest krótkotrwała i iluzoryczna, dziecko bowiem wie jedno - książka to taki niesmaczny szpinak, wymuszona wizyta o nielubianego członka rodziny, bolesna szczepionka.
Na każde pytanie i prośbę dziecka odpowiadamy "przeczytaj sobie o tym ".
- Mamo, jak mam rozwiązać to zadanie?
- Przeczytaj jeszcze raz polecenie.
Albo:
- Mamo, gdzie są moje rękawiczki?
- Nie wiem, to nieistotne. Polecam poczytać Schopenhauera.
Na razie jeszcze: poczytaj mi mamo
Jak w tytule. Można na przykład na okoliczność czytania "Procesu " zachęcić do lektury poprzez niespodziewane poranne wyprowadzenie do piwnicy, zamknięcie w niej i przez tydzień dostarczanie jedynie sucharków i wody, następnie zaś doprowadzenie do czytelni, gdzie czeka już egzemplarz książki Franza K . Można też zacząć od przemocy słownej: "Jeśli jeszcze raz, gówniarzu zasrany nie przeczytasz Dostojewskiego, to tak ci tyłek spiorę, że przez tydzień na dupsku nie usiądziesz! ". Ewentualnie połączyć groźby słowne z przemocą fizyczną: "Jak to (klaps) Gombrowicz cię nie zachwyca (klaps), kiedy zachwyca (klaps), bawi (klaps) i uczy (klaps) ". Tak zastosowana zachęta do czytania na zawsze nauczy cholernego młokosa od sięgania po książki.
Metoda trudna, wymagająca wielu wyrzeczeń, ale szalenie skuteczna. Należy otaczać się książkami i pokazywać, że jest to miły sposób spędzania czasu. Nienachalnie czytać samemu sobie do snu, na śniadanie i po obiedzie. Książki macać, przeglądać i zmieniać często. O książkach czasem też rozmawiać. Dzieciom kupować książki i wypożyczać je z biblioteki. Ani się człowiek obejrzy, jak w dzień wolny od szkoły dziecko zostanie zniknięte, bo zamiast wstać i marudzić, że mu się nudzi, że głodne, że chce nową grę na konsolę, nowego kucyka, nową replikę Famasa F1, lalkę Monster High, albo, że chce z tobą porozmawiać - zwyczajnie sobie siądzie w piżamie i przeczyta całego "Hobbita " od deski do deski.