Dlaczego film "Birdman" dostanie Oscara?

Co roku, gdy zbliżają się Oscary, bawię się w typowanie. Z reguły waham się przy wyborze najlepszego filmu, bo przynajmniej dwa lub trzy wydają mi się równie mocnymi kandydatami. W tym roku czuję, że jeden wznosi się ponad inne. Niczym Człowiek-Ptak.

Wybaczcie tego suchara. Nie mogłam go sobie odmówić w kontekście nowego filmu "Birdman" Alejandro González Inárritu. W tym filmie jest trochę groteski i suchych żartów, ale - jak to zazwyczaj bywa w przypadku świetnie skrojonego filmu - to wszystko służy czemuś więcej niż tylko rozśmieszeniu widza. Tu chodzi o to, byśmy się zastanowili, a po refleksji nadchodzą smutne wnioski. Inárritu, którego pamiętacie z "21 gramów", "Amores perros" czy filmu "Babel" , w którym Brad Pitt płakał (takich rzeczy się nie zapomina) tym razem przygląda się swojemu własnemu środowisku: filmowym gwiazdom, sławie płynącej z niekoniecznie właściwych źródeł, rozgoryczeniu, które pojawia się, gdy "dzieło życia" okazuje się być czymś innym, niż by się chciało, wreszcie demonom, które siedzą w głowie każdego z nas, ale nie u każdego budzą się do życia i żyć normalnie nie dają.

"Birdman czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)"

Macie tak, że oglądacie jakiś film z uszami napuchniętymi od "ochów" i "achów" znajomych i potem przeżywacie lekkie (lub całkiem ciężkie, co gorsza) rozczarowanie, gdy okazuje się, że obcujecie z czymś dość przeciętnym, a na pewno nie tak wspaniałym, jak twierdziły całe stada entuzjastów? Albo ktoś wam powie, że jakiś film jest kiepski i szkoda na niego czasu, a potem zdarzy się wam go obejrzeć i jesteście zaskoczeni, że to kawał dobrego kina? Nie odkryję Ameryki, gdy stwierdzę, że cudze opinie bardzo często mają spory i nieuświadomiony wpływ na nasz odbiór - na pewno gromada naukowców z Berkeley już to przebadała wzdłuż i wszerz. Nie chciałam więc popsuć sobie tej przygody, jaką - spodziewałam się po surrealistycznym zwiastunie - miał okazać się "Birdman".

Oglądałam ten film niemal nic o nim nie wiedząc (a przynajmniej bardzo się starałam omijać wszelkie jego streszczenia i recenzje), bo nie chciałam, by jakieś oczekiwania czy przypuszczenia odnośnie fabuły popsuły mi przyjemność. Miałam przeczucie, że to będzie naprawdę coś. I miałam rację.

'Birdman', reż. Alejandro González Inárritu"Birdman", reż. Alejandro González Inárritu Mat. prasowe Michael Keaton, Zach Galifianakis i Naomi Watts - Mat. prasowe

Michael Keaton gra w tym filmie niejako samego siebie - aktora, który wiele lat temu zaistniał w masowej wyobraźni dzięki filmowym hitom o superbohaterze. Keaton był kilka dekad temu Batmanem , jego postać, Riggan Thomson, zapisał się w pamięci potomnych jako Birdman. Z tą różnicą, że o ile Riggan powraca do łask publiki w sposób co najmniej wątpliwy (choć skuteczny), to Michael jest jak dla mnie murowanym zwycięzcą na gali oskarowej. Kilka nagród już za tę rolę dostał, w tym Złotego Globa . Zagrozić mu może tylko Eddie Redmayne , odtwórca roli Stephena Hawkinga w "Teorii wszystkiego" . O ile jednak w biografii wielkiego fizyka jest sporo wzruszeń i ukochane przez Akademię elementy oskarogenne, to w "Birdmanie" jest wisienka, którą środowisko filmowe zza wielkiej wody kocha szczególnie.

Kadr z  filmu 'Birdman, czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)''Birdman, czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)': Michael KeatonKadr z filmu "Birdman, czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)""Birdman, czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)": Michael Keaton mat. prasowe Michael Keaton w drodze do Oscara (Mat. prasowe)

Kto dostanie Oscara?

Amerykańska Akademia Filmowa uwielbia takie sytuacje, gdy ktoś da się oszpecić, przytyje, wyćwiczy szczególnie głos czy akcent lub doskonale odwzoruje mimikę i ruchy kogoś znanego. Jeszcze bardziej jednak kocha te filmy, w których kamera wycelowana jest w nich samych - superbohaterów Fabryki Snów. Nie tak dawno wzruszała się nad losem kina niemego (ach, przypomnijmy sobie, jak to było kiedyś!) za sprawą filmu "Artysta" . Teraz, nie wątpię, przyklaśnie tej (nie tak znowu, ale jednak) ostrej krytyce przemysłu filmowego, który ma to do siebie, że potrafi przemielić kogoś, wycisnąć co się da i wypluć, a potem nawet nie zerknąć więcej w jego stronę. Nie różni się przy tym jakoś szczególnie od wszelkich innych przemysłów...

W filmie jest taka scena - krótka, ale mocna i zapadająca w pamięć - gdy guru krytyków, osoba, przed której piórem drżą wszyscy, mówi bohaterowi prosto w nos: "nie widziałam twojej sztuki, ale napiszę jej fatalną recenzję i zniszczę cię, ponieważ cię nie lubię" . Mam wrażenie, że członkowie Akademii wezmą to sobie do serca, spojrzą oczami widza na samych siebie w roli oceniających i nie będą chcieli zachować się tak paskudnie jak wspomniana recenzentka.

'Birdman', reż. Alejandro González Inárritu"Birdman", reż. Alejandro González Inárritu Mat. prasowe Czy Emma Stone dostanie Oscara? (Mat. prasowe)

Muzyka (perkusja!) i zdjęcia (niemal cały film zmontowany z iluzją jednego ujęcia!), świetni aktorzy (charyzmatyczna i zachrypnięta Emma Stone i Edward Norton w majtasach!), ciekawe kadry, które narzucają nieraz narkotyczne interpretacje - to wszystko składa się na kawał dobrego kina. A to tylko kilka składowych - jest jeszcze chociażby, ot - drobiazg: wciągająca historia, dziwność demonów bohatera, zgryźliwa ocena nas wszystkich (co się najlepiej klika na YouTube?) i to tempo! Ani na moment nie słabnie, przez co film może trochę zmęczyć, ale to fajne zmęczenie, satysfakcjonujące.

Edward Norton (niemal) nago (Mat. prasowe)

"Birdman" vs "Boyhood"

Największym konkurentem "Birdmana" w oskarowym maratonie jest w moim odczuciu "Boyhood" , który również jest pewnym pokłonem: tu chodzi o docenienie wytrwałości. Richard Linklater i jego ekipa robili ten film kilkanaście lat, więc czapki z głów! Niemniej istotne jest to, że jest to też świetnie zagrany dramat, który nie ucieka w sztampowe rozwiązania fabularne.

 

Jednak "Birdman" wznosi się ponad to. I mam nadzieję, że zwycięży. Ot, choćby z tak błahego powodu, jak to, że jest to najlepszy film jaki widziałam od dawna.

Więcej o: