Dlaczego chcemy zmieniać w facetach to, co nas uwiodło?

Cała masa kobiet, nie że wszystkie, ale chyba większość, spędza pół życia na znalezieniu idealnego faceta. I co robimy, jak już go znajdziemy? Prędzej, czy później włącza nam się tryb poprawiaczki.

Ja zaczęłam się rozglądać za moim wymarzonym księciem z bajki już w przedszkolu! Krzysiu był fajny, bo był "szefem chłopaków" i świetnie śpiewał, ale nasza miłość nie miała szans po tym, jak przyłapałam go w przedszkolnym ogrodzie na szturchaniu patykiem i pluciu na jeża. Duże rozczarowanie i pierwszy zawód miłosny.

W zasadzie od tamtej pory moje życie miłosne polegało na ciągłym szukaniu ideału. Nawet jeśli w pewnym momencie zorientowałam się, że idealnych facetów nie ma, a nawet jak znajdzie się ktoś bliski tego miana, to z biegiem czasu jego błyszcząca idealność przeciera się, jak skarpetka na kostropatej pięcie. Bo wszystko się zmienia, nasze oczekiwania co do faceta również.

Po Krzysiu, byli Adasie, Dawidy, Łukasze i inni. Myślę, że byłam zakochana jakieś trzy tysiące razy. W kolegach z klasy, w nauczycielach, w znajomych rodziców, w aktorach, sąsiadach i we współpracownikach. Często byłam też zakochana abstrakcyjnie - w dłoniach neurochirurga, w oczach malarza, w mięśniach tancerzy, albo w mózgu genialnego matematyka. Nie zawsze więc próbowałam budować związek z obiektem zakochania, ale czasami się zdarzało. Gorsze lub lepsze, dłuższe i krótsze, wszystkie te relacje były ważne, a w danym momencie - najważniejsze.

I tak sobie niedawno uświadomiłam, że moje życie miłosne, jakby tak na nie spojrzeć siedząc na przykład na Księżycu, to wieczna gonitwa. Co więcej, życie miłosne większości moich przyjaciółek, które także szukają szczęścia w miłości i związku, wygląda identycznie.

- Mam, znalazłam, ideał, jaka jestem obrzydliwie szczęśliwa! A nie, jednak złamas, co za pomyłka, krew w piach, wszystko bez sensu, nie chcę znać już żadnego faceta. Jestem sama, jest mi z tym dobrze. Prawie. No dobra, nie lubię być sama. Chcę mieć partnera, ale nigdy nie znajdę kogoś odpowiedniego, bo taki ktoś nie istnieje, zawsze jest COŚ. Ale ten jest niesamowity, czyżby był inny? No jest inny, na bank. To TEN! Fruwam!

I tak w kółko...

To pragnienie szczęścia związkowego jest okrutne! Każe mnie i tysiącom innych kobiet przez pół życia gonić z wywieszonym językiem za związkiem. Biegamy jak ze sraczką, wierząc że kolejny partner to będzie TO i że wreszcie będziemy szczęśliwe. Że będzie się do kogo przytulić w nocy, będzie z kim pojechać na wakacje, będzie miał kto sięgnąć do najwyższej półki. No i eksterminować pająki, wiadomo.

Że będziemy kochać i będziemy kochane. Idealnie.

rys. Magda Danajrys. Magda Danaj rys. Magda Danaj rys. Magda Danaj

Ale co się dzieje, jak już szczęśliwie znajdziemy tego jedynego? Tego wymarzonego partnera, księcia na białym koniu? Stracimy dla niego głowę, zaplanujemy przyszłość, uwijemy gniazdko i... się zaczyna.

- No tej mój Marek to kurcze świetny jest, świetny. No dobra, prawie świetny. Dużo pali. Jak cholerna lokomotywa. Albo ten jego wielgachny samochód. No a wiadomo, papierosy niezdrowe. Padnie mi na raka płuc i na co mi taki facet?

- Siedem filiżanek kawy?!? A weź no Marian zacznij pić zieloną herbatę może, co? Zdrowsza jest, a teina też pobudza. No i nie jedz wiecznie czekolady. Zjedz sobie rzodkiewkę, albo sałatkę z selera, co? Przecież ty w ogóle nie jesz błonnika. W piwie nie ma błonnika, słyszysz? Zejdziesz na zawał, zobaczysz. Już teraz wyglądasz, jakbyś był w ciąży. Spożywczej.

- No ale jak to idziesz grać w kosza? A kto Jureczka do snu utuli? Dlaczego to zawsze ja mam go kąpać i kłaść do łóżka? Wiem, że koledzy są ważni, sport jest ważny, ale to jest twój syn! Najłatwiej to tak wyjść i mnie ze wszystkim samą zostawić...

Tak wiem, nie wszystkie takie jesteśmy, ale nie znam zbyt wielu kobiet, które by nie miały żadnych zastrzeżeń do swojego faceta. Prędzej, czy później włącza nam się tryb poprawiaczki. I często ciosamy kołki na głowie, zamiast wypracować jakiś rozsądny kompromis.

Co w nas, kobietach siedzi, że jak tylko "złowimy" faceta, tego wymarzonego, idealnego, najlepszego, to natychmiast chcemy go zmieniać? Dlaczego jego męskie hobby, jakim jest rzeźba w drewnie, kiedyś nas podniecało zapachem żywicy, a teraz tylko wkurza, bo wszędzie są drzazgi, wióry, pył, wiecznie nie ma go w domu, bo rzeźbi, a pożytku z tego żadnego? Dlaczego jego wypracowana na siłce klata rozmiękczała nogi, a teraz dostajesz furii, gdy on usiłuje się wymknąć poćwiczyć? Dlaczego dostajesz białej gorączki, że znów wydał wszystko na nowe książki, a zapomniał o rachunkach, skoro już na studiach rozczulało cię, jak bardzo jest oczytany i mądry, ale jednocześnie oderwany od rzeczywistości? Przynosiłaś siaty zakupów, gotowałaś, a on czytał ci na głos Gombrowicza.

Dlaczego chcemy zmienić to, co nas w gruncie rzeczy uwiodło? Ten facet, taki jaki był, zadziałał na nas. Chciałyśmy go. Aaaale potem postanowiłyśmy go zmienić. Uczesać, ugrzecznić, wybielić, podpaść, odchudzić, rozruszać, utemperować, przemalować i doprawić. Odfacetowić. Kawałek po kawałku obrać go z tego, kim jest i nałożyć na niego nasze wyobrażenia o idealnym facecie. Nasze nowe wyobrażenia, bo przecież dorosłyśmy, zmieniłyśmy się, mamy teraz kredyt, świetną (albo beznadziejną) pracę, dziecko, albo chociaż wspólnego chomika!

Mało znam facetów, którzy dobrze znoszą takie akcje, mało jest związków, które takie akcje przetrwają. Bo albo facet się podda tym wszystkim zabiegom, ale wtedy po kilku latach odkrywasz, że hodujesz w domu niewolnika swoich pomysłów, bezwolną ciapciarapcię w niczym nieprzypominającą wymarzonego partnera, więc jesteś nieszczęśliwa. Albo facet nie zechce zmian, ale ty uważasz, że są absolutnie konieczne, więc drzecie koty, a ty jesteś nieszczęśliwa. A stąd tylko krok do poszukiwań kolejnego Pana Idealnego.

Jak wytrwać w związku? Jak to robiły nasze babcie czy matki, że przeżywały z jednym facetem całe życie i twierdziły, że są szczęśliwe?  Przecież wspólne życie z tym jedynym (i ostatnim) zaczynało się wtedy jakby wcześniej, tak coś koło osiemnastego roku życia...

Jolinda

Jolinda - blogerka , tęskniąca podróżniczka, była korposzczurzyca. Niedawno rzuciła szpilki i Warszawę dla miłości i zamieszkała na śląskiej wsi, gdzie wraz z partnerem Holendrem wychowuje trójjęzycznego Decybela. Jedyna stała w jej życiu to zmiany.

Więcej o: