Całkiem niedawno w trakcie poszukiwania nocnych wrażeń trafiłam do klubu uznawanego przez większość moich znajomych za zdecydowanie nie wart odwiedzin. (Moja noga nigdy tam nie postanie - to zwyczajowa reakcja). Tuż przy scenie nadziałam się na dwie utalentowane doktorantki z mojego wydziału w towarzystwie nażelowanych i solarycznie opalonych samców alfa. W tle leciały przeboje, których żadna z nas za żadne skarby nie posiadałaby w swojej kolekcji empetrójek, a za plecami majaczyły roztańczone kobiece i męskie postacie, z których nawyków ubraniowych regularnie naigrywałyśmy się wracając z zajęć. Ku mojemu zdumieniu jednak ani Ania, ani Ewelina nie wyglądały na znudzone/zniesmaczone. Na twarzy obydwu malował się ten wyjątkowy kobiecy grymas, będący skutkiem wypicia odpowiedniej ilości alkoholu w odpowiednim towarzystwie. Po prostu im się podobało!
Następnym razem, gdy spotkałam Anię, co odbyło się rzecz jasna w uczelnianej czytelni (zagłębiała się w jakiegoś super-klasyka socjologicznej myśli) szepnęła mi na ucho- pamiętaj nas tam nigdy nie było. Jasne, mnie również nie - mrugnęłam porozumiewawczo.
Jedną z najpopularniejszych wydziałowych plotek tygodnia było rzekome przypadkowe spotkanie jednego ze świeżo upieczonych studentów z alterglobalistycznym młodym, błyskotliwym naukowcem przy Mc Donaldowskiej kasie, gdy tamten zamawiał Big Maca. "To dla brata"- wymamrotał i stanowczo zbyt szybko rozmył się w tłumie.
Prywatne płyty, oficjalne książki
A czy ty, droga czytelniczko Focha, przypadkiem nie chowasz płyty z największymi hitami Robbiego Williamsa w najgłębszej szufladzie swojego biurka, bądź też starannie ukrywasz przykurzoną kolekcję przebojów Vondy Shepard, dyżurnej piosenkarki serialu Ally Mc Beal (prezent od siostry po wyjątkowo bolesnym rozstaniu z chłopakiem)? Czy nie zdarza ci się czasem zanucić w wolnych chwilach - ale tylko wtedy, gdy jesteś absolutnie sama, jednego z discopolowych evergreenów, np. Białego Misia?
Ally McBeal: ikona singielek / materiały promocyjne Ally McBeal: ikona singielek / materiały promocyjne
Ally McBeal / materiały promocyjne
"Pierwsza rzecz, którą robię, jak jadę do rodziców na weekend bądź urlop, to rzucenie się na telewizor i nadrabianie zaległości w serialach. To swego rodzaju amok" - kwituje Ula, 26-letnia filmoznawczyni, teatrolożka i kobieta pracująca. - Nawet groźby mojej matki nie są w stanie odessać mnie od ekranu. Oczywiście oficjalnie, w towarzystwie znajomych, niska kultura popularna adresowana do kobiet, której esencją są właśnie seriale, w ogóle mnie nie interesuje, bądź co najwyżej nudzi. Jednak przyznam się, że bardzo lubię tak czasem sobie pooglądać i pośledzić zmiany fryzur i figur bohaterek, zwłaszcza, że sama nie mam telewizora. Wiadomo - to podstępny pochłaniacz czasu - a ja przecież muszę się rozwijać.
Konsumowanie (w szerokim tego słowa znaczeniu) rzeczy niespójnych z takim wizerunkiem jednostki, jaki chce narzucić pozostałym członkom społeczeństwa, to właśnie konsumpcja ukryta - termin ukuty przez Ervinga Goffmana, amerykańskiego socjologa żyjącego w ubiegłym wieku, a obecnie już klasyka perspektywy dramaturgicznej. Miłośnicy muzyki klasycznej pokątnie słuchający lekkostrawnego komercjalnego popu, intelektualistki szalejące na parkiecie w rytm piosenek Rihanny, alterglobaliści w cichym kąciku własnego pokoju przeżuwający korporacyjne hamburgery - to żywe przykłady konsumpcji ukrytej. Nikt nie chce być posądzony o zły gust albo, co gorsza, o hipokryzję, a pewnym przyjemnościom nie sposób się oprzeć i właśnie dlatego trzeba zacierać ślady zbrodni na własnym idealnym/wyidealizowanym wizerunku. Zdrowy odruch obronny czy też może już chorobliwa obsesja?
Nie, ja naprawdę jestem naturalną blondynką! Ewentualnie: nie, ja prawie nie noszę makijażu!
Wizerunek to ta część naszego ja, którą najczęściej pokazujemy innym. Wizerunek Kazimiery Szczuki jako błyskotliwej literaturoznawczyni i bezkompromisowej feministki to niekoniecznie i nie zawsze to samo co Kazia Szczuka prywatnie dla swojego partnera, podczas paskudnej grypy czy też w trakcie odwiedzin u najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa. Wizerunek jest przez jednostkę tworzony niejako z rozmysłem i niektóre jego fragmenty są bardziej eksponowane niż inne, pewne, mniej społecznie pożądane części ulegają ocenzurowaniu, stąd między innymi bierze się zakłopotana mina aktora społecznego zdemaskowanego podczas ukrytej konsumpcji, czy też na zachowaniu sprzecznym z oficjalnym wizerunkiem.
Prosty przykład, to złapany na gorącym uczynku ortodoksyjny wegetarianin z zapałem wcinający smażoną kiełbaskę na krakowskiej hali targowej. Goffman stwierdziłby, że wizerunek jednostki jest nierozerwalnie związany ze sceną i w domyśle - publicznością. Każdy z nas to aktor sprzedający swój wizerunek innym, odgrywający swoją rolę w celu spowodowania określonej reakcji, pragnący wywołać takie a nie inne wrażenie na pozostałych uczestnikach spektaklu (czyli na innych ludziach). Dopiero w zaciszu prywatności, czyli za kulisami, używając terminologii Goffmana, możemy odetchnąć z ulgą i znowu poczuć się sobą.
Zazwyczaj bywa tak, iż im ktoś jest dla nas ważniejszy, tym większa presja wywarcia na tej osobie pozytywnego wrażenia i tym bardziej nam na tym zależy. Dlatego z reguły więcej czytamy, znamy się bardziej dogłębnie na zespołach muzycznej sceny indie folk i jesteśmy bardziej zaangażowane w aktywne spędzanie czasu wolnego, gdy spotykamy atrakcyjnego dla nas potencjalnego partnera, który:
a) wieczorami nagrywa demo pierwszej płyty ze swoją garażową kapelą;
b) jest przyszłym sławnym pisarzem, bądź za takiego się uważa;
c) jest zawodowym trenerem fitness, a wolnym czasie objeżdża na rowerze pół Polski i prowadzi szkółkę pływacką.
Jesteśmy też ładniejsze (oczywiście naturalnie), seksowniejsze (z urodzenia) i mniej apodyktyczne (rzecz jasna). My, goffmanowskie aktorki społeczne, nie potrzebujemy kłopotliwych rekwizytów (czyli dowodów świadczących przeciwko naszemu idealnemu wizerunkowi), które mogłyby zdemaskować taka wizję siebie, którą próbujemy narzucić i sobie i innym. Są rzeczy, których się o mnie nie dowiesz, nie dowiesz się kiedy pierwszy raz się pocałowałam, nigdy nie powiem ci o tym, że ugryzłam go odrobinę za mocno, że właściwie nie wiem, gdzie leży ten cały Azerbejdżan, "Pana Tadeusza" znam wyłącznie z bryków i tak naprawdę uważam, że "Ulisses" jest nudny, czy też, że aksamitnie gładka skóra pod moim nosem to wynik laserowego zabiegu usuwania niechcianego wąsika. Czym jest owa selekcja informacji i zachowań? Chorobliwą obsesją wizerunku, czy dbaniem o własną świetlaną przyszłość?
Jak wykazują niezliczone badania z zakresu psychologii społecznej lubimy podobnych sobie, a cóż nie zbliża bardziej, niż romantyczne rowerowe wycieczki i wspólne gusta?
Narcyzm nasz powszedni
Christopher Lasch w swojej głośnej książce "The Culture of Narcissism" (Kultura Narcyzmu) obnażył dominującą patologię osobowości naszych czasów. Zanurzeni po uszy w konsumpcji, poślubieni firmie, goniący za prestiżem, pięknem i wieczną młodością, nieustannie porównujący się z innymi, odczuwamy wewnętrzną pustkę i presję wywierania wrażenia, bo tylko przez odbijanie się w ich pełnych zachwytu oczach czujemy, że jesteśmy warci więcej niż zero. Oznaki sukcesu, bogactwa i powodzenia u płci przeciwnej są nam niezbędne, tak jak powietrze, by normalnie funkcjonować bez popadania w głęboką depresję.
Chociaż inni służą nam za lustro, ucho i materac, wchodzenie w dwustronne empatyczne relacje jest dla nas praktycznie niemożliwe, bo nie umiemy wyjść poza własną perspektywę "tu i teraz" oraz poza schemat: "co dana relacja może mi dać/przynieść/zaoferować". Pozostawieni sami sobie czujemy się bezbronni jak małe dzieci. Chorym na narcystyczne zaburzenie osobowości brak własnego moralnego kręgosłupa, w poszukiwaniu nowych doświadczeń i przyjemności są nadwrażliwi na oceny innych, a szczególnie na brak deklaracji podziwu i pożądania. Teoretycy tożsamości pomstują, że we współczesnych czasach miejsce naturalnego "charakteru" człowieka zajęła "osobowość" - a za tym nasze przekonanie, że zachowanie i to jak jawimy się innym - jest kluczem do naszego prawdziwego/wewnętrznego "ja".
Nie każdemu się przyznasz Nie każdemu się przyznasz
Nie każdemu się przyznasz
"Dzisiejsza kultura sprzyja narcystycznemu zaburzeniu osobowości" - twierdzi psycholog i psychoterapeuta Ryszard Izdebski z Krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego. "Jest nieskończenie wiele pól, na których chciałoby się błyszczeć. Sport, dobry wygląd, znajomość języków obcych (przynajmniej dwóch), zarządzanie i marketing zasobami ludzkimi, umiejętność bycia asertywnym na tak i na nie, to tylko niektóre z nich. Dojrzałość polega na pogodzeniu się z własnymi ograniczeniami, z własną niedoskonałością i ułomnością. Ale mało który dorosły to potrafi, nie wspominając o młodych".
Moja przyjaciółka Kasia ma w zwyczaju cenzurować zdjęcia. Gdy byłyśmy w liceum, polegało to na tym, że darła w drobny mak poszczególne odbitki, na których wyszła niezbyt niekorzystnie, obecnie z pomocą przyszły jej aparaty cyfrowe natychmiast usuwające niepożądane fotki. - "Przecież nie chcę, by mój nowy chłopak pomyślał sobie, że jestem niefotogeniczna albo, że wyjątkowo nieseksownie zajadam spaghetti" - tłumaczy. - "Zresztą popatrz na gwiazdy, przecież takie okładkowe zdjęcie Keiry Knightley zostało wybrane z kilkudziesięciu, kilkuset innych zdjęć, a potem jeszcze podreperowane przez sztab fachowców. Ja nie mam osobistej fryzjerki, stylistki brwi i makijażystki, więc taka drobna korekta to przecież nic złego" - dodaje.
Trochę ją rozumiem, tuż po maturze na pawlacz wyjechała moja kolekcja zdjęć z amerykańskiej szkoły średniej, gdy nie grzeszyłam ani stylem ani figurą filmowej lolity. Pokazałam ją mojemu chłopakowi dopiero po pół roku zażyłej znajomości, gdy byłam absolutnie pewna szczerości i siły jego uczuć w stosunku do mnie. No bo przecież każda z nas chce być boginią seksu, jeżeli nie dla wszystkich, to chociaż dla Jednego. A gdzie kończy się "ja", a zaczyna manipulacja wizerunkiem? Kto martwiłby się o to, mając perspektywę romantycznej wycieczki do krainy wiecznej miłości?
Maria Adamczyk
Maria Adamczyk - jest socjologiem medycyny, przygotowuje rozprawę doktorską "Kobiety niepełnosprawne ruchowo. Ich świat społeczny i świat intymny" w Zakładzie Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.