Pamiętam, że dla mnie pójście do szkoły zawodowej było czymś nie do pomyślenia. Panowało wtedy przekonanie, że poziom nauki w szkołach zawodowych jest bardzo niski i nie daje żadnych perspektyw na przyszłość. Że tylko studia wyższe są furtką do osiągnięcia sukcesu, satysfakcji z wykonywanej pracy i wielu zer na koncie. Teraz, kiedy już jestem w tej przyszłości, trochę sobie pluję w brodę i widzę błąd tamtego myślenia.
Po szkole zawodowej można było kształcić się dalej. Brama do uzyskania wyższego wykształcenia nie zamykała się na sto spustów. Trzeba było po prostu mieć chęci. Po trzech latach nauki człowiek miałby wyuczony praktyczny zawód. Po czterech latach liceum ogólnokształcącego nadal nie mam pojęcia, o co chodzi w równaniach różniczkowych, moje zainteresowanie poezją zostało zgaszone, język niemiecki kojarzy mi się z bólem i cierpieniem młodego Wertera, a fachu w ręku nie mam. No i jaki to niby plus?
Podobne refleksje mają moi znajomi.
Bartek. Grafik komputerowy:
Postukałby człowiek młotkiem... (Fot. Todd Quackenbush/unsplash.com CC) Postukałby człowiek młotkiem... (Fot. Todd Quackenbush/unsplash.com CC)
Postukałby człowiek młotkiem... (Fot. Todd Quackenbush/unsplash.com CC)
Studia wyższe nie są żadną gwarancją zdobycia pracy. Większość osób bezrobotnych, jakie znam, to ci z wyższym wykształceniem. Niektórzy mają nawet skończone studia podyplomowe. Szukają pracy nie tylko w wyuczonym zawodzie, próbują się przebranżowić, niektórzy schodzą poniżej własnych oczekiwań i nadal spotykają się z odmową zatrudnienia. W tym ostatnim przypadku nie mam na myśli wynagrodzenia. Spotykają się z odmową, bo mają za wysokie wykształcenie, za duże doświadczenie i za dużo języków obcych znają. Przykre, ale niestety tak też bywa.
Rozmawiałam też ze znajomymi, którzy są czynni zawodowo, ale nie pracują w wyuczonym zawodzie. Najbardziej prozaiczny powód to zarobki, albo to, że chcieli robić coś innego.
Mateusz. Grafik komputerowy:
Bartek:
Olga. Właścicielka prywatnego przedszkola:
Aleksandra. PR Manager:
Pokolenie Y: postawa roszczeniowa czy walka z umowami śmieciowymi? Praca biurowa - nuda i szarzyzna (Fot. www.pexels.com/ CC0) klawiatura, komputer, biurko, biuro, praca
Praca biurowa - nuda i szarzyzna? (Fot. www.pexels.com/ CC0)
A miłość? Wyobraźcie sobie, że wiążecie się na całe życie z osobą, z którą chodziliście mając dwadzieścia lat. Z kolei ci, którzy są w takich związkach, niech spróbują pomyśleć, co by było, gdybym był/była z kimś innym, albo sam/sama?
Rozstanie ze starym ukochanym było z jakiegoś powodu błahe i może teraz byłaby to romantyczna miłość jak w serialu wenezuelskim. Pisze się ktoś na to?
A może ktoś, kto jest w związku, marzy czasami skrycie o byciu samemu? Osobiście uważam, że bycie samemu ma wiele plusów. Można naprawdę pomyśleć o sobie, o swoich potrzebach, o tym co lubimy robić i co naprawdę lubimy jeść. Minusy też są, nie ma się co czarować, ale jak się dobrze człowiek nastawi do świata, to okaże się, że minusy nie są w stanie przesłonić plusów.
Bo w miłości nie chodzi o to, żeby być z kimś dlatego, "że nie chcę być sam/sama", ale o to, żeby... - DOKOŃCZCIE ZDANIE W KOMENTARZU, Foszanie. Zgadzacie się w ogóle z pierwszą połową zdania?
A jeśli miłość i związek, to może także rodzina . Nie mam dzieci i nie umiem sobie wyobrazić jak to jest je mieć. Myślenie abstrakcyjne o tej sytuacji mi nie wychodzi (Zatrzymuję się na etapie spaceru z wózkiem po parku. Mały ludzik śpi).
Zresztą, każde dziecko jest inne, każdy rodzic jest inny i nie da się porównać. Próba mówienia, że życie dopiero teraz jest pełne często nie dociera do bezdzietnych. Wynika to z faktu, że spora liczba bezdzietnych nie uważa, że ich życie jest puste, nie czują się wcale gorsi od dzieciatych, lepsi też nie. Dla tych, których ten argument nie przekonuje, (nie mów innym, że tylko życie z dzieckiem ma sens) przypominam przy okazji, że takie słowa mogą bardzo ranić. Nie wszyscy muszą chcieć dzieci i nie wszyscy mogą mieć potomstwo, chociaż bardzo tego chcą.
Z drugiej strony bezdzietni nie powinni oburzać się, że w ich towarzystwie rodzice dużo mówią o swoich dzieciach. Jeżeli tak bardzo przeszkadza ci ten temat, to wyznacz granice takiej rozmowy. To działa. Wymaga oczywiście zadawania pytań, które trzeba uszczegółowić. Co u ciebie słychać? Ale wiesz, chodzi mi o twoje uczucia, pracę, co się dzieje poza domem, bo o dzieciach już mówiłaś/mówiłeś.
No, a teraz proszę powiedzcie jak to jest z wami? Kto chciałby postukać młotkiem, a musi machać palcami na klawiaturze komputera. Może ktoś chciałby być fryzjerem, a jest dyrektorem w banku? I czy żałujecie zerwania z miłością licealną, bo wyrosła z niego lub niej wspaniała dorosła osoba?