10 rzeczy, których nie nauczyli mnie rodzice (i teraz mam przesrane)

Mamo, tato, tak mi przykro. Wiem, że bardzo się staraliście, ale chyba trochę wam nie wyszło. Nie nauczyliście mnie tylu ważnych rzeczy! Chcielibyście wiedzieć czego?

1. Że w życiu liczy się autopromocja i pijar (wiem, to ostatnie słowo kiedyś nie istniało, skąd mogliście wiedzieć?). Że nieważne, co się robi, najważniejsze, to głośno o tym krzyczeć. A nawet że czasem bardziej się opłaca krzyczeć, niż robić. Wiem, nie było jeszcze wtedy Facebooka, nie było medium, które pozwalało robić to "bez obciachu". Ale przecież i w waszych pracach na pewno byli tacy opowiadacze. Chwalacze. Pijarowcy. I jeszcze ta wasza pochwała skromności! To twierdzenie, że trzeba robić swoje, siedzieć cicho i czekać, aż ktoś zauważy, bo przecież dobra robota zawsze się obroni! Co za stek bzdur! A ja głupia naprawdę uwierzyłam, że wystarczy robić coś dobrze, być cierpliwym i naprawdę coś w końcu się wydarzy!

2. Że kłamstwo i ściema popłaca. Że nikt nie chce słuchać prawdy, bo prawda po pierwsze nie istnieje, a po drugie jest bardzo niemodna. Że bronienie swojego, nawet i słusznego stanowiska, nie popłaca. Że trzeba uważnie obserwować, skąd wieje wiatr i razem z nim, a nie wbrew niemu podążać. Że trzeba chylić czoła przed silniejszymi, grzecznie przełykać żaby, smarując sobie gardziołko wazelinką czy innym żelem. Że walenie głową w mur z betonu nie ma sensu, nawet jak się hełm założy na głowę (dzięki, Hernik, za ten hełm!). Mur nie pęknie. A nawet jakby, to szybko go naprawią.

3. Że bycie grzecznym i miłym to kanał, bo nikt cię wtedy nie szanuje, za to każdy chętnie wykorzysta. Że te wszystkie proszę przepraszam dziękuję, te niby uśmiechy, to tylko taka forma załatwiania interesów, która nie ma żadnego znaczenia. Liczy się chamstwo i bezczelność, ono dzisiaj nazywa się "przebojowość" i otwiera wiele drzwi.

4. Że trzeba za wszelką cenę do przodu i po trupach. Że liczę się tylko JA, a inni są tylko po to, żeby pomóc mi osiągnąć MÓJ sukces. Że w ogóle inni istnieją tylko po to, żeby mnie ewentualnie minąć na ulicy i nawet słońce krąży wokół planety JA, która jest najładniejsza, najmądrzejsza, najfajniejsza, jedyna, oryginalna, wspaniała, kolorowa, szalona, zdolna, pracowita, najlepsza...

5. Że podążanie za swoimi pasjami czasem jednak ma sens, bo najgłupsza i najbardziej błaha nawet pasja może się zamienić w dobrze płatną pracę. A, jak mówią, jeśli praca jest twoją pasją, to nigdy nie będziesz pracował (ja wiem, kiedyś nie było tylu możliwości. Nie można było np. zainteresowania szmatami czy makijażem zamienić w dobrze prosperujący, blogerski interes). I to twierdzenie, że życie to nie bajka, to nie zabawa, nie karnawał. Proszę was!

6. Że wygląd ma znaczenie. Bardzo konkretne. Że ładną buzią i zgrabną pupą można zawojować świat, podbić światowe rynki i zarobić miliony (tak, wiem, w waszych czasach nie było ani supermodelek, ani superblogerek, kultura obrazkowa była w powijakach. Studia, to było coś, co niosło ze sobą lepszą przyszłość. Dzisiaj prawie wszyscy są po studiach, i co z tego mają?). I że warto w tę twarz czy pupę zainwestować.

7. Że seks nie ma znaczenia, nic nie znaczy, niczemu nie służy. Mówiliście, że seks jest przeważny, że musi wiązać się z miłością. Że jest wyrazem bliskości i intymności. Dlaczego, ach, dlaczego nie powiedzieliście mi, że seksem tyle można załatwić? Pracę sobie znaleźć, awans kupić albo chociaż godziwą podwyżkę? Że seks to najlepsza na świecie łapówka, bo przecież nikt jej nam nigdy nie udowodni! Mamo, czemu mi nie powiedziałaś, że kiedyś będę się wstydzić przed koleżankami znikomą ilością partnerów seksualnych? Że na palcach jednej ręki to można sobie co najwyżej pierścionki z diamentem policzyć?

8. Że etat jest bez sensu, bo etat nie opłaca się pracodawcy i przedsiębiorcy. Że najfajniej jest być freelancerem, najfajniej oczywiście dla przedsiębiorcy i pracodawcy, bo on wtedy nic nie musi i spokojnie może się rozwijać (czyt. łoić kasę na twojej pracy, nic w zamian nie dając). Poza tym nie uczyliście mnie, że praca jest niemodna, dzisiaj liczy się "robienie projektów". Oczywiście na kontrakcie. I na freelansie. I że od pracy ważniejszy jest pijar, ale o tym był już pkt. 1.

9. Że zwierzęta mają duszę i właściwie są ludźmi, tylko w innej skórze. Tego wam chyba nigdy nie wybaczę, bo za to, że tak nie myślę, dzisiaj tysiące mnie nienawidzą.

10. Że hajs ma znaczenie. Że jest najważniejszy, najwspanialszy i w ogóle naj. Że ludzie kłamią, kiedy mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, z zawiści tak mówią i z zazdrości. Że jak się ma hajs, to ma się wszystko. Ludzie cię lubią i szanują, chcą się z tobą przyjaźnić, możesz się wyleczyć z każdej choroby, dużo rzeczy dostajesz za darmo. Że jak masz hajs, to jesteś ładniejszy i fajniejszy, i nawet zmarszczek nie masz, jak masz hajs. I prawo cię wtedy cię nie dotyczy, i przemijanie, ból cię nie dotyka i nawet nieszczęścia omijają cię łukiem. Jak tylko masz ten hajs. (nie powiedzieliście mi też, jak go zarobić albo przynajmniej odziedziczyć i tego wam chyba nie wybaczę).

Więcej o: