Redaktorki "Wysokich Obcasów" ostro odcinają się od redaktorek "Wysokich obcasów Extra". Magdalena Środa i Agnieszka Graff żądają przeprosin . Redaktorki "Wysokich obcasów Extra" odwijają się eleganckim lewym sierpowym aż dudni po żebrach. To przecież nie będę stała z boku i patrzyła jak koleżanki się biją, tylko też założę rękawice.
O co poszło? O feminizm właśnie. W marcowym numerze "Wysokich Obcasów Extra" ukazał się tekst zatytułowany "Bank gniewu - dlaczego wkurzają nas feministki?" , w którym autorka docieka, dlaczego w Polsce feminizm nie jest powszechnie deklarowany, choć przecież wszystkie korzystamy z wywalczonych przez feminizm swobód i co więcej pewnie protestowałybyśmy ostro gdyby ktoś próbował nam te zdobycze odebrać czy w inny sposób ograniczać naszą wolność.
Wśród "grzechów" feministek wymienia: awanturniczy ton dyskursu ("Feministka jako sfrustrowana seksualnie brzydula w okularach to oczywisty i ordynarny stereotyp, więc nie ma sensu się nim zajmować. Ale faktem jest, że ton polskich feministek jest niestrawny dla wielu kobiet. Liderki ruchu kobiecego dają się poznać szerszemu gronu w pyskówkach w telewizji i w konsekwencji trafiają do tego samego worka co pieniacze z sejmowej mównicy i kibole. Do worka z napisem "Nie ruszać"." ), zajmowanie się problemami zbyt wydumanymi zamiast realnymi bolączkami polskich kobiet ("Ponieważ aktywistkami były głównie humanistki, analizowały wizerunek kobiety w kulturze: jak przedstawia się kobiety w literaturze, filmie czy reklamie. (...) Czy ktoś pamięta jakąś zainicjowaną przez feministki debatę o tym, że większość Polek prowadzi ciąże w prywatnych gabinetach ginekologicznych? O finansowaniu dla dziewczynek szczepionek przeciw wirusowi HPV, który może wywoływać raka szyjki macicy?" ), ekskluzywność ("Przez lata większość zaangażowanych feministek rekrutowała się spośród wykładowczyń uniwersyteckich, autorek książek i badaczek kultury. Ton dyskursowi nadawała intelektualna elita. To dobrze i normalnie, bo rolą elit jest wyznaczać kierunki. Dobrze jednak, jeśli elity bacznie rozglądają się wokół." ).
Konkludując zaś wskazuje zarówno sukcesy ruchu jak i wyzwania związane z przyszłością: "Otwarcie się feministycznych elit może jednak zjednoczyć wiele kobiet, bo - nawet wziąwszy pod uwagę, jak gorące są kwestie aborcji czy in vitro - więcej spraw nas łączy, niż dzieli." . Tekst jest bogato inkrustowany wypowiedziami m.in. Środy, Graff, i Ewy Łętowskiej. Choć nie zgadzam się z wszystkimi zawartymi w tekście tezami (nie, aborcja to nie jest wydumany problem w kraju Polska), to jednak odbieram go jako próbę rzeczowej dyskusji na dobrze postawione pytanie - nawet jeśli nie ze wszystkim trafia w punkt.
Dlatego reakcje po tym tekście najpierw mnie zdumiały (dziewczyny, nie bijcie się! Przecież więcej was łączy, niż dzieli!) a potem wkurzyły. Bo rozumiem chęć polemiki, dyskusji, prostowania itd. jednak nie pojmuję ideologicznego zacietrzewienia.
- napisała naczelna "WO" Paulina Reiter . Dokonując rozbioru logicznego powyższego stwierdzenia: jeśli nie jesteś feministką to znaczy, że nie są dla ciebie ważne równe prawa dla wszystkich. Bo one są ważne tylko dla feministek i feministów. A ty "ciesząc się przywilejami równości" nie masz jednak wolności wyboru światopoglądu. Musisz mieć feministyczny i basta. Podobne wnioski można wyciągnąć z listu do redakcji Wyborczej nadesłanego przez Magdalenę Środę i Agnieszkę Graff:
Kobiece w cudzysłowie, bo skoro nie feministyczne, to i nie kobiece? Nie może istnieć kobiece pismo, które nie hołduje feministycznej ideologii, optyce i światopoglądowi? Dziennikarka nie ma prawa do swoich opinii? NO KURDE?! Jak tak można?!
Nie mam żadnego problemu z feminizmem i feministkami. Co więcej, wkurzam się gdy ktoś traktuje feminizm stereotypowo, domalowując mu wąsatą gębę. Bo to głupie i niepotrzebne. Wiele poglądów na różne sprawy mamy z feministkami wspólnych, ale nie czuję powołania, by brać udział we wszystkich bitwach, które toczą (tak, naprawdę jest mi wszystko jedno czy ktoś nazywa mnie redaktorem czy redaktorką. Byle czuł respekt), ani by stanąć akurat pod tym sztandarem. Drażni mnie bowiem, gdy feministki próbują zawłaszczyć jako tylko im przypisane poglądy, które winny charakteryzować każdego przyzwoitego człowieka. Nie musisz być feministką, by walczyć o równe prawa dla wszystkich.
Ja wybieram niebycie feministką. Zdaje się jednak, że jednocześnie - zdaniem pań oburzonych tekstem w "WOE" - wyrzekam się mojej kobiecości. Trudno, człowieczeństwo mi wystarczy.