Przesadzasz z używkami, chodzisz późno spać i denerwują cię drobne hałasy? Musisz być geniuszem...

Nie ma lepszego usprawiedliwienia dla własnych niedoskonałości, niż wiara w to, że są oznakami geniuszu. Sami powiedzcie, o ile przyjemniej jest pozować na twórczego ekscentryka, niż przyznać się do faktu, że jesteś wiecznie roztrzepanym bałaganiarzem?

Łatwo jest dziś podbudować własne ego. Wystarczy trafić na odpowiedni artykuł - na przykład o tym, że ludzie z wyższym IQ są nocnymi markami, lubią nadużywać narkotyków i uprawiać seks . Gdyby zsumować różne rewelacje dotyczące tego jakie są oznaki geniuszu, można odkryć, że, aby czuć się kimś wybitnym, wystarczy mieć:

- niezły bajzel . Nie wiem czy jesteście gotowi na radykalizm godny Francisa Bacona , ale nie tego filozofa, tylko szalenie oryginalnego, dwudziestowiecznego malarza? Sami spójrzcie - facet wypracował własny styl, nikt wcześniej nie malował tak, jak on.

Pracownia malarza Francisa Bacona Pracownia malarza Francisa Bacona  Pracownia malarza Francisa Bacona Pracownia malarza Francisa Bacona

- nadreaktywność na dźwięki . No wiecie, szelesty, szepty, chrupanie. "Nie potrafisz znieść irytujących dźwięków? Możesz być geniuszem" - na taki absurdalny wniosek zaznaczony już w tytule natrafiłam ostatnio przekopując kilobajty różnych tekstów bardziej "pop" niż "sci". O co chodzi? Wielu wybitnych twórców po prostu nie potrafiło się skoncentrować na pracy bez stoperów w uszach i bez zamkniętych okien - na przykład biedny Marcel Proust , czy Karol Darwin .

- upodobanie do używek. Według pewnej hipotezy omówionej kilka lat temu na stronach Psychology Today - ludzie o wyższym IQ piją więcej alkoholu . Więc to nie tak, że jesteś menelem, po prostu jesteś za mądra(y) na ten świat, "daj mi spokój, nie jestem pijana, po prostu jestem nowym Ernestem Hemingwayem i Piotrem Czajkowskim w jednym", a jak będą ci robić wymówki, że zaczynasz pić już z samego rana, możesz powiedzieć, że mogło być gorzej . Wreszcie geniusze tacy jak Freud nie funkcjonowali bez morfiny, a amfetamina stała się jedną z najlepszych przyjaciółek Philipa K. Dicka .

- obsesję picia kawy. Wiem, że to używka, ale stawianie jej obok benzedryny, opiatów i wódki mogłoby osłabić działanie. Tymczasem jeśli dobrze przekręcisz kota ogonem, to kawoholizm stanie się twoim orężem w walce o budowanie własnego poczucia wartości (a co!). Kawę wiadrami pijało wielu szalenie bystrych, niesamowicie kreatywnych ludzi. Mój najdroższy Soren Kierkegaard w zasadzie pijał cukier z kawą, co sprawiało, że oprócz przyjmowania dobrego kofeinowego strzału był przez pewien czas na całym tym słynnym "sugar rushu ".

Wiedząc, w jak wielu kwestiach ludzie potrafią sobie folgować, na wszystko można by pewnie znaleźć jakieś wyjaśnienie, które jest zapewne związane nie z naszym lenistwem, tumiwisizmem, zwyczajnym nieumiarkowaniem w jedzeniu i/lub piciu* (*niepotrzebne skreślić). Właściwie sformułowaniem "...bo jestem geniuszem" można byłoby skończyć każde zdanie:

- Ubieram się niechlujnie...

- Szkoda mi czasu na pierdoły takie jak nakładanie pasty do zębów na szczoteczkę (powołać się na przypadek Freuda i jego żony!)...

- Nie mogę zajmować się dziećmi i domem...

- Nie zamierzam zachowywać się właściwie w towarzystwie...

- Śpię w środku dnia...

- Mogę pokazać wam dowolny szajs i dorobić do niego ideologię...

I tak dalej, i tak dalej... Nie czarujmy się, dobrze jest czuć się jak znany X czy wybitny Y. Ja na przykład umiem pracować gdziekolwiek, jak Agata Christie i naprawdę nie potrafię często usiąść do pracy bez założenia słuchawek na uszy (jak Antoni Czechow ) - inaczej moja podzielna uwaga dzieli się za mocno i na pracę -tę konkretną zarobkową zostaje jej już tyle co nic. O kawie już nawet nie wspominam. Mogłabym się po prostu ścigać z Balzakiem , który podobno wypijał 50 filiżanek tego najgenialniejszego i najbardziej aromatycznego napoju pod słońcem dziennie .

Nie czyni mnie to geniuszem, mam tego smutną świadomość. Genialni za to są spece od przyciągających uwagę tytułów artykułów, którzy potrafią znaleźć właściwą przynętę dla każdego z nas. GENIALNIE zamieniają skutki z przyczynami, przestawiają porządek i przesuwają akcenty, dyskretnie zmieniają hipotezy w twierdzenia i wspaniale poszerzają definicje. Ponieważ dziś mamy specjalny dzień, dzień mózgu, po prostu polecam w ramach codziennych ćwiczeń nie tylko spacery (wiecie, że wielu geniuszy lubiło długie, samotne spacery? Wyjdziecie na tym lepiej niż na narkotykach i nie trzeba będzie szukać dilera), ale przede wszystkim elementarne ćwiczenia z wątpienia - miłą mentalną woltyżerkę. Nie mówię, że od razu powinniśmy sobie zbiorowo i symultanicznie rozwiazywać Test Niesamowitych Zastosowań Guilforda ale może zwyczajnie - nie folgujcie sobie, a zwłaszcza swojemu mózgowi. Jest całkiem przydatnym narzędziem. Poza tym, gdy już nastanie zombie apokalipsa, dobry mózg będzie nie lada przysmakiem.

Więcej o: