Na wstępie przyznam, że uwielbiam Top Gear . Zafascynowałam się nim jeszcze w czasach, gdy nie miałam prawa jazdy i tematy motoryzacyjne uważałam za śmiertelnie nudne. Pomimo tej egzotyki, Top Gear urzekł mnie jak promocja w Mango - czyli bardzo. Z wypiekami i uśmiechem na twarzy oglądałam ten program, choć nie zgadzałam się z wieloma poglądami Jeremy'ego Clarksona, zwłaszcza tymi dotyczącymi ochrony środowiska i efektu cieplarnianego. Śmiałam się przyglądając się wyścigom trzech maniaków motoryzacji w przedziwnych samochodach i w różnych środkach transportu. Razem z mężem snułam domysły dotyczące tożsamości Stiga. Zawsze czekałam na stały fragment programu - czyli znana osoba ścigająca się w samochodzie za rozsądną cenę . Obserwowanie zmagań Lewisa Hamiltona - dwukrotnego zdobywcy tytułu mistrza świata Formuły 1, w topornej Suzuce Lianie było bezcenne. Podobnie jak odcinek z Jodie Kidd - brytyjską modelką, która pobiła rekord Jay Kay z Jamiroquai, fana szybkich samochodów.
Cenię Clarksona za jego błyskotliwy język i celne puenty. Jego książki czytałam po kilka razy, zwłaszcza "Wiem, że masz duszę" - cykl felietonów udowadniających, że maszyny nie są wyłącznie kupą żelastwa, lecz mają w sobie to magiczne "coś" stanowiące o ich wyjątkowości. Jeśli ktoś może sprawić, że zatracę się w czytaniu o Kałasznikowie, łodzi podwodnej czy Sokole Millenium, to będzie to właśnie Jeremy Clarkson .
Wystarczy już tej laurki. Jeremy Clarkson jest postacią nietuzinkową, lecz kontrowersyjną. Wielokrotnie BBC świeciło oczami za jego niestosowne komentarze, pod adresem osób niepełnosprawnych, Meksykanów, czy ludzi o innym niż biały kolorze skóry . Prowadzący Top Gear wraz z ekipą musiał ewakuować się z Argentyny, po tym jak zamontował na samochodzie tablicę rejestracyjną o numerze H982 FKL, nawiązującą wprost do przegranej przez ten kraj wojny o Falklandy. Przyznajmy, że takie wybryki zdarzają się wielu znanym osobom, którym woda sodowa za mocno uderza do głowy. Być może wydaje się im, że są bezkarne, niezastąpione i mogą więcej niż zwykli zjadacze chleba. Piszę "być może", ponieważ nigdy nie byłam i nie chciałam być sławna, więc nie wiem jak to jest. Mogę to sobie jedynie wyobrazić oraz wyciągnąć wnioski z obserwacji niektórych zachowań.
Jednak miarka się przebrała i BBC zakończyło współpracę z Clarksonem. Stało się to po incydencie na planie ostatniej serii Top Gear, gdy ten po 20 minutowej awanturze uderzył jednego z producentów programu - Oisina Tymona, nazywając go wcześniej "leniwym, p*** Irlandczykiem". Powodem awantury był brak ciepłego posiłku w restauracji hotelowej, a konkretnie brak steków i frytek. Cóż, zdaję sobie sprawę z tego, że gdy człowiek jest głodny, to jest zły. I ta złość może się potęgować, gdy jest wcześniej zaprawiona piwem z lokalnego pubu. Ale trzeba być kompletnym furiatem i chamem, żeby z powodu braku ciepłej padliny dać komuś w twarz. W dodatku w pracy! Nic nie usprawiedliwia przemocy z takiego powodu. I nie powinien mieć znaczenia fakt, jakie zyski dla stacji generuje Jeremy Clarkson i jego autorski program z kosmiczną oglądalnością - 350 milionów widzów! Dlatego, kiedy dowiedziałam się o tym, że BBC podjęło decyzję o zawieszeniu prezentera, a następnie zwolnieniu go, pomyślałam, że mają jaja i odwagę, obcinając łeb kurze znoszącej złote jajka.
Mimo to, po decyzji BBC miliony osób podpisało się pod petycją w sprawie przywrócenia Clarksona do pracy. Rozumiem, że program jest super i bez Jeremy'ego nie będzie już nigdy taki sam, ale opamiętajmy się, ten facet uderzył swojego przełożonego, bo nie dostał steka, wpadł w furię z powodu głupiego kawałka mięsa . To nie jest normalne! Ciekawa jestem, czy którakolwiek z osób podpisujących ten list, chciałby współpracować z kimś tak agresywnym i niezrównoważonym? Niestety, ale popierając Jeremy'ego, popiera się przemoc. Tym bardziej żenujący jest fakt pogróżek pod adresem dyrektora generalnego stacji - Tony'ego Halla i konieczności objęcia go 24-godzinna ochroną.
Tymczasem okazuje się, że nie jest łatwo zrezygnować z pewnych zysków. Maszynka do zarabiania milionów funtów jaką jest program Top Gear nie zniknie tak do końca. Trzech autorów motoryzacyjnego show: Clarkson, Hammond i May ruszają w trasę z występami na żywo, pod inną nazwą i bez patronatu BBC . Bilety zostały już wcześniej sprzedane, show must go on.
Książki Jeremy'ego Clarksona są dostępne w wersji elektronicznej na Publio.pl >>
Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku