Cukiernia Pianka nie mieści się co prawda w centrum Warszawy, ale wierzcie mi: warto się wybrać na dalekie Bielany, by (nim spróbujecie ciast) zobaczyć to wnętrze. Jasne, słoneczne, wypełnione pastelowymi kolorami i cudnymi ciastkami, tortami i makaronikami. - Zrobiłam sobie miejsce pracy - uśmiecha się Janka Pomianowska. Patrzy z dumą na swoją cukiernię. - Jakoś dotąd nie miałam szczęścia do miejsc, w których pracowałam, a tu, nawet jak się zasiedzę do północy, to wystarczy, że się odwrócę i spojrzę na kolorowe rzeczy... Od razu jest mi lepiej .
A zasiedzieć się do północy zdarza jej się często. Zwłaszcza w czwartki i piątki, gdy szykuje torty na sobotnie imprezy: wesela czy urodziny. Janka pracuje sama. - Da się - zapewnia. - Jeśli masz wprawę, sprawdzony tryb, wszystko się da. Nawet siedem piętrowych tortów w jeden dzień - mówi i dodaje: - Czekam na kolejne wyzwania!
Cukierniczy samouk
Janka Pomianowska wcześniej pracowała w mediach. - Każda posada to było coś. Ale od początku szukałam, zmieniałam pracę. Bałam się powiedzieć głośno, że chcę robić ciastka, bo wypadało przecież robić coś "pożytecznego". Bo jak to tak? Jestem po studiach, dobrze sobie radzę zawodowo, jak mogłabym kompletnie zmienić kierunek? W końcu jednak pragnienie pieczenia na szerszą skalę niż tylko dla najbliższych wzięło górę. Zwłaszcza że nie było to hobby, które narodziło się nagle.
Janka Pianka z pastelowym tortem (fot. Janka Pomianowska) Janka Pianka z pastelowym tortem (fot. Janka Pomianowska)
Janka Pianka z pastelowym tortem (fot. Janka Pomianowska)
Od wczesnego dzieciństwa Janka przeglądała książki, w których były zdjęcia tortów.
- Strasznie mi się podobało, że to, co widzę na obrazku, to coś, co można samemu zrobić - opowiada. - Piekłam od najmłodszych lat. Jak tylko mogłam coś sama robić w kuchni, to na słodko. Moja mama zawsze robiła bardzo dobre rzeczy, ale takie typowo domowe, jak ciasto drożdżowe. Mnie ciągnęło w stronę tych wypieków, które też świetnie wyglądają, są zdobione, mają ciekawe kształty. Wszystkiego uczyłam się z książek i programów telewizyjnych. Gdy pojawił się internet i YouTube, stało się to o wiele prostsze.
Janka jest samoukiem. Nie ukrywa, że chętnie kształciłaby się w tym kierunku, gdyby wcześniej były takie możliwości lub byłoby ją stać na szkołę w Londynie czy Paryżu. Kiedyś miała pomysł, by pójść do szkoły cukierniczej, ale wówczas nie było w Polsce takich szkół, jakie by chciała. - Mogłam iść do zawodówki cukierniczej, ale tam uczyłabym się niekoniecznie tego, co mi się dziś przydaje w prowadzeniu małej pracowni . Jednak mozolne wypiekanie ciast - wieczorami, po pracy i w weekendy - przyniosło nawet lepsze efekty niż prestiżowa szkoła. Samodzielne udoskonalanie przepisów, szukanie sposobów na osiągnięcie wymarzonego efektu dało jej pewność i spokój, tak potrzebny, gdy ma się zamówienie na słodką oprawę wesela.
Słodki stół (fot. Janka Pomianowska) Słodki stół (fot. Janka Pomianowska)
Słodki stół (fot. Janka Pomianowska)
Ryzyko i cierpliwość
Zawsze jest oczywiście ryzyko, że coś nie wyjdzie. - Może być tak, że pieczesz coś milion razy, a za milion pierwszym nie wyjdzie. Ale gdy masz już wprawę, to widzisz na wczesnym etapie, że coś jest nie tak. Poznajesz po konsystencji. Wtedy można coś jeszcze zaradzić. Trzeba wypiec wiele tortów, by odważyć się robić je na zamówienie - mówi Janka.
Praca cukiernika to niewątpliwie zawód, w którym trzeba mieć cierpliwość. Z przepisem na makaroniki Janka eksperymentowała kilka lat, nim wyszły dokładnie takie, jakie chciała. - Trzeba poświęcić dużo czasu, wypiec wiele razy daną rzecz, by wiedzieć, jak ona ma wyglądać i smakować . Przepisy są jej największym skarbem. Udoskonala, próbuje zmieniać. - Przede wszystkim minimalizuję ilość cukru. Czasami zdarza się przepis z kilogramem cukru. Jak sobie człowiek wyobrazi, ile to jest, to można zwariować! Zmieniam takie proporcje, bo zależy mi, by ciasta były lekkie.
Janka Pianka i makaroniki (fot. Janka Pomianowska)
O dziwo, Janka jest szczupła. Jak ona to robi? Pytam wrednie, czy nie korci jej, by a to oblizać łyżeczkę, a to dojeść resztkę ciasta, co została... - Fakt, trzeba sporo próbować, ciągle coś muszę podjeść. Ale mam tyle latania przy tym wszystkim, że nawet ostatnio schudłam - śmieje się. - Poza tym nie kuszą mnie już słodycze kupne, za dużo w nich chemii. Ale takie ciasto domowej roboty to co innego!
Przepisy zbiera od wielu lat. Najstarszy to zanotowany w podstawówce przepis na muffiny. Udoskonalała go wielokrotnie. Nie są to jednak takie zgrabne muffiny, jakie możemy znać z miejsc, gdzie się je masowo sprzedaje. I to - okazuje się - jest ich ogromny atut. - Jako kulturoznawca, który chce piec ciasta, mam szereg ciekawych obserwacji - śmieje się Janka. Według niej cukiernictwo jest bardzo przemysłową branżą. Dużo cukierni (jeśli nie większość) ma ciastka robione z proszku. Są zawsze idealnie wyrośnięte, tej samej wielkości, równomiernie wilgotne. Ale czuć w smaku, że to nie jest domowy wyrób. - Długo się frustrowałam, że nie wychodzą mi takie idealne muffiny. Jednak wolę nawet trochę koślawe, ale smaczniejsze i zdrowsze !
Słodki biznes
O otworzeniu własnej cukierni Janka zaczęła marzyć już kilka lat temu. Wracała z pracy i wieczorami piekła torty. Wciąż miała z tyłu głowy myśl, że któregoś dnia uczyni z tego swój biznes. - Trudności, jakie wiążą się z otwarciem lokalu, stopowały mnie. Nie miałam pojęcia, jak i czy w ogóle to się uda. Zaczęłam prowadzić bloga, bo to najfajniejszy sposób, by pokazać, co się robi - opowiada. Teraz dokumentuje na blogu życie pracowni.
Dekoracje na torcie jak wycinanki (fot. Janka Pomianowska) Dekoracje na torcie jak wycinanki (fot. Janka Pomianowska)
Dekoracje na torcie jak wycinanki (fot. Janka Pomianowska)
Nim powstała pracownia cukiernicza i cukiernia w jednym, konieczny był skomplikowany proces dojrzewania do tej decyzji. - Nie rzuciłam papierami, by przejść na swoje - śmieje się Janka. Była rozsądna. Doskonaliła umiejętności przez kilka lat, robiąc torty na próbę. Zbierała też sprzęt, który powoli przestawał się mieścić w domu. Gdy się zdecydowała, że to już, zaczęła szukać lokalu i wypowiedziała pracę z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Przyznaje, że miała sporo szczęścia, bo pierwsze ogłoszenie, które wpadło jej w oko, to był właśnie ten lokal. - Od razu wiedziałam, że to jest to miejsce. We wrześniu odeszłam z pracy, w ciągu dwóch tygodni zaprojektowałam sobie moją cukiernię i zaczęliśmy z mężem pracę nad remontem. W zasadzie wszystko zrobiliśmy sami . Co było największym wyzwaniem? Zaprojektowanie kuchni pod wymogi sanepidu. - Duże cukiernie mają firmy, które robią im projekt, a ja musiałam zrobić to sama. Czytałam więc ustawy i cały czas się stresowałam, że zrobię całą kuchnię, a potem przyjdzie pani z sanepidu i powie, że jest źle i muszę wszystko wymieniać. Nie mogłam sobie na to pozwolić finansowo. Nie chciałam brać kredytu, wszystko zrobiliśmy z oszczędności - mówi Janka. Cała jesień minęła jej na szpachlowaniu, malowaniu, szykowaniu. Opłaciło się. Od stycznia istnieje śliczna, pastelowa Pianka.
- Działam dopiero trzeci miesiąc, to są początki. Ale już teraz zdarzają się bardzo pracowite momenty. Ostatnio miałam zamówienia na sobotę: siedem tortów. Większość ludzi mówi: "Uff, już piątek". A ja dopiero wtedy naprawdę mam spinę. W poniedziałki mam luźniej, więc nagle zaczęłam lubić poniedziałki - śmieje się Janka.
Słodka oprawa wieczoru panieńskiego (fot. Janka Pomianowska) Słodka oprawa wieczoru panieńskiego (fot. Janka Pomianowska)
Słodka oprawa wieczoru panieńskiego (fot. Janka Pomianowska)
Tort jak z bajki
Zamówienia na torty to prawdziwe wyzwanie, bo zazwyczaj klient przychodzi z jakimś mało konkretnym pomysłem. - Trzeba go różnymi pytaniami nakierować na to, czego naprawdę chce. Zaproponować smak. Coś ciężkiego: kawa czy czekolada? A może coś lekkiego - owocowego, z jogurtem greckim? - wyjaśnia Janka. Gdy trzeba wybrać kształt, stara się nie narzucać swojej stylistyki, ale proponuje proste rozwiązania. Odchodzi od kiczowatych dekoracji. Nawet przy tortach inspirowanych disnejowskimi bajkami tylko subtelnie przemyca swoje uwagi: - To jest wyzwanie, by siedmioletnia dziewczynka była zadowolona i żeby to było wciąż moje. Szkicuję i wychodzi z tego coś fajnego.
Uroczy tort z motywem z filmu 'Kraina lodu' (fot. Janka Pomianowska) Uroczy tort z motywem z filmu 'Kraina lodu' (fot. Janka Pomianowska)
Uroczy tort z motywem z filmu "Kraina lodu" (fot. Janka Pomianowska)
Torty dekorowane są masą cukrową, czyli - jak nazywa to Janka - cukierniczą plasteliną. Potrafi z niej ulepić w zasadzie dowolną postać czy wzór. Masę kupuje białą, a następnie farbuje ją wedle potrzeb, możliwości są nieograniczone. - Czasami ktoś ma bardzo sprecyzowaną wizję i muszę się nieźle nakombinować - opowiada. - Ostatnio na przykład robiłam tort ozdobiony rowerem. To musiał być konkretny składak, nie było to łatwe!
Czy są zlecenia, których się nie podejmuje? Miewa kłopot z zamówieniami na wieczory panieńskie: - Dziewczyny często chcą mieć na torcie męskie genitalia, a ja takich rzeczy nie robię . Da się na szczęście z tej sytuacji wybrnąć, by i wilk był syty, i owca cała. Jak? - Dopytuję, co planują robić podczas tego wieczoru. Często okazuje się, że mają ciekawy motyw przewodni, na przykład pin-up. Do tego można zrobić bardzo fajne słodkości. Nie trzeba takiej "genitalnej" dosłowności. Janka, poza zdolnościami plastycznymi, ma też ogromną wyobraźnię, dzięki czemu szybko i sprawnie potrafi zaproponować rozwiązania, które klientowi nie przyszły do głowy. Potem okazuje się, że to jest dokładnie to, czego chce.
Janka staje się głosem rozsądku, zwłaszcza gdy ma do czynienia z narzeczonymi: - Ludzie z okazji ślubu szaleją, czasem ich nawet stopuję . Z jednej firmy biorą fontannę czekoladową, w lokalu mają wykupiony bufet deserów, a chcą jeszcze tort i słodkie dodatki na stół. Mówię im wówczas, że może zamiast pięćdziesięciu różnych rzeczy warto się skupić na czymś, co goście zapamiętają. Coś, co będzie lepsze w smaku, wyjątkowe . Ślubne torty w jej wydaniu są niewątpliwie czymś, co się pamięta.
Subtelny i delikatny tort ślubny (fot. Janka Pomianowska) Subtelny i delikatny tort ślubny (fot. Janka Pomianowska)
Subtelny i delikatny tort ślubny (fot. Janka Pomianowska)
Cukiernicze rękodzieło
Janka ma na stronie cennik, ale zapewnia, że potrafi się też dostosować do budżetu klienta. - Ktoś przychodzi, mówi, że chciałby wydać na słodką oprawę imprezy X zł, i ja wtedy proponuję, co fajnego można zrobić za takie pieniądze . Rozbieżność cenowa na rynku cukierniczym jest spora. Stara się mieć przystępne ceny, żeby nie było tak, że dekorowane torty są jakimś wielkim luksusem. - Przecież to jest "tylko" ciasto. Coś, co się zjada, co znika. Więc też cena nie może być kosmiczna - podkreśla Janka.
Cukiernia dopiero się rozkręca, choć zamówień nie brakuje. Pocztą pantoflową roznosi się wieść o pięknych i smacznych ciastach prosto z Pianki. Zadowoleni klienci polecają Jankę znajomym: - Nie mam ambicji, by mieć imperium. Chciałabym, by to miało charakter rękodzielniczy, nie taśmowy. Fajnie byłoby mieć kogoś do pomocy, ale na tym etapie jeszcze o tym nie myślę .
Plany na przyszłość? Żeby wszystko się rozkręcało. Może robienie ciastek pod swoim szyldem, ale do innych cukierni? Warsztaty dla niewielkich grup. No i także to, co dosłownie jest wokół ciast: - Fascynują mnie opakowania, kręci mnie branding. Chciałabym w to wejść . Przede mną jeszcze sporo pracy, wciąż się uczę, ale już wiele się dzieje.
Świąteczny akcent - ulepiony przez Jankę baranek (fot. Janka Pomianowska) Świąteczny akcent - ulepiony przez Jankę baranek (fot. Janka Pomianowska)
Świąteczny akcent - ulepiony przez Jankę baranek (fot. Janka Pomianowska)
Janka Pomianowska - zwana też Janką Pianką . Desery i słodycze to jej pasja od najmłodszych lat, a zbierane latami przepisy są jej największym skarbem. Po latach marzeń zdecydowała się otworzyć własną pracownię cukierniczą, gdzie może wprowadzać w życie swoje słodkie pomysły.