Foch rodzicielski na wzruszające filmiki i "fałszywy obraz macierzyństwa"

Czy istnieje "prawdziwy" obraz rodzicielstwa? Czy faktycznie, gdy tylko to maleńkie, całkowicie bezbronne stworzenie wydostanie się na świat, jego matkę automatycznie zaleją fale bezwarunkowej miłości? A może to jedno wielkie kłamstwo?

Nic nie zapowiadało burzliwej dyskusji, jaka przetoczyła się przez mój Facebook. Zaczęło się niewinnie: kolega wrzucił filmik o rodzicielstwie, a w nim młodsze i starsze pary opowiadające o tym, jak posiadanie dzieci odmieniło ich życie - od przyziemnych kwestii, po głębokie przemyślenia o szczęściu i sensie istnienia. Dla zainteresowanych (anglojęzycznych) oto on:

 

W skrócie: jest to o tym, że trzeba się nastawić na nieprzespane noce, ale też wielką miłość, jakiej człowiek nie był w stanie wcześniej nawet sobie wyobrazić. Miło, prawda? Otóż - niekoniecznie. Bo co, jeśli ktoś wcale nie poczuł tej wzbierającej fali miłości błyskawicznie? I co, jeżeli poczuł, że jest jakiś ułomny, skoro nie czuje się tak, jak wszyscy mówili i nie potrafi natychmiastowo i bezgranicznie pokochać tego bezbronnego maleństwa, które pojawiło się pod jego dachem? Jak taka osoba ma się czuć - wybrakowana?

"Tego typu filmiki robią niestety więcej szkód niż pożytku" - skomentowała moja koleżanka, mama niemowlaka. "Kobietom wmawia się, że od chwili narodzin pokochają dziecko jakąś legendarną, matczyną miłością, a wiele kobiet, z którymi rozmawiałam, potrzebowało czasu, żeby tę Wielką Miłość odkryć" . Dlaczego? Dlatego, że to wszystko jest bardzo skomplikowane. Nowe, nieznane i często przerażające. "Kocha się dziecko od chwili pierwszego USG, to jasne" - tłumaczy koleżanka. "Ale często po porodzie kobieta czuje zmęczenie, ból (trwający niekiedy miesiąc - dodajmy!), smutek, bo trudno pogodzić się ze stratą brzucha, jak się ten brzuch kochało" .

Inni z kolei nie widzą w filmiku nic, może poza dużą dozą ckliwości - "To, że się skupili na pozytywach rodzicielstwa, to wiadomo i jeżeli komuś przeszkadza ogólnie przesłodzona wizja macierzyństwa, to doszuka się treści, których tam nie ma. To trochę jak obejrzeć słodki, romantyczny filmik o miłości i rozedrzeć koszulę, że co za ściema, przecież bywają też związki trudne, niespełnione, dojrzewające długo, że depresja, współuzależnienia, związki toksyczne, i że to wszystko nie jest takie proste! A w sumie i jest, i nie jest" - odparowała inna koleżanka, również młoda matka.

Motyw wmawiania kobietom jak powinny się czuć, przewija się w rozmowach z młodymi matkami. Często nie mówią tego głośno, ale gdzieś między wierszami: że obawiają się, że może z nimi coś nie tak? "Wmawia się kobietom, że ciąża i połóg to będzie najwspanialszy okres w ich życiu, a potem niejedna czuje się jak socjopatka, kiedy zamiast szczęścia czuje głównie strach, ból i samotność. I zastanawia się po nocach co z nią jest nie w porządku" .

Życie to nie jest urocze zdjęcie ze Stocka... (Fot. Shutterstock)

"Mnie ten konkretny film nie uwiera aż tak" - mówi kolejna młoda mama. "Fajnie że są w nim ojcowie, generalnie w takich produkcjach i rozmowach o rodzicielstwie pomijani, ale ogólnie jest to wiecznie ta sama narracja: że rodzicielstwo to seria takich zabawnych czy sztampowych niedogodności. Że dziecko nie śpi, albo dom brudny, albo ty niewyspana, ale miłość to wszystko rekompensuje" .

W dodatku, we wspomnianym nagraniu pokazano ludzi z zamożnej klasy średniej. Oni mówią o swoich doświadczeniach, wyglądając przy tym atrakcyjnie i stanowią pewnie jakąś normę, do której chciałoby się dążyć. "A co z głosami matek, dla których macierzyństwo jest obciążeniem, bo to na przykład trzecie dziecko w wynajętym mieszkaniu, a one nie mogą wrócić do pracy? Co z matkami w depresji poporodowej? Co z dziećmi, które są chore i nad którymi opieka zawsze będzie trudna?" - wyrzuca z siebie szereg pytań zahaczona o wypowiedź w tym temacie redakcyjna koleżanka, Olga. "Patrzysz na ten film i mówisz sobie: - Dlaczego ja nie potrafię mówić z uśmiechem: będzie dobrze, trzeba odpuścić, trzeba się cieszyć? Wracasz ze szpitala do domu, chcesz odpocząć po ciąży i porodzie, a tu noworodek leży i płacze w twoim pokoju" .

O czymś takim raczej nie kręci się filmików - takich w których matka mówi: chce mi się czasem płakać i nie umiem się z tym pogodzić. I nic dziwnego w sumie.

Żeby nie było - zapytałam o opinie także kolegów. Większość nie potrafiła powiedzieć nic konkretnego poza "nie wiem, jak to jest". Ciekawy głos padł natomiast z ust kolegi, który dzieci nie ma i mieć raczej nie będzie: "Jestem tylko obserwatorem z zewnątrz, jako syn oraz kolega i przyjaciel matek. Szczerze? Postrzegam macierzyństwo raczej jako bezwzględną wojnę ze światem o zachowanie własnej tożsamości, niż morze czystej i pięknej miłości. Miłość oczywiście jest, ale trzeba ja celebrować niestety w warunkach wojennych".

Szczególnie, że noworodek bywa przybyszem z innej planety - miło, jeżeli głównie słodko śpi i budzi się na karmienie, ale bywa, że bez przerwy płacze z sobie jedynie znanych powodów, wcale nie chce ssać piersi, co wprowadza matki w jeszcze większe poczucie winy - bo przecież matka MUSI karmić piersią . Powie ci to każdy, nawet mechanik samochodowy (historia z życia - mojej przyjaciółce, która miała z karmieniem kłopoty pan mechanik zwrócił uwagę, że "powinna dawać cyca"). Z moich obserwacji i rozmów z koleżankami wynika, że młode matki głównie powinny się przygotować na to, że każdy będzie uważał, że ma prawo zwrócić im uwagę, że są złymi matkami i coś robią źle bo... (czapeczka, karmienie, jedzenie, niejedzenie, brudzenie się i tak dalej, dowolne proszę sobie podstawić). A to wszystko w gwarze sprzecznych komunikatów, "sprawdzonych informacji" padających zewsząd i strachu, że może naprawdę coś robisz źle, bo przecież nie wiesz jak obsługiwać dziecko, jeżeli to twoje pierwsze.

Miłość do malucha nie zawsze czuje się natychmiastowo - czasami następuje to po kilku dniach, a czasami trzeba czekać dłużej. "Ja pierwszy raz poczułam tę miłość po kilku dniach, od tamtej pory jest wspaniale i kocham moje dziecko nad życie" - dodała na zakończenie koleżanka, która naszą dyskusję rozpoczęła - "za to pierwszą noc w szpitalu nie mogłam spać z nerwów, bo ludzie mi nagadali, że się świat zatrzyma, a nic takiego się nie wydarzyło" .

Zatem - jak ze wszystkim - grunt, to nie dać się zwariować, pamiętając, że życie rodzinne to ani sielanka ze słodkich filmików, ani koszmarek z "Świata według Bundych". Życie jest gdzieś pośrodku, a takie niosące się po sieci słodkie nagrania to zazwyczaj... reklamy. W tym przypadku: firmy wynajmującej przestrzeń magazynową. Pamiętajcie o tym, zanim stwierdzicie, że jesteście beznadziejnymi rodzicami.

Zobacz wideo
Więcej o: