Czy targ śniadaniowy godzi w pamięć o bohaterach?

Jest duże miasto, w tym mieście dzielnica, a w dzielnicy raz w tygodniu targ połączony z piknikiem. Nie wszystkim się to podoba. Podobno impreza nie licuje z powagą, monumentami i planami. Czy jest lepszy pomnik ogólnoludzkiej upierdliwości? Czy zawsze musimy mieć kłopot z tym, czym jest współczesny patriotyzm?

Ulica jest nietypowa. Środkiem biegnie szeroki pas zieleni. Zazwyczaj hasają tam dzieci i psy. Wkoło wille inteligentów starej daty i budynki mieszkalne pełne inteligentów nowej daty, prekariuszy i innych takich. Na jednym końcu ulicy jest wielki pomnik z żołnierzami i końmi, na drugim kolumna z orłem i piórkami husarii. Pomnik z żołnierzami to Pomnik Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej. Ten od husarii to natomiast pomnik I Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka. Dalej, już przy przedłużeniu tej zielonej ulicy jest cytadela, a przy niej plac zabaw, siłownia i tereny zielone lubiane przez młodzież, zarówno tę sportową, jak i tę mniej sportową, o ile uznamy, że picie piwa to nie sport. Cytadela jest słynna, bo to TA CYTADELA. No wiecie, powinniście pamiętać z lekcji historii i języka polskiego. Tam siano terror po Powstaniu Listopadowym. Pawilon X, ściana straceń, te sprawy. Miejsce naznaczone krwią polskich bohaterów.

Ziółka tak bardzo nie licujące. Targ Śniadaniowy, fot. Franciszek MazurZiółka tak bardzo nie licujące. Targ Śniadaniowy, fot. Franciszek Mazur Ziółka tak bardzo nie licujące. Targ Śniadaniowy, fot. Franciszek Mazur Ziółka tak bardzo nie licujące. Targ Śniadaniowy, fot. Franciszek Mazur

Przy ulicy między Pomnikiem, tym od wojskowych i tym husarskim od generała Maczka, ma stanąć też pomnik rotmistrza Pileckiego. I dobrze. Rotmistrz Pilecki zasługuje na to, by być dobrze uhonorowanym bohaterem. Jednak, choć jest już od dawna martwy, ba!, zamordowany, znów powołują go do walki - oto bowiem trzeba stanąć twarzą w twarz z nowym wrogiem. Wróg ten to młodzi, piękni, przyzwoicie sytuowani, co to im się zachciało targowisk i pikników na trawnikach. Myślą, że jak Polska pawiem i papugą Europy, a Warszawa niemal drugim Paryżem, to oni tu mogą chadzać na bruschetty z rukolą, ser regionalny, kawę, pogaduszki na kocykach, rowerki, pieski, dzieci, samochody.

Myślą, że jak przyjedzie telewizja z Japonii i panowie dziennikarze z Wielkiej Brytanii, to już sam ich zachwyt zadowoli lokalne społeczności, że dzielnica nabierze nowego charakteru, a czasem się zdarzy, że i zgnuśniali mieszkańcy innych części miasta zechcą nie tylko przyjeżdżać tu, ale też i u siebie robić podobne targowiska z piknikami. Generalnie, to dużo sobie myślą pozytywnego. Ale dość tego dobrego!

Targ Śniadaniowy , wydarzenie organizowane tu cyklicznie już od kilku lat, okazuje się nagle nie licować z powagą tego miejsca. Którego konkretnie? Alei Wojska Polskiego przy której niegdyś mieszkał absolutnie poważny i nieznoszący dzieci Or-Ot , czyli niezapomniany Artur Oppman? A może alei przy której mieszkał Krzysztof Komeda, najszerszej ulicy niegdysiejszej Warszawy? Nieeee, chodzi o inną aleję. Znaczy geograficznie tę samą, ale piknik z żarciem nie licuje z przyszłością pełną przeszłości. Z przyszłością, w której oprócz pomnika rotmistrza stanie w pobliżu także Muzeum Katynia i Muzeum Wojska Polskiego. Tu powinny być defilady, a nie ser, pomidor, hummusy jakieś, wesołe okrzyki i rozmowy o rzeczach nieistotnych. Podobno istnienie takiego cotygodniowego targu miesza porządki. Ja nie wiem, mam wrażenie, że całą aferę z lubością podkręcają media, bo z tego, co doczytałam, przeciwnych Targowi Śniadaniowemu jest raptem kilka osób, co w kontekście całej dzielnicy, frekwencji na tych piknikach, oraz ogólnej korzyści z ożywienia (jak też finansowego wsparcia, nie czarujmy się, organizatorzy nie zajmują tego terenu za darmo i nielegalnie, płacą za wszystko i sprzątają po sobie) jest dość absurdalne. Ale za to szalenie nośne.

Żoliborski Targ Śniadaniowy odbywa się przy al. Wojska Polskiego 1Żoliborski Targ Śniadaniowy odbywa się przy al. Wojska Polskiego 1 FRANCISZEK MAZUR FRANCISZEK MAZUR

Można wyciągnąć z szafy stare dobre demony i pisać o PiS-ach. Jasne, to się fajnie klika, to znów wyznacza linię demarkacyjną, tylko nie jestem pewna między kim a kim dokładnie, ale to się pewnie jeszcze dookreśli za kilka tygodni. Można tez powiedzieć, że to jakiś lokalny konflikt, ale ponieważ dzieje się w Warszawie, to cały kraj musi słuchać, no bo stolica, wiadomo. Ja tu widzę inny problem. Ten co zawsze. Jak zawsze brak w ludziach akceptacji, zrozumienia i otwartości. Tam się nie szerzy żadne bezeceństwo. Nie ma libacji, orgii i promowania świństw. Jest za to korzystanie z tego, o co właściwie walczyli nasi przodkowie. Z wolności. Oto możemy sobie zorganizować takie pikniki, możemy jeść nasze, lokalne produkty, możemy próbować dań kuchni z całego świata. Wolno nam rozmawiać w języku polskim o sprawach beztroskich, a nie siedzieć po tajnych kompletach i przemykać tunelami.

Gdybyśmy chcieli w pełni zaspokoić potrzeby etosu, patosu i czci, wszyscy powinniśmy w milczeniu opuścić Warszawę, bo całe to miasto jest wielkim cmentarzem i pomnikiem. W ogóle na wszelki wypadek wszyscy szybciutko wyjeżdżajcie z Polski, bo cały nasz kraj to symbol, a generalnie robienie czegokolwiek tutaj nie licuje z doniosłością znaczenia czynów wielkich Polaków. Od dawna mamy spory kłopot z patriotyzmem, a właściwie tym, czym jest współczesny patriotyzm. Od dawna mamy tez problem z umiejętnością szanowania cudzych poglądów. Nie mamy natomiast żadnego problemu z byciem pieniaczami. Zawsze się znajdzie ktoś, komu nie spodoba się cała sytuacja. Zawsze pojawią się osoby, którym będą przeszkadzać świąteczne dekoracje na starówce, imprezy tu czy tam. Im intensywniej rozdmuchujemy słowa takich osób, im częściej wymieniamy ich nazwiska, tym gorzej. Tak oto bowiem budujemy wspólnymi siłami pomniki ogólnoludzkiej upierdliwości. Pamiątki po pieniactwie, czepialstwie i trollingu.

Więcej o: