Eliza Michalik: Moje marzenie? Rząd złożony z samych kobiet
Na jaką partię będziesz głosować w wyborach parlamentarnych?
- Na nieistniejącą partię centrowo-lewicową.
Istnieje już Partia Razem.
- Przyglądam się, ale jeszcze nie mam do niej przekonania. Najbardziej postępowe wydaje mi się środowisko Barbary Nowackiej, Roberta Biedronia, a także Biało-Czerwoni Andrzeja Rozenka i Grzegorza Napieralskiego. Choć różnią się między sobą poglądami, łączy ich otwartość, która umożliwia porozumienie. Oni nie myślą zero-jedynkowo: ja wygrywam, ty przegrywasz, tylko starają się rozmawiać, dojść do porozumienia, wypracować rozwiązania satysfakcjonujące także dla przeciwników politycznych. Rozumieją, że choć polityk musi być zakotwiczony w świecie wartości, to w praktyce jego praca polega przede wszystkim na byciu sprawnym urzędnikiem, którego wyborcy wynajęli do załatwienia konkretnych spraw. Że władza to przede wszystkim przyziemne, ale kluczowe dla obywateli rozwiązywanie na co dzień ich problemów. Dokładnie tak, jak robi to dziś w Słupsku Robert Biedroń .
Tymczasem w najbliższych wyborach najpewniej czeka nas ostatecznie decyzja: PO i Ewa Kopacz czy PiS i Beata Szydło.
Cieszysz się, że wybieramy między dwiema kobietami i że premierem nadal pozostanie kobieta?
- Ciesząc się, że mamy dwie kandydatki na premierki, bierzesz pod uwagę ich płeć, a nie dokonania. To, że tak nowoczesna i niezależna kobieta jak ty zadała mi takie pytanie, dowodzi, że w Polsce wciąż panuje seksizm.
Wszyscy uważamy za normę to, że najwyższe urzędy w państwie są obsadzone w 80 procentach mężczyznami. W sytuacji odwrotnej, gdyby władzę trzymały głównie kobiety, podniesiono by wrzask lub co najmniej mocno się dziwiono. Przypomnij sobie, co się stało, gdy Ewa Kopacz mianowała ministrami kilka kobiet. Cała prasa konserwatywna pisała o "psiapsiółkach" pani premier, o tym, że zatrudnia na rządowych stanowiskach swoje "koleżaneczki". W analogicznych sytuacjach, z którymi mieliśmy do czynienia wiele razy, że premierem zostaje mężczyzna i ministrami mianuje innych mężczyzn, nikt nie mówił, że to jego kumple od kieliszka i towarzysze od męskich imprez.
Premier Ewa Kopacz, minister infrastruktury Maria Wasiak i minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska (fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta) Premier Ewa Kopacz, minister infrastruktury Maria Wasiak i minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska (fot . Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl)
Premier Ewa Kopacz, minister infrastruktury Maria Wasiak i minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska (fot . Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Prawda jest taka, że za każdym razem, gdy pojawia się kandydatka na wysokie stanowisko, przedmiotem debaty jest jej kobiecość, a nie kompetencje. A równość jest wtedy, gdy nie myślisz o płci polityka, tylko o jego dokonaniach. Prawda jest taka, że Ewa Kopacz nie jest polską Angelą Merkel, a Beata Szydło, choć szanuję ją za sprawne przeprowadzenie kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, nie ma doświadczenia wystarczającego do rządzenia prawie 40-milionowym państwem.
Mimo to nie miałabym nic przeciwko - uwaga - rządowi i obsadzie ważnych instytucji państwowych, złożonej w większości z kobiet. Marzy mi się ministra obrony, gospodarki, szefowa CBA, szefowa NIK...
Bo sądzisz, że kobiety są bardziej ugodowe, skłonne do kompromisu, mniej agresywne?
- Wymieniłaś właśnie cechy stereotypowo przypisywane kobietom! Nie, sądzę dokładnie odwrotnie! Nie chcę generalizować, bo w uogólnieniach zawsze kryją się pułapki, ale z moich osobistych doświadczeń wynika, że kobiety są bardziej stanowcze, konsekwentne, pracowite, rzeczowe i pełne energii. Nawet Margaret Thatcher, która nie była przecież z feministycznej bajki , mówiła, że jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane, idź do mężczyzny, a gdy zależy ci, żeby było zrobione, poproś kobietę. Jestem pewna, że gdybyśmy miały przewagę w Sejmie, więcej byłoby działania, a mniej gadania.
Ale Magdalena Ogórek przepadła w wyborach prezydenckich.
- Mam wrażenie, że Magdalena Ogórek chce za wszelką cenę zaistnieć, wdrapać się na świecznik, chce, żeby o niej mówiono, żeby ją pokazywano - mniejsza o to, w związku z czym. Może być aktorką, może być dziennikarką, ekspertką od kościoła, doradczynią NBP. Może być u Millera, może być u Kukiza... Tylko że kto jest od wszystkiego, ten jest do niczego.
Dr Magdalena Ogórek jest piękną, mądrą i wykształconą kobietą. Występowała u mnie w programach jako komentatorka i darzę ją szacunkiem. Gdybym miała jej coś doradzić, powiedziałabym: przystań na chwilę, zastanów się, co naprawdę chcesz w życiu robić, co sprawia, że zapominasz o całym świecie, odkryj swój talent, bo wtedy osiągniesz prawdziwy sukces. Taki sukces, który będzie trwały, którego nikt ci nie zabierze, który da ci poczucie spełnienia.
Szybka popularność - jeśli komuś tylko o nią chodzi - bywa co prawda duża, ale nie jest prawdziwa, szybko się kończy i pozostawia człowieka z poczuciem pustki.
Magdalena Ogórek podczas kampanii prezydenckiej (fot. Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Gazeta) Magdalena Ogórek podczas kampanii prezydenckiej (fot. Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Wyborcza.pl)
Magdalena Ogórek podczas kampanii prezydenckiej (fot. Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Gazeta)
Gdybyś mieszkała w Stanach, głosowałabyś na Hillary Clinton?
- Zdecydowanie! Jest świetną polityczką, która wywiązała się z odpowiedzialnej funkcji powierzonej jej przez Baracka Obamę. Ponadto wierzę, że gdyby przywódczynią wolnego świata została kobieta, to popchnęłoby ruch feministyczny o kilka długości do przodu oraz - i to jest chyba najważniejsze - dodało kobietom we wszystkich krajach, także w Polsce, skrzydeł. Oznaczałoby to, że dla nas, kobiet, wszystko jest możliwe, i otworzyło przed nami zupełnie nowe perspektywy. Byłby to ogromny przełom i chyba nie muszę mówić, że na niego czekam.
Po ogłoszeniu wyniku wyborów prezydenckich znajomi na Facebooku pisali: "kupujemy bilet do Londynu", "pozamykają nas w więzieniach", "nie będzie już parady równości". To uzasadniony strach?
- Próg strachu jest u każdego inny, to sprawa bardzo indywidualna. Na pewno perspektywa rządów Prawa i Sprawiedliwości nie jest przyjemna dla osób o umiarkowanych, centrowych i lewicowych poglądach. Ale nie można się poddawać! Być może rządy skrajnej prawicy spowodują w Polsce kryzys, ale on nie zawsze musi być czymś złym. Chińczycy mawiają, że kryzys to źródło stresu, ale i doskonała okazja, żeby wreszcie czegoś się nauczyć (jeśli myślisz, że chcę przez to powiedzieć, że uważam, iż my, Polacy, trochę za wolno się uczymy, to tak, to właśnie miałam na myśli!). Poza tym, czasami trzeba coś zburzyć, żeby to potem zbudować na nowo. Może tak jest z naszym państwem, z naszym ładem społecznym?
Uważam, że jesteśmy w momencie przejściowym. To nie znaczy, że mamy z góry zakładać, że wygra PiS, i godzić się z tym. Obywatele muszą wytrzymać ciśnienie kampanii, ale nie biadoląc, tylko działając, każdy w ramach swoich możliwości powinien robić, co się da - chodzić na parady równości, mówić głośno o potrzebie rozdziału Kościoła od państwa, podpisywać petycje, pisać własne. Innymi słowy: można się bać, ale strach nie może oznaczać pogodzenia się z losem, braku aktywności, przeciwnie - strach musi motywować do działania! Mam tylko nadzieję, że polskie rządy po najbliższych wyborach nie będą wyglądały jak na Węgrzech. Jeśli tak się stanie, szkoda mi Polski, bo cofnie się w rozwoju o co najmniej 10-20 lat.
(fot. demotywatory.pl) (fot. demotywatory.pl)
(fot. facebook.com/SokzBuraka / demotywatory.pl)
Ale jesteśmy mądrzejsi niż 10 lat temu?
- Tak, bo dorosło kolejne pokolenie głosujących. Ale w kraju zmieniło się mniej, niż mogło i powinno. Prawa kobiet, dzieci, starszych osób, niepełnosprawnych leżą i kwiczą. Rozwiązania i procedury medyczne są opóźnione o kilkanaście lat w porównaniu do tego, co obserwujemy w Belgii, Danii czy Holandii. Wielkie koncerny traktują Polaków jako tanią siłę roboczą, a my się cieszymy z jakiejkolwiek pracy, zamiast inwestować we własny rozwój i nowe technologie, a najlepsi wyjeżdżają za granicę. Jeśli teraz nic z tym nie zrobimy, zostaniemy prowincją Europy.
A kto konkretnie ma to zrobić?
- Choćby my, ty i ja! Jeśli nikt inny się nie odważy, to my przestaniemy być dziennikarkami i założymy partię polityczną, co ty na to? Znam wielu dziennikarzy, którzy zadają sobie pytanie, czy zamiast opisywać rzeczywistość, nie zacząć jej zmieniać na lepsze!
Chciałabyś założyć własną partię?
- Jeśli miałabym kiedykolwiek zostać polityczką, musiałabym najpierw wykonać pewną pracę nad sobą, nauczyć się pewnych rzeczy, zdobyć więcej doświadczenia. Do polityki idzie się reprezentować ludzi, a to wymaga zdrowo rozumianej pokory. Spójrz na Barbarę Nowacką, która nie rzuciła się na propozycję Leszka Millera startu w wyborach prezydenckich, bo wiedziała, że nie jest gotowa. Lepiej odczekać jakiś czas i mieć pewność, że jest się gotowym na służbę publiczną, niż rzucać się na tytuły i stołki, bo jeśli ty kandydujesz i ośmieszysz się brakiem kompetencji, to pół biedy, ale możesz też zaszkodzić ludziom, których miałaś reprezentować. Służba publiczna to duża odpowiedzialność.
A może żyjemy w bańce mydlanej, wśród ludzi o podobnych poglądach, przeceniając siłę społecznego buntu? Postulaty obyczajowe spadają na drugie miejsce, gdy ludziom źle się powodzi.
- Eksperci twierdzą, że idzie lepsza koniunktura gospodarcza. Ten czas można by wykorzystać do zreformowania kraju. Boję się jednak, że zaprzepaścimy szansę, tak jak to się stało za IV RP. Wtedy wskaźniki były dobre, ale nie wykorzystaliśmy tego potencjału.
Inna sprawa, że wpływ na warunki życia w Polsce ma w większym stopniu, niż chcemy to do siebie dopuścić, sytuacja na świecie. Nie jesteśmy samotną wyspą. W globalnej gospodarce upadek fabryki w Chinach ma większe znaczenie dla Polski niż zamknięcie zakładu pracy pod Nowym Sączem. Wystarczy, że Obama powie jedno słowo, a Putin najedzie na kolejny kraj i okaże się, że polityka zagraniczna Polski będzie musiała zmienić się o 180 stopni, a to zmieni też gospodarkę. Polscy politycy mają mniejszy wpływ na rzeczywistość, także ekonomiczną, niż nam i im samym się wydaje.
Nowojorska giełda. "Wpływ na warunki życia w Polsce ma w większym stopniu, niż chcemy to do siebie dopuścić, sytuacja na świecie" (fot. REUTERS / Lucas Jackson) Nowojorska giełda. "Wpływ na warunki życia w Polsce ma w większym stopniu, niż chcemy to do siebie dopuścić, sytuacja na świecie" (fot. REUTERS / Lucas Jackson)
Nowojorska giełda. "Wpływ na warunki życia w Polsce ma w większym stopniu, niż chcemy to do siebie dopuścić, sytuacja na świecie" (fot. REUTERS / Lucas Jackson)
Ale nie wygląda na to, żeby coś miało zmienić się na lepsze. Zamiast progresywności mamy reakcyjność.
- Mam alergię na Smoleńsk, alergię na kazania biskupów, alergię na pomniki. Nie można żyć mrzonkami i spiskami, bo szkoda Polski!
Spiski, czarno-biały świat, dają wielu ludziom poczucie bezpieczeństwa.
- Pomyśl o swoim życiu prywatnym. Ile razy z lenistwa lub bezmyślności poszłaś na łatwiznę, wybrałaś prostsze rozwiązania, choć wiedziałaś, że się na nich przejedziesz? Te same reguły co w życiu prywatnym obowiązują w życiu społecznym: tu też często ludzie wybierają łatwiejsze rozwiązania, choć wiedzą, że zawsze się na nich przejadą. Gdy się idzie na łatwiznę, szybko wraca się do punktu wyjścia, dlatego lepiej od razu zadać sobie więcej trudu.
Ale przecież obserwujesz radykalizację poglądów. Gdy napisałaś na Facebooku, że będziesz jurorką konkursu Miss Trans, zalała cię fala hejtu.
- Tak, odezwali się nienawistnicy, zawsze gotowi oceniać cudze życie i wybory. Skłaniam się ku teoriom psychologicznym mówiącym, że ci, którzy najbardziej lubią kontrolować innych, mówić im, jak mają żyć, nie kontrolują siebie, mają ze sobą jakiś problem. Dlatego skupiają się na cudzym życiu: bo to łatwiejsze, niż zająć się własnym. Choć muszę ci powiedzieć, że hejt na mnie zupełnie nie działa. Wychodzę z założenia, że cokolwiek piszą i mówią o mnie ludzie, to świadczy o nich, a nie o mnie.
Zainspirowała mnie do takiej postawy kapitalna anegdota o Sokratesie, który jak wiesz, miał zwyczaj rozmawiać z głupcami i populistami w przewrotny i mądry sposób. Nie polemizował z nimi, tylko słuchał i zadawał im tak logiczne pytania, że oni sami, odpowiadając na nie, zaczynali dochodzić do wniosku, że nie mają racji. Oczywiście budziło to ich wściekłość, w związku z czym Sokrates często bywał wyzywany. Jego uczniowie nie rozumieli, dlaczego nie reaguje nawet na najgorsze obelgi, pytali, jak może zachowywać spokój, kiedy jest tak obrażany. Sokrates odpowiedział krótko: "A co ich obelgi mają wspólnego ze mną?".
Oskarżano cię o plagiat. Ta sprawa od lat do ciebie wraca...
- To stara historia, trudna i związana z moim odejściem z "Gazety Polskiej", które odbyło się w bardzo nieprzyjemnej atmosferze . Przez jakiś czas wielu ludzi bardzo się starało, żeby, jak mi powiedziano "wykurzyć mnie z Warszawy". Miałam być zerem i miałam poznać swoje miejsce. Nie udało się, a ja dostałam bardzo cenną lekcję: Nieważne co o tobie mówią, rób swoje, a będzie dobrze.
Nie miałaś też problemu z ostrą krytyką kampanii "Nie zdążyłam" . Ale tu większość osób się z tobą zgodziła.
- Mam 38 lat. Nie mam dzieci z własnego wyboru. I nie należę do wyjątków. Żyję w Warszawie, znam dużo zamożnych kobiet, a nawet one boją się o przyszłość. Nawet jeśli dobrze zarabiają, to na umowach o dzieło albo krótkoterminowych kontraktach. A przecież większość kobiet w Polsce nie żyje w wielkich miastach i nie ma wystarczających dochodów.
Oczywiście w polskiej kościelnej rzeczywistości nie ma szans, żeby dotarło to do zakutych głów radykalnych polityków i popierających ich biskupów, ale kobiety wybierają bezdzietność, bo boją się o przyszłość i o pieniądze. Boją się też o zdrowie, o to, co będzie, jeśli okaże się, że potrzebują cesarki, wiesz przecież, że wielu lekarzy woli narazić zdrowie dziecka, a kobietę na cierpienie, niż zrobić cesarskie cięcie, bo przecież kobieta powinna rodzić "naturalnie". I cierpieć, bo w Biblii jest napisane "w bólach rodzić będziesz".
Często nie decydujemy się na dzieci także z braku odpowiednich partnerów. Znam mnóstwo wartościowych, mądrych, zaradnych kobiet. Mężczyzn, z którymi mogłyby, chciałyby mieć dzieci, jest jak na lekarstwo. A nawet jeśli na początku wierzymy w powodzenie związku, to gdy się nie uda i mężczyzna nie zechce łożyć na dziecko, to ściągalność alimentów jest na poziomie 30 procent, co oznacza, że kobiety po rozstaniu są zdane na siebie. Jeżeli Fundacja Mamy i Taty chce naprawdę pomóc, niech nakręci spot adresowany do posłów, czyli głównie mężczyzn. To oni tworzą prawo, które zakreśla nam ramy życia. Uważam, że w tej chwili polskie prawo bardzo zniechęca do posiadania dzieci. Dowód? Polki mieszkające za granicą, w krajach z normalnymi prawami socjalnymi, rodzą po czworo czy pięcioro dzieci, prawie tyle, ile kobiety z krajów arabskich. Poza tym: dlaczego nie ma spotu "Nie zdążyłem", skierowanego do mężczyzn?
Bo wciąż mamy patriarchat?
- Owszem, mamy. I to też pokłosie prawicowej polityki, a prawica ma to do siebie, że uwielbia kontrolować życie innych. Co normalnego człowieka obchodzi, czy jego sąsiedzi mają dzieci? Albo jak uprawiają seks, z prezerwatywą czy bez? Co normalnego człowieka obchodzi, czy ktoś jest gejem czy hetero? Ale ta kampania nie miała pomóc kobietom, ona je miała wpędzić w poczucie winy, bo w tym środowiska prawicowe są naprawdę świetne: w straszeniu, szantażu moralnym i wpędzaniu w poczucie winy. Spot pokazuje zamożną kobietę, która z egoizmu nie decyduje się na dziecko. O biednych kobietach, które nie decydują się na dzieci, nie zrobiono spotu. Jeśli pracujesz, zawsze jesteś złą żoną i matką, bo poświęcasz im za mało czasu. Jak jesteś sama, też jesteś sobie winna.
Gdy tylko publikuję jakiś feministyczny tekst, żaden prawicowy dziennikarz nie polemizuje z moimi argumentami. Piszą natomiast, że mi współczują, bo na pewno jakiś facet mnie skrzywdził albo żaden mnie nie chciał - wybierają napaści personalne i złośliwe insynuacje zamiast uczciwej, merytorycznej polemiki.
Polityka nie powinna zajmować się moralnością?
- Polityka powinna być osadzona w wartościach, jej kierunek powinny wyznaczać prawa człowieka, prawa kobiet, prawa mniejszości. Ale jeśli mówimy o moralności, która jest pewnym systemem przekonań, częścią życia osobistego, rodzajem wyborów, mieszczących się w normalnie pojmowanej wolności, to tak - nie powinna podlegać kontroli państwa. A jeśli wybory jesienią wygra PiS, taka będzie tendencja.
A skąd się wziął ten przechył na prawo na polskiej scenie politycznej?
- Z braku lewicowej alternatywy. Gdyby na lewicy byli młodzi, charyzmatyczni i wykształceni liderzy i liderki, którzy kontrowaliby prawicowe brednie, wynik każdych wyborów i jakość naszego życia byłaby inna. Czytałam ostatnio w "Fakcie", że Paweł Kukiz na pytanie, dlaczego Polacy są biedni, odpowiada: bo płacimy za duże podatki. Gdyby po drugiej stronie był sensowny polityk z lewicy, zapytałby, jak się do tego ma sytuacja w Szwecji, w której są jeszcze wyższe podatki, a ludzie są o wiele bogatsi.
Czasami wystarczy podjąć polemikę, pokazać, że świat jest bardziej skomplikowany. Anna Grodzka powiedziała mi kiedyś, że ludzie głosują na polityków, którzy pogorszą ich byt, jeśli zrealizują swoje obietnice wyborcze. Robią to, bo czasem nie rozumieją, co naprawdę leży w ich interesie. Nie pojmują, że proponowane przez wyzyskiwaczy cięcia kosztów pracy nie polepszą ich bytu, a przeciwnie, pogorszą ich warunki życia i poczucie bezpieczeństwa.
Protest pielęgniarek i personelu medycznego. Powód od lat ten sam - niskie pensje (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta) Protest pielęgniarek i personelu medycznego. Powód od lat ten sam - niskie pensje (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)
Protest pielęgniarek i personelu medycznego. Powód od lat ten sam - niskie pensje (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)
No więc dlaczego Polacy są biedni, a głosują na neoliberałów? Z niewiedzy?
- Właśnie z niezrozumienia, na czym polega ich interes. Wytłumaczenie tego jest rolą liberalnego, wolnościowego polityka. Prawicowy polityk mówi, że trzeba obniżyć koszty pracy. A mądry polityk powinien wytłumaczyć, co wchodzi w zakres kosztów pracy: fundusz emerytalny, pensja, fundusz urlopowy i świadczenia socjalne. Jeśli wybieramy polityka, który głosi postulaty obniżenia kosztów pracy, to obiecuje niższe pensje, umowy śmieciowe i brak zabezpieczeń socjalnych. Czas na prawdziwą politykę, która reprezentuje konkretne interesy obywateli.
Ewa Wanat napisała niedawno, że państwo polskie staje się coraz bardziej teoretyczne. Posłowie udają, że uchwalają ustawy, ale nikt nie wierzy w ich kompetencje, więc obywatele oszukują państwo, bo przecież nie opłaca im się postępować zgodnie ze złym prawem.
A dlaczego kobiety głosują na partię, której postulaty są wymierzone przeciwko kobietom?
- To temat rzeka. Zacznijmy od tego, że większość kobiet nie rozmyśla całymi dniami nad tym, na czym polegają ich prawa i interesy. To rola dziennikarek, myślicielek, polityczek, liderek opinii.
Trudno mi sobie wyobrazić, żeby kobieta była przeciwna równym płacom.
- Potrafię sobie wyobrazić kobietę, która uważa, że na tym stanowisku powinna zarabiać tyle samo, co mężczyzna. Ale ta kobieta ma męża, który pije, mało zarabia i uważa, że to wszystko przez "baby", które zabierają mężczyznom miejsca pracy. On głosuje na populistów i radykałów, obiecujących łatwe, choć oczywiście nierealne rozwiązania, i przekonuje ją, że lewica to idioci. I ona, jeśli jest słabo wykształcona, pochodzi z domu, w którym ostatnie słowo należało do ojca - w Polsce o to nietrudno - łatwo da to sobie wmówić.
Jak działa taka domowa indoktrynacja?
- Znam wiele kobiet, które, jeśli z nimi porozmawiać, mają poglądy lewicowe i są feministkami, ale zaprzeczają na sam dźwięk słów "lewica" i "feminizm" i głosują na prawicę. To wynika nie tylko z wpływu męża, ale także wychowania. Kobiety są dzielne, mądre i pracowite, ale nie mają poczucia własnej wartości. Ciężko harują, dokształcają się, biorą udział w szkoleniach. A kiedy wyjdą za mąż, to i tak 70 proc. obowiązków domowych spoczywa na nich. W Polsce wciąż uważa się, że kobieta nie jest w pełni kobietą, jeśli nie opiekuje się dziećmi i nie pracuje w domu. Kobiety są socjalizowane do pracy na rzecz innych i posłuszeństwa, "znoszenia swojego losu".
(fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta) (fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl)
(fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)
A ty byłaś wychowywana do posłuszeństwa?
- Nie, ja byłam wychowywana do niezależności, kwestionowania wszystkiego, samodzielnego myślenia i działania. Moi rodzice szanują wszystko, co robię. Są dla mnie ogromnym wsparciem, wzajemnie się od siebie uczymy, rozwijamy się. Ale obiektywna prawda jest taka, że takie wychowanie kobiety to rzadkość.
Dla mężczyzn bycie sobą jest naturalne, bo są wychowywani do poszukiwania, zdobywania świata, do ciekawości, do wolności. Za to są nagradzani w procesie socjalizacji. Kobieta wręcz przeciwnie. Jest tresowana, wychowywana do spełniania potrzeb innych, do prezentowania uległości, posłuszeństwa, ciepła, do zwracania większej uwagi na innych niż siebie. A większość z nas wcale taka nie jest! Jesteśmy, podobnie jak mężczyźni, z natury ambitne, żądne sukcesu, ciekawskie, niezależne, odważne i wolne. W Polsce takie cechy u kobiet nie są premiowane, dlatego, żeby być sobą, musimy wykonać pracę, w której często nie wspierają nas ani rodzice, ani partnerzy. Co gorsza, często ceną za uzyskaną w ten sposób niezależność i wolność myślenia jest rozpad związku, życiowa zmiana, mentalna samotność. Kobiecej potrzeby niezależności nie mogą bowiem często zrozumieć nie tylko partnerzy kobiet, ale także ich przyjaciółki i rodzina. Niestety, jak wszystko w życiu, niezależność kosztuje, a nie wszystkie kobiety chcą płacić tak wysoką cenę.
Znam wiele wykształconych kobiet, które ulegają facetom z wygody, bo nie chcą się kłócić, bo to się opłaca. Trzeba mieć ten gen niezależności, żeby się wyzwolić. Im więcej będzie niezależnych kobiet, tym Polska będzie bardziej postępowa. A nie ma niezależności bez własnych pieniędzy. Jeśli nie masz kasy, możesz sobie pofilozofować, ale na początku musisz się ubrać, zapłacić rachunki, zrobić dzieciom obiad. W "Newsweeku" czytałam ostatnio, że już co piąta kobieta zarabia lepiej od swojego partnera. I że to budzi w mężczyznach frustrację.
Jak osiągnąć równość płci na poziomie elementarnym?
- Odpowiedź to same ważne banały: równy dostęp do edukacji, potem równa pensja i możliwość awansu, a później zabezpieczenie interesów kobiet w związku. Interesuje mnie realna polityka zmian. A nie symboliczne gesty, to, że prezydent Duda zaprosi gejów czy feministki do kancelarii, by z troską pochylić się nad ich problemami. Mnie interesuje to, czy podpisze ustawę dofinansowującą in vitro, czy wyjdzie z inicjatywą ustawodawczą, mającą na celu zapewnienie kobietom równych dochodów, czy będzie przeciwdziałać umowom śmieciowym, niskim zasiłkom macierzyńskim dla kobiet prowadzących działalność gospodarczą.
A może wykształconym kobietom z wielkich miast bliżej do kolegów z pracy niż kobiet z pięciotysięcznego miasteczka? Uprzywilejowanie przebiega nie tylko genderowo .
- Fakt, żadne szufladki się nie sprawdzają. Nie ma cech, które łączą kobiety, ludzi z małych miasteczek, dziennikarzy. Sama, gdy słyszę: "powinnaś ją rozumieć, bo jest kobietą" albo "bo jest dziennikarką", buntuję się. Często lepiej rozumiem się z kobietą lub mężczyzną z małego miasteczka niż z inną publicystką. W życiu trzeba mieć otwarte oczy i widzieć ludzi takimi, jakimi są, a nie kierować się wyobrażeniami.
Eliza Michalik (fot. archiwum prywatne) Eliza Michalik (fot. archiwum prywatne)
Eliza Michalik (fot. archiwum prywatne)
Eliza Michalik (ur. 1976). Dziennikarka i publicystka Superstacji. W telewizji prowadzi programy "Nie ma żartów", "Gilotyna" i "Szpile". Karierę zaczynała w wieku 20 lat, w "Gazecie Polskiej", potem pracowała m.in. w "Ozonie" i w "Życiu Warszawy". Znana z ciętego języka, walczy o równouprawnienie kobiet.
-
Zamiast wkładać płyty do komputera, zawieś je na drzewie. Nie pożałujesz
-
Wymieszaj i spryskaj krzew. Larwy ćmy bukszpanowej odpadną z gałązek
-
Jak w naturalny sposób zadbać o czyste drogi oddechowe i odporność? Pomogą ekstrakty ziołowe i witaminyMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Odkąd zaginął jej mąż, w mieszkaniu unosił się dziwny zapach. Ciało odnalazła po kilku miesiącach
-
Co na porost włosów? Genialna wcierka za 4 zł
- Czym wyczyścić żelazko? Pomogą ci produkty z kuchni
- Seniorki pozwały rząd za politykę niszczącą zdrowie. "Mówią, że nie powinnyśmy narzekać, bo i tak przecież umrzemy"
- Jak wyhodować ananasa? Sprawdzony patent na domowe tropiki. Przyda się jabłko
- Ksiądz krytycznie o spowiedzi "w myślach". W komentarzach: Bóg odpuszcza grzechy bez księdza
- Najpiękniejsze bliźniaczki świata mają już 13 lat. Ich wygląd wprawia w osłupienie