Nie mam dzieci, nie rodziłam - więc nie wiem nawet, o jakim bólu mowa. Mam jednak koleżanki, a one mają dzieci. Więc znam trochę (krwawych) opowieści. Wszystkie dziewczyny zgodnie przyznają, że porodu się bały, bo bały się bólu. Niektóre miały więcej szczęścia, inne mniej. Są i takie, dla których poród to traumatyczne wspomnienie, którego nigdy się nie pozbędą.
Gdy byłam małą dziewczynką, bałam się trzech rzeczy: matury, ślubu i porodu. Matury, bo dużo egzaminów, dużo pytań i kiedyś słyszałam, jak dorośli mówią: "do dziś śni mi się matura z matematyki" , czyli że to musi być jakiś koszmar. Ślubu, bo wszyscy stoją i patrzą, a ty musisz ładnie wyglądać i się nie pomylić w przysiędze (jedna kuzynka się pomyliła i to straszny wstyd, śmiali się z niej - moje kilkuletnie ucho samo słyszało). Porodu - bo to boli i gdzieś tym samym dziecięcym uchem słyszałam, że ktoś przy porodzie umarł - czyli to niebezpieczne.
Czy w ciąży można spać spokojnie? / fot. Shutterstock Czy w ciąży można spać spokojnie? / fot. Shutterstock
Czy w ciąży można spać spokojnie? / fot. Shutterstock
Minęło wiele lat. Maturę zdałam, nawet z matematyki i to z własnego wyboru, bo jeszcze nie była obowiązkowa. Ślub wzięłam - wyglądałam ładnie i się nie pomyliłam w słowach przysięgi. Zresztą strachy przed maturą i ślubem wypadły razem z ostatnimi mleczakami. Strach przed porodem został. I wszystko wskazuje na to, że się nie zmniejszy, za to - kto wie? Może dzięki nowym pomysłom naszych polityków nawet jeszcze urośnie? Nie o bólach jednak chciałam pisać - o tym, jaka to głupota mierzyć je odgórnie, męską miarką pisała już Kasia . Raczej chodzi mi o to, że gdzieś ten strach w nas jest, a nikt nie stara się nam pomóc go zwalczyć. Chyba że to jest metoda: ten ból nie jest taki okropny, bez przesady, zabierzemy wam nawet znieczulenie, bo to AŻ tak nie boli.
Słyszę różne historię. Koleżanka (nazwijmy ją A.) opowiada, że jej poród był szybki, i niemal bezbolesny (skurcze były dokuczliwe, ale bez przesady) i dziś, po kilku latach wspomina to jako mistyczny moment. Miała świetną opiekę medyczną (prywatne wizyty, by nie czekać w kolejkach), poleconą i sprawdzoną lekarkę prowadzącą - która każdą kolejną rozmową utwierdzała A. w przekonaniu, że jest w dobrych rękach i wszystko będzie dobrze. Urodziła w cztery godziny, siłami natury - tylko z położną, bo nie było ryzyka żadnych komplikacji. Poród? Ciężkie przeżycie, ale do przeżycia. I jest dumna, że udało jej się bez znieczulenia.
Inna koleżanka (nazwijmy ją Z.) mówi: "zawsze chciałam mieć kilkoro dzieci, sama mam dużo rodzeństwa, ale po urodzeniu córki powiedziałam: nigdy więcej". To był wielogodzinny koszmar. Ból, krzyk, krew, paskudna obsługa, przeganianie męża, który trzymał za rękę i starał się wziąć na siebie choć mikrocząstkę jej cierpienia, a położnej przeszkadzał z założenia. Także to, co działo się potem: lekceważące uwagi pielęgniarki, która przyniosła dziecko do karmienia, a Z. nie miała siły ruszyć rękami "No instynktu pani nie ma, czy jak?" . Źle opatrzone rany krocza, które przyniosły Z. wiele tygodni męki (i na dodatek nie czuła tego instynktu wtedy, niestety - ale nikt nie przyszedł z nią o tym poważnie porozmawiać, nie było żadnego psychologicznego wsparcia, tylko pretensja).
Oddycham głęboko i myślę sobie: ze mną na pewno nie będzie tak źle - jestem świadoma, tego co mi się należy, mam to szczęście, że mam w rodzinie i wśród przyjaciół kilku lekarzy, gdy już dojdzie co do czego - nie dam się wyrolować. Zaraz zaraz, Z. też ma w rodzinie lekarzy. A jej asertywność wyprzedza moją o trzy długości.
Za to A. przyznaje: miałam szczęście. "Gdy słyszę różne historie młodych mam wiem, że u mnie wszystko poszło szybko i gładko, a fakt, że stać mnie było na dobrą opiekę i udało mi się zapisać do świetnej specjalistki - to sprawiło, że wszystko dziś wspominam dobrze." Prywatne wizyty przez całą ciążę to koszt około 3 tysięcy złotych, do tego jeszcze dochodzą wydatki na badania - o których, umówmy się, nie każdy lekarz cię poinformuje we właściwy sposób, bo przecież może mieć jakieś zastrzeżenia światopoglądowe, o czym cię nie uprzedzi zawczasu. Tego się chyba obawiam najbardziej - że kiedyś trafię na takiego specjalistę, co będzie robił bardzo dobre wrażenie i będzie kompetentny w prowadzeniu zdrowej, pięknej ciąży i przyjmowaniu szybkiego, naturalnego porodu - ale będzie zdania, że od pierwszej minuty po zapłodnieniu mówimy o człowieku, więc nie powinnam się badać na różne przykre okoliczności, bo kto wie - może w przypadku takowych (odpukać!) przyjdzie mi do głowy coś niezgodnego z jego wiarą?
Dziś mieszkam w Niemczech, spędzę tu najbliższe trzy lata. Coś jest chyba mocno nie tak z naszą opieką medyczną, skoro w zasadzie wszystkie koleżanki i znajome szeptały mi na ucho przed wyjazdem: tam lepiej rodzić dzieci, może warto tam się o to postarać? Może to nawet nie jest prawda (choć po dwóch wizytach w urzędzie niemieckim jestem w pozytywnym szoku - jak szybko i sprawie da się tu wszystko załatwić). Fakt, że jest w nas - trzydziestolatkach przekonanie, że w Polsce strach rodzić dzieci powinien dać naszym miłościwie nam panującym do myślenia.
A to, że o bólach porodowych wypowiadają się jak zwykle panowie już mnie nawet nie dziwi. Wybaczcie obrazowość - ja bym tych wszystkich mądrych mężczyzn powiesiła za jaja na drzewie. Już po kilku sekundach byliby wszyscy, jak jeden mąż, za znieczuleniem na żądanie - i to wyrażone jednym mrugnięciem.
Tymczasem sprawdzę, ile kosztują bilety do Tokio...