Owoce naprotechnologii, czyli wymodlone dzieci. Czy coś nas jeszcze zaskoczy?

Nie od dziś wiadomo, że dobrą metodą na zaciążenie jest np. wybranie się na pielgrzymkę (pan Terlikowski z żoną tak zrobili i się od razu udało). Jeśli jednak ta metoda zawodzi - warto pomyśleć o specjalnym szkoleniu u sióstr boromeuszek.

Kiedyś już delikatnie toczyłyśmy bekę z koncepcji , że modlitwa wystarczy, by sprowadzić na świat dziecko. Przy zdrowych, płodnych parach zaiste - kilka okrzyków "O Boże!" z sypialni może oznaczać zapłodnienie. Dla osób, które pozostają sceptyczne w stosunku do naszego sceptycyzmu w dziedzinie "wiary w poczęcie", a które odgrażają się, że nie będą czytać długich i (zapewne) nudnych artykułów z "tej Wyborczej" - dziś wyimki z bardzo interesującego artykuły. Z "tej Wyborczej"

Artykuł pod tytułem "Zgodnie z wolą bożą. Jak zakonnice walczą z niepłodnością?" (zachęcamy do lektury całości!) jest świetną odtrutką na poniedziałkowe, potęgowane przez upał przysypianie w pracy. Wasze oczy otworzą się bardzo szeroko i przez jakiś czas zdumienie nie pozwoli wam na mrugnięcie.

Wyścig szczurów, tfu - plemników / Fot. sxc.hu

Otóż siostry boromeuszki rozkręcają biznes - alternatywę dla in vitro, która to metoda, jak wiemy powszechnie - jest narzędziem diabła, PO, teletubisiów i innych homoseksualistów (sic!). Naprotechnologia to istotnie metoda radzenia sobie z problemem z zajściem w ciążę. Stosowana kilka dekad temu, polegała na bardzo precyzyjnym śledzeniu cyklu miesięcznego, w celu wyznaczenia momentu owulacji. Metoda w teorii bardzo skuteczna, wszak kiedy lepiej o poczęcie, jak nie w kulminacyjnym momencie owulacji? Niestety nijak ta metoda ma się na przykład do problemów zdrowotnych typu endometrioza czy nieruchliwych plemników (tudzież innych problemów, leżących po stronie potencjalnego tatusia - który jak wiemy, nie owuluje).

Ewoluuje za to biznes sióstr. Bazując na wierze i głębokiej chęci posiadania dziecka - pobierają opłaty za spotkania, które mają cudownie uleczyć z niepłodności. Pierwsze spotkanie, pełne wyczekiwania i nadziei jest bezpłatne. Trzeba "jedynie" zakupić materiały - za 100 zł. Potem należy chodzi na zajęcia z instruktorem, przez 8 miesięcy. Jedno spotkanie to 150 zł. Ale warto, bo prowadzą je instruktorzy, którzy sami mają dzieci - więc chyba wiedzą, na czym TO polega?

Na spotkaniach można się dowiedzieć, jak wygląda plemnik, jajniki i witaminki na płodność. Na przykład zalecana przez siostrę prowadzącą zajęcia - witamina B6!

Czy nam się tylko wydaje, czy wyciąganie od ludzi pieniędzy, bazując na ich wierze ma swoją nazwę i jest zajęciem - ujmując to subtelnie - nieetycznym? Ale my tu sobie tak dworujemy, bośmy pracownice Matecznika Feminazimu, co to chodzą na in vitro i aborcję w przerwie na lunch.

Więcej o: