"Plotkara" - esencja (a)moralności (fot. materiały prasowe)
Podwójna moralność wydaje się wieczna. I co gorsza niezniszczalna. Najnowsze badania, które przeprowadzono w Ameryce nie dość, że to potwierdzają, to jeszcze są przygnębiające.
Wynika z nich, że nastoletnie dziewczyny, które uprawiały seks, traciły przyjaciół, a chłopcy wraz z miłosnymi podbojami zyskiwali popularność . Badania przeprowadzono na naprawdę reprezentatywnej grupie. Ankietowanych było 15 tysięcy uczniów stanów Iowa i Pensylwania w ciągu trzech lat, od szóstej klasy do dziewiątej (trzeciej klasy gimnazjum).
Dziewczyny, które miały już za sobą inicjację, traciły akceptację u prawie połowy swoich dawnych przyjaciółek. Tymczasem chłopcy po "pierwszym razie" zaliczyli zwyżkę popularności o 88 procent. Odwrotnie działało to w przypadku pocałunków. Dziewczynki wręcz pięły się po społecznej drabinie, gdy całowały się z różnymi chłopcami. Pod warunkiem, że na tym znajomość kończyły. Z jednej strony były postrzegane jako atrakcyjne, ale też "szanujące się". Ale uwaga! Chłopcy, którym nie udawało się doprowadzić do seksu, przestawali być przez otoczenie szanowani . Podwójne standardy w ocenie seksualności - ona, która ucieka i on, który goni, aż dogoni - obowiązują najwyraźniej od kiedy kończymy 14 lat.
Seksizm Seksizm
Seksizm nasz codzienny
Badania można oczywiście zdyskredytować, uznając za nieprzystające do polskich realiów. Przeprowadzono je w końcu w Ameryce. W kraju, w którym na kampusach prestiżowych uniwersytetów po meczach futboliści krzyczą: "Nie oznacza tak, tak oznacza anal" , a gwałty na randkach nie należą do rzadkości. Ale nawet jeśli skala problemu jest u nas mniejsza, warto zastanowić się, dlaczego nastoletnie dziewczyny ocenia się przez pryzmat tego, czy się "puszczają", a chłopcom kibicuje się w ich podbojach. Przykład idzie z góry. Szkoda tylko, że ta "góra" nie jest mądrzejsza niż pryszczaty piętnastolatek, który pisze po ścianach męskiej toalety, że "Anita to dziwka". Zawsze bawi mnie święte oburzenie na to, jakie bezeceństwa wyczyniają nastolatki. Że są "panseksualne" jak, nie przymierzając, Miley Cyrus, że ćpają przed szkolą, w szkole i po szkole, że wrzucają nagie filmiki na Snapchata.
Dorośli zbyt chętnie przenoszą swoje lęki na własne dzieci. I boją się, że ich córeczki mogą być "zbrukane", ale cieszą, gdy synowie wreszcie stają się mężczyznami. I często przy dzieciach plotkują o sąsiadce, która zaszła o jednego mężczyznę za daleko albo z wypiekami na twarzy opowiadają, że 50-letni Janusz pocieszył się u boku 25-letniej hostessy. Przekaz jest jasny, nawet dziecko zrozumie.
Mężczyźni mają zdobywać, kobiety mają nie dać się zdobyć. W każdym razie do czasu, gdy to już wypada, zaczyna się opłacać albo trzeba wyjść za mąż. Śmiem więc twierdzić, że za podwójne standardy u nastolatków nie są odpowiedzialne filmy pornograficzne, Instagram czy brak edukacji seksualnej w szkołach. A w każdym razie nie tylko. To rodzice ponoszą odpowiedzialność za podejście swoich dzieci do seksu . Niezależnie od płci pociechy. Cieszę się więc, że moi rodzice nie mówili mi nigdy, że dziewczynki muszą na siebie uważać. Nie mówili też, że chłopcy czyhają na moją cnotę. W ogóle mało o seksie mówili, a o stereotypach z nim związanych - nic a nic. Wierzyli, że sobie poradzę, bo swój rozum mam. I na swoim przykładzie pokazywali mi, jak działa równouprawnienie.
Pierwszą lekcję równouprawnienia pod tytułem "dziewczyny są równe chłopakom" należy odbyć w domu. Wciąż nie do wszystkich dociera, że to nie znaczy, że dziewczyny mają być takie same jak chłopaki . Ale mogą wygrać olimpiadę z matematyki, grać w piłkę, pić piwo i gdy będą gotowe, iść z kimś do łóżka. A "przyjaciół", których po seksie stracą, nie warto żałować. To tylko szkoła. Na szczęście kiedyś się kończy.