Rodzinny wypad w góry - z maluchem w nosidle. Można? Można!

Rodzinny wypad w góry, to czysta przyjemność, zastrzyk zdrowia i pozytywnej energii na cały rok. Warto przekonać się, jak działa magia dzikiej przyrody i zarazić dzieci swoją pasją.

W góry jeździmy od wielu lat. Dlatego, że są. Dlatego że taki wyjazd daje niesamowicie dużo pozytywnej energii i pozwala zapomnieć o codziennych problemach. Góry dają poczucie tego, że można wszystko, a kontakt z dziką przyrodą jest bezcenny. Te wyjazdy były i są bardzo ważną częścią naszego życia, ponieważ wędrówki po górach to nasza pasja. Dlatego kiedy zdecydowaliśmy się na dzieci, postanowiliśmy, że będziemy wyjeżdżać razem, żeby pokazać im, co jest dla nas ważne i cenne, nauczyć ich szacunku do przyrody i umiejętności zachwytu nad pięknem krajobrazu . Jednak jak to zabawnie w życiu bywa oczekiwania, a rzeczywistość to żart losu. I po urodzeniu dzieci ta wizja wspólnych wyjazdów stała się mniej realna.

Giewont, iść, czy nie?Giewont, iść, czy nie? Giewont, iść, czy nie? /fot. Magda Acer Giewont, iść, czy nie? /fot. Magda Acer

Nie taki wyjazd straszny

Początkowo, wyprawę w góry z małymi dziećmi postrzegałam jako jeden wielki problem i pasmo potencjalnych katastrof. No i te wszystkie rzeczy, które trzeba ze sobą taszczyć. Tony zapasowych ubrań, mała apteka na wypadek setek chorób, które mają zwyczaj przytrafiać się na wyjazdach, pieluchy, ulubione zabawki, jednym słowem - cyrk na kółkach. Jak również te wszystkie rzeczy, których się zapomni wyjeżdżając z domu, taki na przykład inhalator. Bo oczywiście zawsze się czegoś zapomina, nawet, gdy zrobi się solidną listę. Złapałam fazę matki umartwionej na zapas . W związku z tym równie czarno widziałam perspektywę kilkugodzinnej podróży samochodem z dwójką dzieci. Obojętnie, czy mielibyśmy pojechać w Bieszczady, Tatry, czy Sudety, z Warszawy było tak samo daleko i miałam świadomość, że moje słodkie fasolinki będą tak samo jęczeć i domagać się słodyczy i pięćdziesiątego odsłuchania piosenek z Akademii Pana Kleksa. Z tą samą częstotliwością - czyli co 15 minut będą pytać "za ile dojedziemy?" lub "daleko jeszcze?".

Daleko jeszcze? Oby jak najdalej.Daleko jeszcze? Oby jak najdalej. Daleko jeszcze? Oby jak najdalej. /fot. Magda Acer Daleko jeszcze? Oby jak najdalej. /fot. Magda Acer

Na szczęście okazało się, że potrzeba bezpośredniego spotkania z górami jest silniejsza niż czarnowidztwo i niepotrzebne obawy . Podróż wcale nie była tak straszna. A pojechaliśmy razem w Tatry, w Bieszczady i w Sudety. Wystarczyło zrobić dwa postoje na wybieganie się i solidniejszy posiłek i nawet Pana Kleksa i Fasolki dało się znieść przez te kilka godzin. Okazało się, że dzieciom bardzo spodobały się góry. I to chyba najbardziej nas ucieszyło, fakt, że podzielają naszą pasję i entuzjazm. W dodatku wspólne spędzenie czasu na świeżym powietrzu, w otoczeniu zapierających dech krajobrazów niesamowicie scala rodzinę.

Pierwszy raz w góry wybraliśmy się wspólnie, gdy nasz syn miał pięć lat, a córka półtora roku. Wózek w górach odpada, więc zdecydowaliśmy się na nosidło. Młoda początkowo trochę się buntowała, ale w końcu spodobało się jej oglądanie gór z perspektywy pleców taty. Dzięki temu rozwiązaniu w Tatrach mogliśmy wyjść poza Kotliny, czyli w miejsca, które najbardziej nas ciągnie. Udało nam się wejść na Giewont i to jeszcze w bonusie, bo bez kolejki, ponieważ była kiepska pogoda. Gdzie zatem warto się wybrać? Mogę polecić miejsca i szlaki, które sprawdziliśmy na żywym organizmie.

Tu zjemy drugie śniadanieTu zjemy drugie śniadanie Tu zjemy drugie śniadanie /fot. Magda Acer Tu zjemy drugie śniadanie /fot. Magda Acer

Sudety - góry pełne zamków i tajemnic

Warto wybrać się w Błędne Skały, szlak jest łatwy i nie potrzeba tu w zasadzie żadnego przygotowania kondycyjnego. Ale, choć o tym nie ostrzegają przy wejściu, niektóre przejścia miedzy skałami są bardzo wąskie i żeby się przecisnąć trzeba było zdejmować nosidło. Odwiedzając Kotlinę Kłodzką mieszkaliśmy w Bystrzycy Górnej - malowniczej miejscowości, która była świetną bazą wypadową. Dodatkową atrakcją była możliwość przejechania się drezyną z silnikiem z Fiata 126p po nieczynnych torach kolejowych. Stacja początkowa jest w Jugowie.

Skalne MiastoSkalne Miasto Skalne Miasto, tuż za czeską granicą /fot. Magda Acer Skalne Miasto, tuż za czeską granicą /fot. Magda Acer

Mieliśmy blisko zarówno w góry, jak i do zamku Grodno i zamku Książ, które koniecznie musicie zobaczyć. Odwiedziliśmy też tajemnicze sztolnie w Walimiu, gdzie trzeba się ciepło ubrać, bo nawet wiosną jest tam bardzo zimno.

Zamek KsiążZamek Książ Zamek Książ /fot. Magda Acer Zamek Książ /fot. Magda Acer

Tatry - najwyższe szczyty i widoki, który zostają w głowie na zawsze

Wbrew pozorom jest tu całkiem sporo łatwych szlaków, które bez problemu można przejść z małymi dziećmi. Jeśli nie macie nosidła, tylko wózek można zwiedzić doliny lub dojść asfaltową drogą do Morskiego Oka, gdzie jest po prostu przepięknie, nawet pomimo tłumów. Jeśli wasze dzieci są już całkiem duże i sprawnie się przemieszczają, można pokusić się o dłuższe wyprawy.

Tatry Zachodnie - z Kir (Dolina Kościelska) zielonym szlakiem idzie się przez jakieś 10 -15 minut z tłumem japonkowych turystów. Przy okazji można sobie zakupić świeżo wędzone oscypki w bacówce. Są genialne. Potem trzeba odbić w lewo na czerwony szlak. Tam jest już mało ludzi i klimat przypomina trochę Bieszczady. Pierwszy szczyt to Ciemniak - dojście zajmuje około 4 godzin, ale widok wart jest grzechu. No i w zasadzie po zdobyciu Ciemniaka nie ma już większych podejść. Potem jest Krzesanica (gdzie trzeba zbudować kamienną piramidę) i Małołączniak. Z Małołączniaka można zejść niebieskim szlakiem na dół, ale moim zdaniem warto pójść dalej do Kopy Kondrackiej. Widoki są takie, że szkoda byłoby tego nie zobaczyć. My schodziliśmy zielonym szlakiem z przełęczy pod Kopą. Zejście jest łatwe i schodzi się do Kuźnic przez schronisko na Hali Kondratowej. Nie jest to krótka wyprawa, razem z postojami zajęła nam cały dzień.

KrzesanicaKrzesanica Na Krzesanicy trzeba zbudować swoją piramidę /fot. Magda Acer Na Krzesanicy trzeba zbudować swoją piramidę /fot. Magda Acer

Karb pod Kościelcem - moim subiektywnym zdaniem jedna z najpiękniejszych przełączy w Tatrach. Dojście niebieskim szlakiem od Murowańca do Czarnego Stawu (tego cuda, to już chyba nawet nie muszę zachwalać). Obowiązkowym zadaniem jest sesja zdjęciowa na wielkim kamieniu. Potem trzeba skręcić w prawo czarnym szlakiem do Karbu. Podejście jest dość monotonne, ale bez przesady, to tylko jakieś 30-40 minut wypluwania płuc, a potem już z górki wraca się do Murowańca (tak wszystkie drogi prowadzą do tego schroniska, gdzie serwują całkiem niezłą szarlotkę i doskonałą pomidorówkę). Idzie się po gołoborzach, dodatkowym bonusem są boskie widoki: turkusowa woda w stawach i sporo strumieni z rześką wodą.

Samotna dziewczyna spotkana na szlakuSamotna dziewczyna spotkana na szlaku Samotna dziewczyna spotkana na szlaku /fot. Magda Acer Samotna dziewczyna spotkana na szlaku /fot. Magda Acer

Kasprowy - 3 godziny łatwego, dość monotonnego podejścia. Do Myślenickich turni (pierwsza stacja kolejki) idzie się w zasadzie po drodze. Męczące może być ostanie 40 minut, przed samym szczytem. Potem można zejść żółtym szlakiem do Murowańca, jest pięknie i malowniczo (zejście banalne, w zeszłym roku szła tamtędy moja 3-letnia córka). Polecam pójść kawałek dalej czerwonym szlakiem przez Liliowe, około 20 minut idzie się po granicy Polsko - Słowackiej, jest bezpiecznie i można spotkać Kozice. Zejście zielonym szklakiem - też do Murowańca.

Bieszczady - magiczne i dzikie

Szlaki w Bieszczadach są bardziej łagodne niż w Tatrach, ale dłuższe. Z tego powodu trzeba liczyć się z tym, że trudno zrobić pętlę i wrócić w to samo miejsce, w którym rozpoczęło się wędrówkę. Na szczęście jeździ tam sporo busików, które rozwożą turystów do parkingów. W Bieszczadach poszliśmy na Połoninę Caryńską i Wetlińską. Widoki były po prostu magiczne. Nawet w ciepłe dni trzeba pamiętać o tym, żeby zabrać polar, ponieważ wiatr tam hula niemiłosiernie.

BieszczadyBieszczady No i co było warto iść tyle godzin? /fot. Magda Acer Było warto iść tyle godzin /fot. Magda Acer

W zdrowym ciele, zdrowy duch

Ostre, górskie powietrze jest lepsze nie szczepionka, hartuje organizm i wzmacnia odporność. Podobnie jak wysiłek fizyczny i aktywny wypoczynek, który sprawia, że mózg produkuje hormony szczęścia - endorfiny. Małe dziecko nie musi być pretekstem, do rezygnacji z wyjazdu w góry. Oczywiście z maluchem trzeba bardziej uważać i należy wybierać łatwiejsze szlaki i naprawdę warto spróbować, choć początkowo może się wydawać, że taka wyprawa to bardzo karkołomne przedsięwzięcie.

Magda Acer, Foch.pl

Więcej o: