Depresja i ja. Jak wygląda życie z tą chorobą?

1 października rusza kampania społeczna ?Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję?. Jest to dla mnie szczególna kampania, bo dotyczy choroby, z którą sama zmagam się od wielu lat. Czytając o tym, nie oceniajcie mnie, tak jak nie ocenia się tych, którzy chorują na zapalenie płuc.

Dziś opowiem wam o  pewnej chorobie (fot. Pexels.com CC0)Dziś opowiem wam o pewnej chorobie (fot. Pexels.com CC0) Dziś opowiem wam o pewnej chorobie (fot. Pexels.com CC0) Dziś opowiem wam o pewnej chorobie (fot. Pexels.com CC0)

Piszę do Focha od samego początku jego istnienia, ale dopiero teraz zdecydowałam się poruszyć ten trudny dla mnie temat. Trudny, bo trudne jest mówienie o samym sobie, zwłaszcza jeżeli nie wiesz z jaką reakcją się spotkasz. Chociaż coraz więcej mówi się o tej chorobie, to nadal jest ona postrzegana w niektórych kręgach jako temat tabu, a chodzenie do psychiatry to już w ogóle wstyd.

Stygmatyzacja osób chorych psychicznie ma się całkiem nieźle nie tylko u nas w kraju, ale i na całym świecie. Tak, depresja jest chorobą psychiczną i chociaż często daje objawy somatyczne, to jej leczeniem zajmują się psychiatrzy. Ulgę w cierpieniu chorego i jego rodziny niesie też terapia prowadzona przez psychologów. Terapia, sesja i leżanka to często kolejne tematy, o których się nie rozmawia. Swoją drogą ani razu nie spotkałam się w gabinetach specjalistów z ową leżanką. Mam nawet przypuszczenia, że to taka miejska legenda.

Screen ze strony Stop Depresji/facebook

Co mogę powiedzieć o tej chorobie? Jest to piekło za życia, o ile piekło w ogóle istnieje. Nie ma dwóch jednakowych przypadków, nie ma nawet dwóch jednakowych rzutów choroby, są za to pewne cechy wspólne, które pozwalają lekarzowi stwierdzić, że ma do czynienia z depresją, a nie innym schorzeniem. O samym piekle nie będę pisać, bo jest to zbyt trudne i powiem szczerze, że jak zaczynam się lepiej czuć, to nie mam ochoty na wspominanie złego okresu. Rozmyślanie o tym, że nie miałam siły zwlec się z łóżka, czy nie mogłam jeść, nie prowadzi do niczego poza bólem, od którego chcę się uwolnić.

Z perspektywy osoby chorej mogę powiedzieć, że mam cholerne szczęście. Mam wspaniałą rodzinę, przyjaciół i znajomych. Dzięki tym ludziom i wsparciu jakie otrzymuję od lat, mam siłę walczyć o siebie. W fazie regresu ciężko ze mną wytrzymać, bo odtrącam wszystkich i wszystko dookoła, a jednak "moi ludzie" się nie poddają. Jak nie drzwiami to oknami próbują do mnie dotrzeć i za uszy wyciągają mnie z macek choroby. Robią właśnie to o czym mówi kampania - akceptują, nie oceniają. Skoro nie oceniamy chorych na zapalenie płuc, to nie oceniajmy też chorych na depresję.

screen ze strony Stop Depresji/facebookscreen ze strony Stop Depresji/facebook screen ze strony Stop Depresji/facebook Screen ze strony Stop Depresji/facebook

W fazie regresu czy mi się to podoba, czy nie (a raczej nie podoba), non stop ktoś przy mnie jest. Tak chodzi o pilnowanie, ale też i o wsparcie. Trzeba mi przypominać o braniu leków, trzeba mi podać jedzenie i picie albo zmusić do umycia się. Możecie się łapać za głowę z niedowierzania i twierdzić, że się ze sobą pieszczę, zamiast się wziąć w garść. Możecie sobie to wszystko mówić, ale to ja wiem, jak to naprawdę wygląda i wiedzą to ludzie, którzy mnie wspierają, a także ci, którzy chorują. Gdybym mogła się wziąć w garść - to bym się wzięła, gdybym mogła przełknąć kęs kanapki - to bym go przełknęła. Niestety na to nie ma siły, bo nie. KONIEC, KROPKA - BO NIE.

Depresja nie jest chorobą, którą ma jedno źródło i jedna metoda leczenia przynosi pozytywne rezultaty . Depresja może mieć kolejne rzuty, a może skończyć się na jednym i nigdy więcej się nie powtórzy.

Ja zaczęłam chorować na studiach. Po roku leczenia miałam prawie dziesięć lat przerwy w fazie chorobowej. Potem nastąpiły dwa rzuty w dość krótkim czasie. Trzeci rzut zadecydował o włączeniu psychoterapii do leczenia farmakologicznego. Psychoterapii, przed którą się bardzo wzbraniałam. Nie uważałam, żeby grzebanie w przeszłości mogło mi pomóc w walce z teraźniejszością. Nie czułam potrzeby mówienia obcej osobie o moich relacjach z bliskimi, o tym czego się obawiam i co mnie przytłacza. Wierzyłam w medycynę . Skoro mam niski poziom serotoniny to odpowiednio dobrane dawki leków to wyrównają i będzie pozamiatane. Jak widać okazało się to bardziej skomplikowane.

W pewnym momencie zaczęto się zastanawiać, czy nie powinnam poddać się leczeniu ambulatoryjnemu w szpitalu. Nie wystraszyła mnie ta informacja, bo rozsądek podpowiadał, że skoro są takie wskazania, to znaczy, że jest mi to potrzebne. Na szczęście decyzja została wstrzymana i leczę się przy pomocy leków i terapii. Zobaczymy, jak będzie mi dalej szło. Dzięki psychoterapii uczę się również wyłapywać sygnały, które mogą świadczyć o tym, że znowu nastąpi regres. To jest dla mnie bardzo cenne, bo dzięki temu, może już nie powtórzy się sytuacja, w której nie będę miała ochoty żyć.

Depresja jest chorobą śmiertelną i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Nieleczona może doprowadzić do śmierci pacjenta. Z drugiej strony pacjent, który zdaje sobie sprawę ze swojej choroby i poddaje się leczeniu może całkiem dobrze funkcjonować przez większość swojego życia. Nigdzie nie jest napisane, że nie można założyć rodziny, pracować, bawić się czy cokolwiek nam tam przyjdzie do głowy, jeśli jest się chorym na depresję. Można to wszystko robić, a wręcz należy, bo pomaga to w powrocie do zdrowia.

Wiem, że niektórzy ludzie mogą być zdziwieni faktem, że taka osoba jak ja choruje na depresję. Taka osoba - mam na myśli kogoś, kto lubi sobie pożartować z siebie i z otoczenia, a na co dzień nie sprawia wrażenia osoby przygnębionej. Z depresją można funkcjonować bardzo długo - to raz. Po drugie podczas wychodzenia z domu, czy rozmowy z ludźmi chorzy potrafią nałożyć maskę: wszystko jest ok. Po trzecie, niektórzy chorzy nie zdają sobie sprawy z własnej choroby. Ja byłam w tej grupie osób, które zakładają maskę. Po przyjściu do domu, jak nikt nie widział płakałam w poduszkę, a później już tylko patrzyłam w sufit, bo na łzy nawet sił nie było.

Czy coś straciłam dzięki chorobie? Oczywiście, że tak, ale zyskałam jeszcze więcej. Zyskałam pewność, że ludzie, którymi się otaczam są wspaniali i dzięki nim nie muszę się wstydzić, ani ukrywać więcej swojej choroby. Nie czuję się gorsza z tego powodu, nie czuję się również wyjątkowa . Czuję się jak osoba, która musi po prostu zażywać leki, bo jakaś część jej organizmu nie funkcjonuje prawidłowo.

PS. Wiecie kiedy najwięcej pacjentów podejmuje próby samobójcze? Nie wtedy kiedy jest w stanie silnego doła, ale wtedy, kiedy zaczyna odzyskiwać siły. Siły, które pozwolą jej na odebranie sobie życia.

PS. Więcej o tej kampanii społecznej przeczytacie tutaj: Słów kilka o depresji

[Od Redakcji: polecamy książkę Anny Morawskiej "Twarze depresji"]

Foch poleca!Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!

Więcej o: