Jak przebiegłam mój pierwszy maraton. Historia z życia wzięta

Udało mi się. Tydzień temu przebiegłam mój pierwszy w życiu maraton. Gdyby, jeszcze niedawno, ktoś mi powiedział, że to zrobię, wyśmiałabym go, pukając się w czoło. Przecież ja nie mogę biegać! Tymczasem okazuje się - nie ma rzeczy niemożliwych.

Maraton Warszawski AD 2013 - jeszcze mnie tam nie ma / fot. Kuba Atys

Jestem wielką miłośniczką sportu. To on daje mi energię, endorfiny, sprawia, że czuję się dobrze ze sobą. Dni i tygodnie planuje tak, aby zawsze znalazło się miejsce na ćwiczenia. Jednak nie zawsze tak było. Gdyby ktoś cztery lata temu powiedział mi, że przebiegnę maraton, pewnie bym go wyśmiała. Na tamtym etapie raz na jakiś czas odwiedzałam siłownię, bo przecież miałam karnet. Trochę głupio się cały miesiąc nawet nie pokazać, prawda?! Mało tego, kilka lat temu, byłam jedną z tych osób, które mówią, że nie biegają, bo nie mogą. Znacie to?

Ja znam mnóstwo osób, które twierdzą, że nie mogą ćwiczyć, bo lekarz im zabronił. Co ciekawe nie zabronił przechodzenia na kolejną dietę odchudzają. Katują się, zatem, narzucając sobie coraz większe ograniczenia i odżywiają się coraz gorzej. Aktywności fizycznej mówią jednak stanowcze NIE - a wszystko po to, by chronić swoje zdrowie, oczywiście. Ćwiczeń siłowych nie mogą, bo kręgosłup, aerobowych, bo kolana, a na basen nie, bo zatoki. W części przypadków to pewnie prawda.

Chcieć to móc - to aż tak proste

Rozumiem, że są ludzie, którzy naprawdę nie bardzo mogą uprawiać sport. Jestem jednak przekonana, że przy odrobinie dobrych chęci znaczna większość znajdzie rodzaj aktywności fizycznej odpowiedni dla siebie. Nie mówię tego z perspektywy osoby, która nie wie, co to uraz. Jako dziecko miałam bardzo poważny wypadek na nartach. Kolano było roztrzaskane w drobny mak. Odprysk kości ze stawu, wszystkie więzadła zerwane. Lekarz powiedział moim rodzicom, że pewnie nie będę mogła chodzić. Na szczęście znalazł się inny, który mnie jakoś poskładał, drutami przymocował to, co się odczepiło i dwa razy pokroił. Wszystko się zrosło, jednak nie mam nóg zdrowej osoby.

BIEGNĘ! / fot. archiwum prywatneBIEGNĘ! / fot. archiwum prywatne BIEGNĘ! / fot. archiwum prywatne BIEGNĘ! / fot. archiwum prywatne

Kiedy zaczynałam biegać, miałam kilka kontuzji. Lekarze z państwówki i sieciówki mówili - nie biegaj. Lekarze sportowi i fizjoterapeuci powiedzieli - naucz się biegać. Wybrałam tę drugą drogą, było warto. Z roku na rok, szło mi coraz lepiej. Pamiętam szczęście jakie czułam, kiedy pierwszy raz przebiegłam dziesięć kilometrów. Później, ten pierwszy raz, gdy udało mi się pokonać dystans kilkunastu kilometrów. Pamiętam radość z pierwszego półmaratnu. Po drodze mijałam kibicujących znajomych, na mecie czekali rodzina i przyjaciele. Coś niesamowitego. Tydzień temu przebiegłam swój pierwszy maraton. To było jedno z moich marzeń. Zrobić to, pokonać swoje słabości, pokazać sobie, że dam radę, że jestem silna. Udało mi się to - dlatego wierzę, ze nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko zaczyna się i kończy w głowie. Jeśli chcesz, to możesz.

Kilka porad dla tych, co jeszcze nie biegali, a chcą

Jeśli ktoś z was chciałby zacząć biegać, a nie bardzo wie jak to zrobić, mam kilka porad. Warto zacząć od wizyty u fizjoterapeuty . Jeśli macie cokolwiek choć troszkę krzywego w ciele i tak prędzej czy później do niego traficie. Ja trafiłam dopiero po urazie. Proponuję: bądźcie mądrzejsi, oszczędzajcie na czasie. Kolejną rzeczą jest udanie się na badanie stopy . W większość sklepów dla biegaczy można je zrobić za darmo. W oparciu o wyniki dobierzcie buty najlepsze dla siebie. Jeśli się okaże, że potrzebujecie wkładek - kupcie je. To wydatek, co najmniej stu złotych, ale warto. Ja, od kiedy mam wkładki nie miałam żadnej kontuzji. Nawet po maratonie, co jest dla mnie argumentem za bieganiem z wkładkami już zawsze. Jeśli zaczynacie swoją przygodę z bieganiem, nie śpieszcie się. Nie od razu pokonujcie na raz dziesięć kilometrów, nawet, jeśli czujecie, że macie siłę. Nie biegajcie codziennie . Wiele moich koleżanek w ten sposób bardzo szybko nabawiło się kontuzji. Było im smutno, bo już zdążyły zaprzyjaźnić się z bieganiem, a tu nagle wymuszona przerwa. Lepiej zacząć spokojnie, od max trzech biegów tygodniowo. Przed treningami zawsze się rozgrzewajcie, a po - rozciągajcie . Wiem, to brzmi jak przynudzanie, ale warto. Inaczej ciało prędzej czy później się zbuntuje. Polecam też urozmaicanie treningów. Chociaż raz w tygodniu dobrze jest zrobić trening siłowy. Ja wybrałam zajęcia z body pump - takie ze sztangą. Nie ma w nich żadnych elementów choreograficznych, co chroni przed upokorzeniem, jakim jest zgubienie się w drugiej minucie układu. Jeśli wolicie ćwiczyć sami, siłownia też będzie ok, jeśli jesteście superwytrzymali, idźcie na crossfit. Dla mnie to póki co niezbadane pole.

Moja obklejona noga biegnie lepiej / fot. archiwum prywatneMoja obklejona noga biegnie lepiej / fot. archiwum prywatne Moja obklejona noga biegnie lepiej / fot. archiwum prywatne Moja obklejona noga biegnie lepiej / fot. archiwum prywatne

Warto COŚ robić

Oczywiście, nie każdy musi biegać. Możliwości jest całe mnóstwo, można znaleźć sport dla sobie. Pewne jest, że każdy powinien coś robić. Najlepiej trzy razy w tygodniu , ale jeśli obowiązki, dzieci, nieregularny tryb pracy na to nie pozwalają - to trudno. Raz w tygodniu to zawsze więcej niż zero! Może to być rower, siatkówka, piłka nożna, aerobik, basen, nordic walking, boks, karate - cokolwiek.

Żyjemy w czasach, w których co trzecia osoba ma zbyt wysoką masę ciała. Otyłość jest chorobą cywilizacyjną, według niektórych badań zabija więcej osób niż papierosy. Znacznie lepiej jest jej zapobiegać, niż ją leczyć. Aktywność fizyczna jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi profilaktycznych. Całe ciało lepiej funkcjonuje. Ćwiczenia pomagają obniżyć ciśnienie krwi, poziom złego cholesterolu, minimalizują ryzyko wystąpienia chorób układu krążenia i osteoporozy, poprawiają ukrwienie i dotlenienie organizmu, co z kolei stymuluje pracę mózgu. Po prostu, jeśli ćwiczymy lepiej nam się żyje.

Ja, od kiedy regularnie uprawiam sport jestem szczęśliwsza. Łatwiej radzę sobie z problemami, mam lepsze nastawienie do wielu rzeczy, nie przejmuję się tak bardzo wszystkim dookoła. To na pewno zasługa endorfin, jakie serwuje mi organizm po każdym wysiłku. Ale nie tylko. To też wyniki tego, że jestem z siebie zadowolona. Udaje mi się pokonywać własne słabości i stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Czuję, że jestem silna. A po maratonie wiem, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. To fajne uczucie. Życzę wam, żebyście mięli okazję go doświadczyć pokonując swoje własne bariery.

Więcej o: