"Polip na cervixie" - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i rak szyjki macicy
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (fot. Vikicommons CC0) Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (fot. Vikicommons CC0)
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (fot. Wikicommons CC0)
Jako egzaltowana nastolatka na wakacjach w babcinym ogrodzie (niestety, był to bardziej stan umysłu niż sposób na spędzania lata) zaczytywałam się w książce "Zalotnica niebieska" - biografii poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pióra jej siostry, Magdaleny Samozwaniec. Co tu dużo mówić, byłam zachwycona. Kraków, Planty, mgła, szale, miłość, ekscentryczna rodzina Kossaków z licznymi przyjaciółmi, figlarne siostry, poezja. Potem nauczyłam się wielu wierszy Jasnorzewskiej na pamięć, trwałam w zachwycie i pozie, a jeszcze trochę później odkryłam, że palenie papierosów z koleżankami jest zabawniejsze niż wzdychanie w samotności. Jednak w głowie zachowałam miękkie miejsce dla sióstr Kossak, wymoszczone woalkami i strusim pierzem z boa.
Pewnego roku dopadł mnie kryzys czytelniczy. Długi, zimowy wieczór, koc, zmęczenie, potrzeba napchania sobie mózgu ukochaną, niezobowiązującą lekturą. Ach, zalotnice, przybywajcie z półki, dekada minęła odkąd ostatnio się widziałyśmy. Zaczęłam czytać i nie mogłam zrozumieć - dlaczego mi się to kiedyś podobało? Siostry wydały mi się tym razem złośliwe, zarozumiałe, nadęte, pretensjonalne w swoich uniesieniach i poczuciu wyższości nad każdym, szczególnie służbą i ludźmi, którzy nie mieli tyle szczęścia i taktu, by urodzić się Kossakami. Brrr. Ideał sięgnął bruku, kolejne 10 lat minęło z dala od nieszczęsnych panien z mieszczańskiej, krakowskiej bohemy.
"Wojnę szatan spłodził" - moje tegoroczne odkrycie (fot. mat. prasowe) "Wojnę szatan spłodził" - moje tegoroczne odkrycie (fot. mat. prasowe)
W tym roku wpadły mi w ręce dwie książki: bogato ilustrowane zdjęciami i szkicami zapiski Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (opracowane przez Rafała Podrazę) z okresu wojny pod wymownym tytułem "Wojnę szatan spłodził" i niejako paralelna (zawsze marzyłam, żeby użyć tego słowa, wybaczcie) publikacja - listy, które w tym samym okresie zawieruchy pisali do siebie Maria i jej mąż, lotnik Stefan Jasnorzewski, zebrane w tomie "Z Tobą jedynym" (w opracowaniu Elżbiety Hurnikowej). Dzięki tym dwóm książkom odkryłam Pawlikowską-Jasnorzewską na nowo i jestem za to bardzo wdzięczna - nie wiem do końca komu, więc powiedzmy, że wydawcom.
"Z Tobą jedynym" prawdziwa skarbnica informacji o prywatnym życiu poetki i jej męża (fot. mat. prasowe) "Z Tobą jedynym" prawdziwa skarbnica informacji o prywatnym życiu poetki i jej męża (fot. mat. prasowe)
Małżeństwo Jasnorzewskich opuściło Kraków we wrześniu 1939, by po krótkim pobycie we Francji osiąść w angielskim Blackpool, w pobliżu bazy lotniczej RAF. Jak można się domyślać, nie jest miło. Poetka cierpi, wyrwana przez wojnę ze środowiska, w które wrosła i w którym była gwiazdą, wspartą dodatkowo na rodzinnej konstelacji. W Anglii jest niemalże anonimowa. Tęskni za rodziną, z którą nie ma kontaktu, czuje się samotna w obcych miejscach, przy "cudzych stołach", drażnią ją inni emigranci, szczególnie drobnomieszczańskie panie z kręgów wojskowych, małżonki lotników z jednostki "Lotka", jak zdrobniale nazywa męża poetka. Jasnorzewska złośliwie natrząsa się z ich paniki.
" Co z nami zrobią? - powtarzają Polkinie i wciąż im się zdaje, że je zapędzą do domów publicznych w Rio de Janeiro. Polacy stoją na pokładzie podnieceni i pyszczą."
Ale sama boi się o męża - dokąd zostanie skierowany? Czy będzie brał bezpośredni udział w walkach?
O ile we Francji władająca świetnie językiem Jasnorzewska czuje się dobrze, w Anglii dopada ją poczucie niższości - na początku jej angielski jest mizerny, a ona dramatycznie samotna, zamknięta w tanim hotelu, pozbawiona towarzystwa przebywającego w bazie lotniczej, rzadko cieszącego się przepustkami ukochanego. Zaczynają się problemy finansowe - Maria i Stefan w korespondencji żartobliwie, ale konsekwentnie rozliczają każdy wydatek, robią prognozy finansowe, przesyłają sobie nawzajem po kilka funtów, by załatać najpilniejsze potrzeby. W momentach lepszych Jasnorzewska kupuje okazjonalnie futra, by następnie zostawić je w lombardzie i ciułać na czynsz. Czuje się brzydka, źle ubrana, zaniedbana - i jest w tym wzruszająco szczera, zwyczajna i bliska . Owszem, toczy się wielka wojna, giną ludzie, upadł Paryż, z Krakowa żadnych wieści - to jest straszne i mocno w notatkach wybrzmiewa. Ale też twarz schudła, skóra wisi i nie ma się ładnego płaszcza na zimę. Dla przyzwyczajonej do luksusów poetki jest to ciężka dola, w dodatku w spartańskich warunkach rzadko przychodzi wena (a jednak Jasnorzewska w ramach ratowania budżetu publikuje na emigracji, poddawszy wcześniej wiersze surowej ocenie męża). W krótkim czasie spadają dwa ciosy: śmierć ubóstwianego ojca i, niedługo potem, matki. Z ogromnym smutkiem czyta się o dojmującej tęsknocie poetki za rodziną, o jej marzeniach powojennego powrotu do starych rodziców i roztoczenia nad nimi opieki, o lękach związanych z losami siostry i siostrzenicy, która trafia do obozu koncentracyjnego - z jednoczesną świadomością, że Jasnorzewska już nigdy najbliższych nie zobaczy. Przedłużające się "periody", o których pisze najpierw lekko, potem z wzrastającym niepokojem, to w rzeczywistości zaawansowany rak szyjki macicy, który, mimo dwóch rozległych operacji, zabije ją w lipcu 1945 roku .
W pewnym momencie widać w notatkach Jasnorzewskiej radykalny zwrot ku sobie - przestają ją angażować emigracyjne swary i wspomnienia towarzyskiego życia Krakowa. Pojawiają się lekarze, krwawienia, drobiazgowa obserwacja własnego ciała, jego rytmów i odstępstw od tego, co uznawane jest za zdrowotną normę. Poetka notuje co zjadła, co starała się zjeść, jak przebiegało wydalanie, liczy krwinki. Życie zawęża się do szpitalnego pokoju, a jedynym towarzystwem niegdysiejszej gwiazdy krakowskiej bohemy są pielęgniarki - proste, angielskie dziewczyny. Nowotwór zabija Jasnorzewską w błyskawicznym tempie, naświetlania niszczą organizm, przerzuty do kręgosłupa powodują paraliż. Wojna dobiega końca, ale w dzienniku, początkowo przepełnionym politycznymi prognozami, nie ma nawet jednego zdania na ten temat - walka Jasnorzewskiej trwa. Finał jest przesądzony, mimo że nieufna wobec lekarzy poetka nie do końca przyjmuje to do wiadomości.
Wzruszającą lekturą równoległą są listy Marii i jej męża - niezwykle ciepłe, pełne prywatnych żartów i pieszczotliwych imion, pokazujące autentyczne uczucie i ogromną tęsknotę ludzi, którzy młodzieńcze uniesienia mają już za sobą. Młodszy o 10 lat Stefan troszczy się o dietę żony (Maria jest zasadniczo wegetarianką i nie cierpi angielskiej kuchni, w jej odczuciu celebrującej rozgotowaną kapustę i paskudne ziemniaki), przesyła jej za pośrednictwem kurierów własnoręcznie ugotowane pożywne galarety, owoce, drobne upominki, którymi żyjąca w wymuszonej ascezie poetka cieszy się jak dziecko. Ich listy pełne są rozmaitych smaczków - dowiadujemy się z nich na przykład, że Jasnorzewska nie lubi słuchać radia:
"Czy Ty byś mógł się zżyć z takimi patałachami, jak są Anglicy, bo ja nie. Ja jestem dumna flanca, która się tu nie przyjęła i jest miękka i zwisa, ale jej tutejszy ubogi duchem grunt nie zadowoli. Powiedz mi, dlaczego, jak tutejsze dziewczę zawyje w radiu, to muszę od razu przeżywać jej głuche i ubolewające a pełne pustki wycia? Śpiewa Ci Niemka - dobrze, Francuzka - świetnie, Włoszka - jak słowik - a te ciągną to głosisko skądś - (czy nie z macicy, z przeproszeniem - bo to jakieś kliniczne i nieswoje, nieeuropejskie)".
Mój znajomy przeanalizował listy przebojów z tamtego okresu (październik 1944) i twierdzi, że Jasnorzewska prawdopodobnie darzyła tak intensywną niechęcią Billie Holliday!
Mam nadzieję, że zachęciłam was do sięgnięcia po te dwie pozycje, najlepiej w duecie. Jest to ciężka lektura z przygnębiającym finałem, ale mówiąc szczerze - w tym roku trafiłam na niewiele równie poruszających, gęstych książek. I jeszcze jeden apel na koniec - korzystajmy z dobrodziejstw współczesnej medycyny, róbmy regularnie cytologię, aby niewinny "polip na cervixie" nie okazał się czymś dalece mniej przyjemnym. Na szczęście mamy o wiele więcej możliwości niż biedna Pawlikowska-Jasnorzewska, która pół roku przed śmiercią pisze w dzienniku z ujmującą nieśmiałością: "Ostatnio doskonale wyglądam i nie czułam żadnego zmęczenia ( ). Ale tego tumorka oni nie operowali jeszcze, on jest, sama sprawdziłam przy pomocy ręki własnej i wazeliny, bo przecież mam prawo to zrobić".
Do księgarni i do przychodni równym krokiem marsz!
-
Wychodzą z lasu, podchodzą do pierwszej chałupy, prosząc o wodę. Od razu widzą, czy uciekać, czy zostać
-
Mamie nie wystarczyło pieniędzy na zakupy. "Ludzie zaczęli się na mnie gapić". Nagle podeszła do niej obca kobieta
-
Nie każdemu w różu do twarzy. Sposoby na pielęgnację skóry z tendencją do zaczerwienieniaMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Kurtka z Pepco ma za nic chłód. Też w Lidlu i Sinsay
-
Jak zaoszczędzić na ogrzewaniu? Sięgnij po folię bąbelkową
- 45 zł za dzianinową sukienkę jesienią jest rzadkością. W KiK czeka taka okazja. Podobne modele w Mohito i HM
- Czy można pić wodę z kranu? Jak samodzielnie zbadać wodę?
- Monnari wyprzedaje piękny jesienny płaszcz 50% taniej! Ma w składzie wełnę, a podobne są w Renee i C&A
- W tym komplecie z Zary będzie ci modnie i bardzo wygodnie! Top wybór na jesień. Podobne w Reserved i Renee
- Jak wyczyścić brudny toster? Zrób jedną rzecz, a będzie jak nowy