Od pewnego czasu zaczytuję się w reportażach. Po prostu nie mogę się od nich oderwać. Ostatni, który pochłonęłam to "Biała Gorączka" Jacka Hugo-Badera . Wstrząsająca książka o Rosji. Wiele absurdalnych sytuacji, zachowań, mechanizmów, które nie mieszczą się nam w głowach. Poza tym, że serdecznie polecam wam tę lekturę, chciałabym przytoczyć pewien fragment, który szczególnie zapadł mi w pamięć. Pojawia się w nim ważny wątek, który często jest zapominany i pomijany, nawet przez osoby troszczące się o swoje zdrowie. Ciało dobrze działa wtedy, kiedy w głowie jest ład i porządek.
Hugo-Bader pisze, że w Rosji żyje trzech Jezusów. Każdy z nich zszedł na Ziemię, po to żeby ratować ją przed samozagładą. Jak bardzo śmiesznie by to nie brzmiało, jak bardzo nie kojarzyłoby się z sektą, szarlataństwem i szaleństwem, na swoją mikroskalę osiągają ten efekt. Autor odwiedził syberyjską siedzibę jednego z nich. Mieszka tam kilka tysięcy ludzi. Żyją w zbudowanej przez siebie osadzie, dość skromnie (poza "Jezusem", ale nie o tym chcę pisać). Mają prąd, łazienki, ale większość rzeczy wytwarzają sami, na własne potrzeby. Ewentualnie wymieniają się dobrami. Nie konkurują ze sobą, nie walczą - Nauczyciel (czyli Jezus) zabrania. Nie pozwala także krzyczeć, kłócić się, gniewać, ani obrażać siebie i na siebie. Ma szczęście, bo wierni są mu wyjątkowo oddani. Są mu posłuszni i żyją według głoszonych przez niego zasad. Czemu o tym piszę? W tej wiosce nie ma suplementów, skomplikowanych leków, terapii, masaży, basenów, saun i tak dalej, a prawie nikt tam nie choruje . Ludzie są zdrowi, płodni, sprawni, nic ich nie boli. Dlaczego? Bo nie mają stresów. Nic ich nie goni. Żyją w zgodzie z naturą. Jeden z nich, zapytany przez Hugo-Badera, czemu tak się dzieje, odpowiedział:
Jacek, choroby rozwijają się, kiedy człowiek idzie przeciw sobie, żyje w pośpiechu, z poczuciem winy, w grzechu i niezgodnie z naturą".
Uderzyło mnie to zdanie. Czy my nie żyjemy przeciw sobie? Czy naturalne jest siedzenie osiem godzin i patrzenie się w ekran monitora? Czy w zgodzie z naturą jest to, co jemy, jak śpimy, jak się złościmy, a przede wszystkim - jak się spieszymy? Pewnie w większość z was, podobnie jak ja, odpowie "nie".
Wbrew logice - ta pani się zupełnie nie stresuje / fot. pexels.com Wbrew logice - ta pani się zupełnie nie stresuje / fot. pexels.com
Wbrew logice - ta pani się zupełnie nie stresuje / fot. pexels.com
Piszę o tym, bo to bardzo bliski mi temat. Coraz więcej osób, pacjentów i znajomych, skarży się na problemy z układem pokarmowym. Kolki, wzdęcia, przelewanie się, bulgotanie . Jeśli ktoś z was to przechodził, dobrze wie, jak bardzo tego rodzaju dolegliwości mogą utrudniać życie. Jako dietetyczka, pytałam jak się odżywiają, mówiłam jakie produkty warto wykluczyć. Przecież powinno się poprawić. Lista produktów, które mogą powodować dolegliwości żołądkowo-jelitowe jest długa . Zaczyna się zawsze od nabiału, pszenicy i smażonych rzeczy, ale jeśli to nie poskutkuje, to trzeba zrezygnować też z ostrych przypraw, czosnku, cebuli, strączków, a czasem też surowych warzyw i owoców. Taka lekkostrawna dieta mocno człowieka ogranicza. Jeśli pomaga, to znaczy, że było warto. Gorzej jeśli nie. Ograniczasz kolejne produkty, jesz w zasadzie kaszę z gotowanymi warzywami, a dolegliwości jak były, tak są.
Jakiś czas temu, pomimo naprawdę rozsądnej diety, aktywności fizycznej, mój brzuch też zaczął się buntować. Nie wiedziałam o co chodzi. Przestrzegałam wówczas zasad diety opartej o medycynę Wschodu i naprawdę już nie miałam pomysłu co może mi szkodzić. Cierpiałam więc sobie, podobnie jak wiele znanych mi osób. Na próżno szukałam rozwiązania w tym co mam, a czego nie mam na talerzu. Zrobiłam także wszystkie badania i okazało się, że nie jest to wina bakterii, wirusów ani choroby. Kolejny strzał w ciemno.
Cisza i spokój. Nikt nie pogania... / fot. pexels.com Cisza i spokój. Nikt nie pogania... / fot. pexels.com
Cisza i spokój. Nikt nie pogania... / fot. pexels.com
Nawiązując do tego o czym pisał Hugo-Bader - wszystkie nieprzyjemne objawy zniknęły kiedy wyjechałam w Bieszczady . Brzuch płaski jak deska, świetne samopoczucie, żadnych boleści. Nic! Dodam, że podczas bieszczadzkich wakacji jadłam według diety opartej o ludową kuchnię bieszczadzką. Były racuchy, pierogi, czosnek i cebula, nawet śmietana i krowie mleko do kawy! Brzuch przyjmował to z absolutną aprobatą. Do momentu powrotu do rzeczywistości, w której doba jest za krótka, czas pędzi jak szalony , a stres jest najwierniejszym towarzyszem.
Dokładnie tak samo ma wielu moich znajomych. Pacjenci pytani o to, czy widzą różnicę w funkcjonowaniu układu pokarmowego, kiedy są w mieście lub poza nim, ze zdziwieniem odpowiadają, że faktycznie, znaczną.
Podobnie z odchudzaniem. Wiele osób nie może schudnąć, pomimo zdrowej diety i ćwiczeń. Winne mogą być stres i za mało snu, które indukują wytwarzanie kortyzolu. Hormon stresu skutecznie blokuje odchudzanie. Długo utrzymujący się podwyższony poziom kortyzolu jest jednym z czynników ryzyka rozwinięcia się choroby nowotworowej. Jednym słowem, nasz codzienny stres nas po prostu wykańcza , a bardzo wiele z naszych problemów zdrowotnych ma podłoże psychosomatyczne. Jestem przekonana, że po zmianie warunków i tempa życia, większość z nich by zniknęła.
Czasami nawet nie czujemy tego, jak bardzo jesteśmy zdenerwowani. Nie wali nam serce, nie ściska w żołądku, więc wszystko jest w porządku, prawda? Moja przyjaciółka jakiś czas temu żaliła się na bardzo mocne bóle brzucha. Były na tyle silne, że wylądowała w szpitalu. Oczywiście, nic nie wykryto - ból wziął się z głowy, choć mówiła, że w zasadzie nie ma stresów. Ale czym jest praca na najwyższych obrotach po dwanaście godzin na dobę, jeśli nie stresem. Kiedy wyjechała z chłopakiem na urlop, na ciche i spokojne Podlasie, bóle zniknęły jak ręką odjął.
Jestem ciekawa, ilu z was ma podobne obserwacje. Zdrowo je, uprawia sport, a mimo to ma problemy ze zdrowiem, czuje ciągłe zmęczenie, ma wahania nastroju. Może nie możecie zgubić kilku kilogramów i nie wiecie dlaczego? To może być właśnie stres. W wielkich miastach jest jak cień. Biegamy nawet po ruchomych schodach, nawet w weekendy.
Wbiegnę, będzie szybciej / fot. pexels.com Wbiegnę, będzie szybciej / fot. pexels.com
Wbiegnę, będzie szybciej / fot. pexels.com
Dbanie o dietę to bardzo ważna sprawa. Moim zdaniem to podstawa, przecież jesteśmy - dosłownie - TYM co jemy. Ale jesteśmy także tym JAK żyjemy . Wentyl bezpieczeństwa jest bardzo potrzeby. Nie powiem sobie i wam "proszę się nie denerwować i unikać stresów", bo to raczej mało życiowa rada, choć bardzo często udzielana w gabinetach lekarskich. Może jednak warto poszukać jakiegoś swojego sposobu na odstresowanie? Spędzać weekendy za miastem, częściej wyjeżdżać w spokojne, ciche miejsca? Rozpocząć medytację, jogę, pilaste, spacer, ćwiczenia oddechowe? Poszukać zajęć z tańca, zumby - czegoś, co rozluźni i rozbawi. (Byłam ostatnio na aeroboksie - boksu za wiele tam nie było, ale zabawy przy fajnej muzyce - sporo, polecam). A jeśli czujesz, że praca zjada cię od środka, to może zamiast czekać na kolejny awans, czas pomyśleć o zmianie? Nie ma jednego dobrego rozwiązania. Ale na pewno warto włożyć pracę w samego siebie. Poukładać sobie w głowie, wyznaczyć priorytety. Dla mnie jest nim zdrowie. Dlatego zajmuje się dietetyką, dlatego propaguję aktywny styl życia i dlatego pracuję nad tym, żeby do dwóch wymienionych ważnych elementów dołączyć też spokój ducha. Bez niego, obawiam się, moje wysiłki mają ograniczoną moc.