Tęskniąc za utraconymi miłościami, tęsknimy też za dawną sobą

Czasem jest trudno odróżnić sentyment do dawnego ukochanego od tęsknoty za utraconą młodością i samej siebie z dawnych lat. Zakopać przeszłość na dobre czy wracać, choćby tylko po to, żeby przekonać się, że teraz jest nam lepiej?

Przyznaję, że przez długi czas, lubiłam wiedzieć, co się dzieje u ważnych mężczyzn mojego życia. Z kim się spotykają, czy mają już siwe włosy, czy są szczęśliwi. Ale zamiast budować relację na nowych zasadach, po chwili wpadałam w utarte schematy. Zamiast odkrywać jego i siebie, w innym kontekście i okolicznościach, wchodziłam w dawną rolę. I owszem, powielałam stare błędy. Jakby tego było mało, wydawało mi się, że każdy mój sen o byłym, z pewnością jest proroczy i powinnam natychmiast do niego zadzwonić i ostrzec przed zbliżającym się kataklizmem. Dodatkowo miałam poczucie, że moim obowiązkiem jest ocenić obecne mojego byłego . Dziś sama siebie pytam, po co mi to było? I owszem, towarzyszy mi pewien z trudem skrywany wstyd i niesmak. Najgorszy, bo w siebie wymierzony.

Czar pierwszych miłości czy tęsknota za młodością? (fot. Pexels.com CC0)

Wiem, że tęskniłam tak naprawdę nie za dawnym związkiem (bo już nie wytrzymałabym przytulania się na ławce w parku w temperaturze minus pięć, szlochów, wyrzutów i rzucania słuchawką albo ciągłych wyrzutów jego mamy), a za dawną sobą. Gotową na wszystko, skłonną do poświęceń, szaloną szaleństwem młodości. Pożegnanie się ze swoją historią (pomóc może napisanie tekstu, zakopanie starych listów, "zapomnienie" numeru telefonu) to najlepszy sposób na dorastanie. Bo jest tak, że pławiąc się we wspomnieniach, idealizujemy nie tylko ludzi, z którymi byłyśmy, ale przede wszystkim siebie.

A przecież to, co dzisiaj chciałabym nazywać "szaleństwem młodości" było głupotą graniczącą z obsesją. Przecież gdy płakałam, wcale nie było mi do śmiechu. I naprawdę aż tak świetnie nie wyglądałam z grzywką. Może więc sporadyczne spotkania z przeszłością, pomagają rozwiać złudzenia . W głównej mierze na temat siebie.

W punktW punkt W punkt

Rozmawiałam o tym z przyjaciółmi. Wysnuliśmy przypuszczenie (ale takie graniczące z pewnością), że stosunek (ekhm) do byłych partnerów jest inny u kobiet, zupełnie inny u mężczyzn. My zazwyczaj porównujemy się do dawnych dziewczyn i przyjaciółek naszych ukochanych, a także nowych partnerek naszych byłych. Jeśli bilans wypadnie pozytywnie, czyli czujemy się fajniejsze, ładniejsze i mądrzejsze od konkurencji, oddychamy z ulgą. Ale gdy łapiemy kompleksy, przechodzimy do ofensywy! Zdarza się, że podejmujemy walkę z zupełnie urojonymi rywalkami . Oczywiście, wszystko to dzieje się ponad głowami niczego nieświadomych (w naszym mniemaniu) mężczyzn. W praktyce tylko wyjątkowo odporni emocjonalnie panowie nie zauważają, że toczymy bitwę z niewidzialnym (często też nieistniejącym) przeciwnikiem, często odnosząc całkiem realne rany.

Tymczasem panowie zazdrość o przeszłość postrzegają inaczej . Ma być tak: co z oczu, to z serca. Dawni ukochani, których uparcie nazywamy "przyjaciółmi", nasi samotni kumple, którzy piszą do nas SMS-y po pijaku, a nawet ich koledzy, którzy mają do nas słabość, muszą odejść. Nie dlatego, że zagrożenie jest "realne" i nie dlatego, że nam nie ufają. Męska logika lubi czyste układy, a w tych nie ma miejsca na byty z przeszłości.

Tyle w kwestii teoretycznych założeń. Znam przecież i kobiety, i mężczyzn, którzy nawet będąc w udanym związku, zawsze starają się mieć plan B. Po drugie stale i na bieżąco sprawdzają, ile są jeszcze warci na rynku damsko-męskim. Przyglądam się temu z rozbawieniem, ale okraszonym niepokojem. Może wy wiecie, dlaczego niektórzy nie są w stanie odpuścić sobie minionych lub potencjalne miłości w imię tej, którą właśnie przeżywają ? Dlaczego wciąż chcą czegoś innego? Dlaczego inaczej traktują jak synonim - lepiej? Dlaczego swojej wartości upatrują w oczach kogoś z przeszłości, zamiast cieszyć się sobą z obecnym partnerem? Przypadki, w których ktoś ciągle szuka lub wspomina, bo jest w związku nieudanym, są oczywiste. Ale niestety, nie są jedyne.

Zobacz wideo
Więcej o: