Wakacje (w październiku) to miecz obosieczny

Wakacje po sezonie są najlepsze - bo po sezonie, czyli mniej ludzi, spokój, lekki spleen, a można złapać jeszcze trochę słońca i tak zwanego oddechu. Wakacje po sezonie są też najgorsze - bo powrót do szarej (ach, jak szarej!) jesiennej rzeczywistości boli bardziej.

Ale kicz (fot. archiwum prywatne)Ale kicz (fot. archiwum prywatne) Ale kicz (fot. archiwum prywatne) Ale kicz (fot. archiwum prywatne)

Siedzę przed ekranem komputera i bezmyślnie, po raz kolejny, przeglądam zdjęcia z wakacji. W skrzynce pocztowej sajgon, lista zadań ma już kilometr, a ja nie mogę się obudzić nawet trzecią kawą. Ewidentnie mam objawy powakacyjnego doła. Jak się go nabawiłam? Przecież jestem tą osobą, która najlepiej się czuje w biegu, mając mnóstwo spraw na głowie, która z dumą obnosi swój lekki pracoholizm, a urlopy spędza (przynajmniej częściowo) przed komputerem. Bez trudu więc wskakuję z powrotem w "normalny" rytm pracy. Ale nie tym razem. Winię październik, choć sprawa jest bardziej złożona.

Bimbam sobie (fot. archiwum prywatne)Bimbam sobie (fot. archiwum prywatne) Bimbam sobie (fot. archiwum prywatne) Bimbam sobie (fot. archiwum prywatne)

Po raz pierwszy odkąd mam dzieci wyjechałam na tygodniowe (tak, tak możecie się śmiać - dla mnie to i tak przełom) wakacje bez nich. Nie jakiś trzydniowy miejski wypad, przedłużony weekend na wsi czy inny ersatz, tylko takie PRAWDZIWE wakacje. Po sezonie, gdy dzieci już pilnie uczęszczają do instytucji edukacyjnych, a codzienność biegnie ustalonym rytmem. W dodatku wybrałam się do tzw. ciepłych krajów, więc kontrast, nawet ze złotą polską jesienią, był spory.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika foch.pl (@foch_redakcja)

Takie rozwiązanie ma wiele zalet. Z szarych poranków w Polsce wskakuje się nagle na słoneczną plażę (choć mnie na tym wyjeździe akurat bardziej urzekły góry, ale to ja). Pustawą plażę, dodajmy, bo po sezonie. Cisza, spokój, niemieccy emeryci czytający coś na swoich Kindlach (ja też, rzecz jasna, bo nic nie kontrastuje lepiej z widokiem palmy niż dajmy na to "Prześniona rewolucja" Ledera, którą wreszcie mam czas nadrobić). Jest ciepło, kwitną kwiaty, powietrze pachnie, a jeszcze można sobie zwiedzić to i owo urokliwe miejsce - cudownie. Zupełnie niepostrzeżenie człowiek zaczyna CIESZYĆ SIĘ CHWILĄ. Celebrować śniadania, w zadumie popijać kawę (albo i co insze), gapiąc się na jakiś malowniczy krajobraz, bo malowniczych krajobrazów pod dostatkiem. Można połazić po starym pchlim targu, powspinać się na skałki, przepłynąć statkiem, albo po prostu posiedzieć i nie robić nic. Bo można.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika foch.pl (@foch_redakcja)

Ten brak przymusu zatruwa duszę buntowniczą myślą, że właściwie po jaką cholerę człowiek ciągle tyle musi, tyle pracuje. Czemu żyje wiecznie w pędzie, od punktu a do punktu b, z jęzorem wywalonym na brodę i ochwaconymi kopytami, jak jakaś nasza szkapa, czy inny Łysek z pokładu Idy (tej oscarowej, ma się rozumieć). Ewolucyjnie (echo innej lektury: "Od zwierząt do bogów" Yuvala) nie jesteśmy przystosowani do takiego wysiłku. Nasi praojcowie (czuję jak budzi się we mnie paleo-konserwatystka) łowcy-zbieracze, zanim dali się wkręcić w orkę na ugorze i zaczęli prowadzić wymuszony przez rolnictwo osiadły tryb życia, pracowali bardzo niewiele, wkładając mimimum wysiłku (choć wiele wiedzy) w zdobywanie pożywienia i inne takie życiowe konieczności. W sumie też bym tak mogła, prawda? Nie.

Spleen tropików (fot. archiwum prywatne)

Nie, bo jednak współczesny człowiek jest uwiązany tak wieloma nitkami (kredyt, rachunki, nowe buty dla bachorstwa), że piękne próżniacze życie może mu się tylko śnić. Zbudzenie się z tego snu, powrót z wypożyczonego wolnego czasu do kieratu i rzeczywistości poszatkowanej na te wszystkie daty, terminy, powinności i zobowiązania boli bardziej niż powrót do Polski, w której oczywiście zimno, szaro i leje. A telefon zaczyna się urywać jeszcze na lotnisku. To może nie wracać? Albo nie wyjeżdżać? Albo wyjechać na dłużej? Coś mi mówi, że ten obosieczny miecz i tak na mnie spadnie i nic nie ujdzie mi płazem.

Wszystko to zamki na piasku... (fot. archiwum prywatne)Wszystko to zamki na piasku... (fot. archiwum prywatne) Wszystko to zamki na piasku... (fot. archiwum prywatne) Wszystko to zamki na piasku... (fot. archiwum prywatne)

Więcej o: