Słowa, których potrzebuje każda nastolatka: "Twoje ciało jest normalne?

Dojrzewanie to czas kiedy dziewczyny idą na wojnę ze swoim ciałem. W Polsce o cielesności się nie rozmawia, więc wojna ta często toczy się po cichu i kończy się wkroczeniem w dorosłość ze skrzywionym obrazem siebie. Bo nastolatkom mówi się wszystko, oprócz tego, że wyglądają normalnie. I uczy się wszystkiego oprócz czułości wobec własnego ciała.

Z perspektywy czasu lata nastoletnie wydają mi się najgorszą dekadą życia. To czas, kiedy wciąż niewiele masz ze sobą wspólnego, a jeszcze mniej masz do zaoferowania reszcie świata. Życie to sto procent brania - garściami czerpiesz z otaczającej rzeczywistości, żeby jak najprędzej stać się docelową wersją siebie, ale nic nie dajesz, bo co masz dać? Opinie oparte na skrawkach wiedzy i ograniczonym doświadczeniu? Umiejętności, które dopiero mozolnie zdobywasz? Negocjujesz ze światem swoją autonomiczność i wyjątkowość, ale na myśl o odstawaniu od reszty umierasz z przerażenia . Społeczeństwo cię nienawidzi, bo za głośno się śmiejesz i nie umiesz się zachować w komunikacji miejskiej. Krótko mówiąc - masz przesrane . I jeszcze ciało wywija ci podłe numery.

Traktuj ciało z czułością! / fot. pexels.com CCoTraktuj ciało z czułością! / fot. pexels.com CCo Traktuj ciało z czułością! / fot. pexels.com CCo Traktuj ciało z czułością, nawet jeśli ci trochę wystaje z szortów! / fot. pexels.com CCo

Moje się nie cackało. Któregoś dnia między dwunastym a trzynastym rokiem życia obudziłam się z ciałem dorosłej kobiety . 175 centymetrów wzrostu, miękki brzuch, ciężkie cycki, szerokie biodra. Z dnia na dzień wystrzeliłam z mody dziecięcej i wylądowałam na szarym końcu damskiej rozmiarówki. 42? Niezły żart! To rozmiar dla pani, która nosi garsonki i bluzki z żorżety, a nie młodziutkiej dziewczyny. Kiedy moje szczupłe koleżanki wskakiwały w krótkie spodenki i topy odsłaniające brzuch, ja wbijałam się w legginsy z grubej bawełny - nawet w trzydziestostopniowym upale. Histerią i łzami ugrałam sobie zwolnienie z zajęć wuefu, żeby uniknąć chodzenia na pływalnię gdzie wystawiałabym swoje potężne uda i wulgarne cyce pod ocenę chichoczących chłopców. Gdybym chociaż była cycata i zgrabna, ale nie! Byłam cycata, obła i przygarbiona . Nie byłam w niczyim typie aż do momentu kiedy skończyłam 16 lat i zaczęłam być w typie mężczyzn po czterdziestce i czterech browarach.

Wyglądałam jak kobieta, więc odruchowo opisywałam swoje ciało językiem zasłyszanym u dorosłych kobiet. O swoich kilkunastoletnich piersiach mówiłam "obwisłe cyce", a przyglądając się swoim udom opłakiwałam widoczny tylko dla moich oczu cellulit. Określenie na to, co mnie wyróżnia podpowiedziało mi Bravo Girl i rówieśnicy. Byłam gruba! To było jak objawienie - wszystko się zgadzało: to cholerne 42 na metce i to, że jako jedna w klasie nie mogłam kupić sobie bikini ze sznureczkami i to, że chłopcy traktowali mnie jak lekko smrodliwe powietrze. Rzecz jasna, z właściwą nastolatkom zerojedynkowością myślenia byłam przekonana, że na zawsze opuściłam krainę normalności i zamieszkałam w krainie otyłości. Dbanie o linię - najbardziej dziewczyńska ze znanych mi form spędzania czasu - nie miało zatem sensu. Szybko zrobiłam więc ze swojego ciała śmietnik bez dna, w który namiętnie ładowałam drożdżówki, czipsy serowo-cebulowe i syfiaste sandwicze z pobliskiej budy walącej starą fryturą. Wpieprzałam i wpieprzałam, a słowo "gruba" ciałem się stało i wtedy dopiero miałam prawdziwy powód, żeby ryczeć i nienawistnie okładać się pięściami.

13 lat - jestem gruba / fot. archiwum prywatne13 lat - jestem gruba / fot. archiwum prywatne 13 lat - jestem gruba / fot. archiwum prywatne 13 lat - jestem gruba / fot. archiwum prywatne

Włos mi się jeży na myśl o wszystkich rzeczach, których wtedy nie widziałam. Nie wiedziałam, że moja początkowa grubość, która uruchomiła tę spiralę zła, nie miała z grubością nic wspólnego. Że miałam pełną, ale zdrową figurę. Że to moje zamiłowanie do zagryzania piegusków paluszkami nazywa się jedzeniem kompulsywnym i należy do zaburzeń odżywiania. Że człowiek, wbrew pozorom, nie zaczyna się i nie kończy na swoim ciele.

Jak każda nastolatka ciałem manifestowałam swoją tożsamość w myśl zasady "jesteś tym, jak wyglądasz" . Nie miałam jeszcze odpowiedniej konstrukcji psychicznej ani siły, żeby spojrzeć na siebie z czułością. Teraz, myśląc o swoim ciele, myślę o sześciu punktach w skali Apgar od których zaczęło się moje życie, o tym, że jako wątły, podduszony wcześniak na dzień dobry zamieszkałam na długie tygodnie w inkubatorze, i o tym, jakie to szczęście, że mam teraz sprawne narządy i mogę sobie biegać i sobie oddychać. Wreszcie, myślę o tym, że mam w sobie wystarczająco dużo cudownych ludzkich zawiłości, żeby nie czuć, że najbardziej na świecie definiuje akurat mnie rozstęp na udzie czy fałdka na brzuchu.

Zjem je wszystkie, poczuję się lepiej / fot. pexels.com CCoZjem je wszystkie, poczuję się lepiej / fot. pexels.com CCo Zjem je wszystkie, poczuję się lepiej / fot. pexels.com CCo Zjem je wszystkie, poczuję się lepiej / fot. pexels.com CCo

Mama zwykła mówić mi, że dla niej zawsze będę najpiękniejsza na świecie. To kochane słowa, ale nastolatka potrzebuje czegoś więcej. Myśl, że mama uważałaby mnie za skończoną piękność nawet gdybym nie miała twarzy, zawsze była dla mnie niemałym pokrzepieniem, ale tysiąc razy bardziej wolałabym, żeby ktoś spojrzał na moje nowe cycki, biodra, fałdki i włoski zdradziecko wyrastające w niespodziewanych miejscach i trzeźwo zawyrokował, że wyglądam normalnie. Nastolatki powinny słyszeć słowa "wyglądasz normalnie" i "z twoim ciałem wszystko jest w porządku" co najmniej tak często, jak słyszą "posprzątaj pokój" albo "praca domowa odrobiona?". Zamiast tego dostają trujący koktajl z komentarzy typu "a co ty taka chudzinka?" "jak podrośniesz to się wyciągniesz", "ty masz po prostu chłopięcą figurę", "pięć kilo w dół i byłaby z ciebie laska", "jak się wyprostujesz to od razu inna dziewczyna", "a ty gdzie cycki zgubiłaś? - nie martw się, jeszcze urosną!", a tak w ogóle to "najważniejsze jest to, co masz w głowie".

W kontekście tych słów, przebrnięcie przez nastoletniość ze zdrowym podejściem do swojego ciała graniczy z cudem. Więc z myślą o dziewczynach, które dopiero są na drodze do dorosłości i którym też grozi emocjonalne poharatanie, pogrążę się na chwilę w afirmacyjnym szale i powiem coś, co w mojej nastoletniej głowie nigdy się nie wykrystalizowało - że o ciało trzeba dbać i traktować życzliwie , że można się nim bawić jak płótnem - modyfikować na sto sposobów i stroić wedle uznania, nie wolno natomiast tylko jednej rzeczy - znęcać się nad nim i traktować z pogardą. Bo wcale na to nie zasługuje - w końcu jest normalne.

Zobacz wideo
Więcej o: