Czy pomagają wam rodzice? Jak wygląda prawdziwe życie 30- i 40-latków

Trzydzieści lat skończone, ale nie osiągnęłaś całkowitej stabilizacji finansowej. Może nie jesteś " u rodziców na garnuszku", ale jak coś się dzieje z pracą lub dziećmi, to do kogo idziesz po pomoc?

fot. Pexels.com

Czy starcza wam do pierwszego?

Scenariusze są oczywiście różne i nie wszystkim pomagają rodzice. Nie wszyscy oczekują pomocy. Nie generalizuję! Jednak grupa osób, która w wieku 30-40 lat nadal korzysta z pomocy rodziców, wcale nie jest taka mała. Dlaczego? Bo czasem się po prostu nie da inaczej! Zwłaszcza, jak życie nas dopada z różnymi swoimi zaskakującymi pomysłami, jak na przykład stratą pracy, tąpnięciem franka, długą chorobą. Albo po prostu, bywa tak, że zarabiamy tak mało, że bez wsparcia rodziców, byłoby naprawdę ciężko.

Pomoc rodziców nie zawsze też jest stricte materialna. Ugotowany obiad, zaopiekowane dzieci też się liczą, bo to robi różnicę w budżecie domowym. Nie płacisz babci, gdy zostaje z dzieciakami? Nie oddajesz za zupę i słoiki z fasolką po bretońsku, leczo albo z innym jednogarnkowym, ale pożywnym cudem? Przyjmujesz ciuchy albo zabawki dla dzieci? To też się liczy. Powiecie, to jest normalne, żyjemy w rodzinie, pomagamy sobie, obdarowujemy się. Raz rodzice nam, raz my rodzicom. Teraz, póki jeszcze mogą, to przecież nic złego, a potem my im, bo pójdą na emeryturę, bo będą słabsi, bardziej schorowani.

Inni mówią, że za żadne skarby nie chcą pomocy! Pępowina już dawno odcięta. Rodzice sobie, my sobie. Odwiedzamy się, rozmawiamy i to wystarczy. Tylko, że bardzo trudno jest być w stu procentach niezależnym i w sumie dość nielicznym się to udaje. Mam wrażenie, że zupełnie niezależnych, których stać na to jest mniej niż tych, u których więzy rodzinne to również wsparcie finansowe i rzeczowe. A może się mylę?

Jak wam pomagają rodzice?

Podobno Włosi siedzą długo z rodzicami, bo trudno im zacząć samodzielne życie. My tak narodowo - niby dość wcześnie wyfruwamy z gniazda. A jednak na różne sposoby korzystamy ze wsparcia rodziców. Oto wyniki redakcyjnej sondy:

- Mnie finansowo nie pomagają, ale ja jestem bezdzietna. Mama wspomaga mnie za to logistycznie i kulinarnie, na przykład gdy mam gości. A jak wyjeżdżam, opiekuje się moim kotem. Ha, zapomniałabym, jest księgową i wypełnia mój PIT.

- Rodzice pomagają, a raczej pożyczają jednorazowo większe kwoty. Przykład? Gdy zabrakło 4 tys. do samochodu albo na meble. Oddaję, kiedy tylko mogę. Najczęściej w ratach. Poza tym, kupowali ubrania oraz buty dla dzieci. To była wielka pomoc. Szczególnie, że był taki czas, że dla mnie nowe dobre buty były nieosiągalne finansowo.

- Finansowo nie pomagają, raczej jest odwrotnie. My z siostrą pomagamy im. Składamy się na remont, wyjazd, ekstra wydatki, przed którymi się sami wzbraniają. Za to życiowo pomagają nam bardzo! Mama często nam gotuje "prawdziwe" obiady, które uwielbiamy, piecze ciasta. No i rodzice zostają z dziećmi zawsze, kiedy potrzebujemy.

- Moi rodzice dali mi mieszkanie jak miałam 19 lat i na tym skończyła się ich pomoc finansowa. Wiem, że zawsze mogę ich o pomoc poprosić, jakby co. Odkąd mam męża w ogóle nie proszę, bo nie mam potrzeby. Zawsze głupio mi było prosić ich o kasę, teraz też byłoby głupio. Miałam w liceum 100 zł kieszonkowego miesięcznie i chłopaka w innym mieście, a bilety były drogie, jakoś jednak dawałam radę. Od studiów nie biorę od nich pieniędzy w ogóle. Niedawno skończyłam spłacać kredyt studencki, miałam też stypendium. Ale moja sześćdziesięcioletnia ciotka do tej pory korzysta z pomocy rodziców (lat 93 i 85). Od zakupów na targu, po kasę na zimowy opał.

- U mnie nie ma stałego wsparcia finansowego, ale córka ciągle dostaje od dziadków różne drobiazgi, dostawaliśmy też dofinansowanie do żłobka. Rodzice zazwyczaj wpadają z jakimiś smakołykami, podrzucają czasem kotleta, czasem zupę. Tata okazjonalnie wsuwa mi do torebki kieszonkowe "na coś fajnego". Natomiast wsparcie logistyczne jest non-stop. Przewieźć meble, podrzucić na wakacje, posiedzieć z wnuczką, zabrać psa na weekend. Nie uważam tego za jakieś straszne wiszenie na rodzicach, ot, normalne życie, w którym sobie pomagamy. Rodzice męża są mniej w użyciu - ojciec zero, mama siedziała z małą pół roku pomiędzy naszym powrotem do pracy a początkiem żłobka.

- Teściowa kupiła nam pierwsze mieszkanie. Ona i moi rodzice zawsze pomagali przy dzieciach - kiedyś bardzo, dzisiaj jak potrzeba. Czyli zawsze jest z kim dzieci zostawić. Ostatnio mama chciała mi dać na samochód, bo się wstydziła tego, czym jeżdżę. Nie chciałam. Koleżanka się dziwiła czemu. Ale ja nie potrzebuję, to po co? Jak mama przyjeżdża, to zawsze chce gotować, ale moja rodzina już nie je takich rzeczy. W związku z tym uważa, że my nic nie jemy.

- Jak nie ma jakiejś dramatycznej potrzeby, to nie korzystam z pomocy rodziców. Ale bywało tak, że trzeba było nagle dopłacić kilka tysięcy do kredytu i wtedy bez ich wsparcia byłoby słabo. Mój tata też bardzo mi pomaga, regularnie kupując ciuchy i buty dzieciom. Zwłaszcza, jak widzi, że ja się z czymś finansowo nie wyrabiam, np. już lato, a któreś jeszcze nie ma sandałów Po prostu kupuje - przeważnie takie droższe, na które mnie nie byłoby stać.

- A swoją drogą, to jesteśmy na takim etapie życia, że raczej już rozpatrujemy, jak i kiedy to my będziemy pomagali rodzicom... Teraz jeszcze nie ma takiej konieczności, ale jak moja mama przejdzie całkowicie na emeryturę albo będzie potrzebna jakaś opieka medyczna, to pomoc popłynie w drugą stronę. Szykujemy się na to.

Telefon do rodziców

Oczywiście wszystko zależy od tego, czy rodzice mogą pomóc. Ale wiecie, co? Najważniejsze jest to jedyne w swoim rodzaju wsparcie: świadomość, że nieważne czy się jest dorosłym, samodzielnym, czy nie, to telefon do rodziców załatwia wiele i w każdej chwili wesprą nas jak tylko będą mogli. Bez telefonów od mojej mamy i głasku po policzku od taty nie przetrwałabym wielu trudnych chwil, niezależnie od jakiejkolwiek innej pomocy. Fakt, że oni dodają mi skrzydeł, gdy trzeba, czasem ostro zrugają, a czasem pocieszą i obetrą łzy, ma dla mnie największe znaczenie.

Zapraszam was do dyskusji. Czy to dobrze, że rodzice nas wspierają? Kiedy trzeba wyfrunąć z gniazda? Wypada czy nie wypada? Dlaczego bez nich byłoby trudno? Napiszcie w komentarzach. Postaram się zebrać wasze opinie i powtórzyć niedługo temat.

Więcej o: