Czy przyjaźń lewaka z prawicowcem jest możliwa?

Ja spoglądam z lewa. Ty z prawa. Czy nasza przyjaźń jest możliwa? A miłość? A związek? Czy poglądy polityczne naprawdę mogą sprawić, że zaczynamy nienawidzić innych ludzi?

Było niemal tak elegancko (fot. Pexels.com CC0)Było niemal tak elegancko (fot. Pexels.com CC0) Było niemal tak elegancko (fot. Pexels.com CC0) Było niemal tak elegancko (fot. Pexels.com CC0)

Zaprosiłam znajomych na kolację. Wspaniali znajomi, jeszcze z dzieciństwa, czyli z czasów, kiedy życie było jeszcze bogate i piękne, światopogląd czarno-biały, zadziwiająco mało szarości. Kiedyś byliśmy sobie naprawdę bliscy, zeszliśmy razem mnóstwo górskich szczytów (i też wiele pól i lasów). Harcerze, wiadomo, w miejscu nie usiedzą. Oni się w harcerstwie ostali. Ja poszłam inną drogą. Zupełnie inną. I tak mi się tylko kołatało po głowie, że możliwe, że dziś mamy zupełnie inne poglądy. Jakie poglądy? Oczywiście polityczne.

Ale czy to ma jakieś znaczenie? Czy poglądy polityczne rzeczywiście są tak ważne? W czasie tej kolacji nie były, bo na "te tematy" w ogóle nie rozmawialiśmy. Kiedy się kogoś nie widzi kilka lat, naprawdę jest o czym rozmawiać. Nie trzeba dotykać polityki. A rozmawiało nam się dobrze - kiedyś byliśmy blisko i takie rzeczy chyba w człowieku zostają. Nie pisałabym o tym, gdyby nie fakt, że następnego dnia w pracy usłyszałam: "Serio? Masz znajomych po tej drugiej stronie?". Ano mam. I to całkiem wielu. I co, mam ich "odlajkować" dlatego, że mają inne poglądy polityczne?

Lewak czy prawak?Lewak czy prawak? Lewak czy prawak? Lewak czy prawak?

Może to był tylko żart. A może nie. Może to wszystko, co się dzisiaj w mediach dzieje naprawdę ma na celu doprowadzić do międzyludzkiej nienawiści? Może pokłóconymi lepiej się steruje? Może tak, a może nie. Na jednych to wszystko, co piszą media nie działa, a na drugich - wprost przeciwnie. Ci po drugiej stronie, to wiadomo - ciemniaki, matoły, betony, katole, mohery, zboczeńcy, no wiadomo, samo zło. Głupole. Agresorzy. Narodowcy. Naziole. Tylko my jesteśmy fajni. Tylko my. Szczególnie, że jesteśmy w mniejszości. To na pewno dlatego, że jesteśmy jakoś szczególnie inteligentni i w ogóle bardziej fajni. Być może niedługo będą nas wszystkich internować, za te nasze strasznie nowoczesne poglądy.

Media są agresywne, za wszelką cenę starają się wzbudzić w nas lęk. Bo ginie demokracja, bo to zamach stanu, bo kto daje takie głupie obietnice bez pokrycia? Za chwilę nie wsiądziemy do metra bez różańca, za chwilę "ci fajni" zostaną zwolnieni z pracy, za drugą chwilę zabiorą nam wolność. Im więcej codziennych "newsów" czytam, tym bardziej zaczynam czuć tę paranoję. A ona może przerzucić się na ludzi. Po cichutku, pomalutku, powolutku. Może w takim razie trzeba przestać czytać? Tak samo, jak przestało się oglądać programy informacyjne wiele lat temu? Bo lasuje się od nich mózg. Bo już nie ma obiektywnej informacji. Są tylko opinie, opinie, opinie. Im mocniejsze, tym lepsze, wiadomo, takie czasy. Są ludzie, którzy boją się wyjść na ulicę, bo wierzą, że za każdym skrzyżowaniem czai się zło. Czasem tylko złodziej, czasem już morderca, czasem uchodźca. Ktoś zły i niebezpieczny, kto właśnie na nas czyha. Nie znacie takich ludzi? Ja znam. Niektórzy nawet chcą zarazić mnie swoją straszną wizją, chcą mnie ostrzec. Bo ja jestem taka naiwna, a tam czają się ci, co są po tej drugiej stronie.

Znacie jakieś mieszane pary? Mieszane pod względem politycznych poglądów, a jakże. Ja znam. Kilka. Pamiętam, że przy okazji tej pierwszej strasznie się dziwiłam. "Ale jak to? Jak zamierzacie żyć? Przecież ty myślisz zupełnie inaczej niż on?" , pytałam koleżankę. "Po prostu o pewnych rzeczach nie rozmawiamy, bo to nie ma sensu. Nikt nikogo nie przekona, to już jest jasne. Nie ma sensu się kłócić" , odpowiadała. I dalej są razem. Od kilku dobrych już lat, zanim jeszcze ten rów stał się taki głęboki i szeroki, że zupełnie nie do przeskoczenia. Dziś poznaję kolejne takie pary. Niektóre rzeczywiście nie poruszają już drażliwych kwestii. Inne wciąż dyskutują, ale nikt tu nikogo nie obraża. Da się? A jakże. Jaka wspaniała, bo prawdziwa, lekcja szacunku i tolerancji.

Koleżanka do mnie: "Prawicowiec prawicowcem, ale wiesz, takiego z ONR to bym już nie zniosła". Czyżby? A ja znam taką sytuację. W najbliższym kręgu przyjaciół mieliśmy "kogoś w tym stylu". Nikt dokładnie nie wie, czy chodziło o ONR, o bojówki młodzieży wszechpolskiej czy może jeszcze coś innego. Wiedzieliśmy jedno - nie jest dobrze, jest na krawędzi. Zastanawialiśmy się, czy gdybyśmy spotkali się po dwóch stronach na manifestacji (a był to czas gorących manifestacji) dostalibyśmy "bęcki", czy może jednak mielibyśmy jakieś "fory". Nie rozmawialiśmy o tym, ale dalej byliśmy razem w naszej "anarchistycznej wspólnocie działań", hue hue. Może trochę dalej niż zwykle, ale jednak razem. Zastanawialiśmy się, co z tym zrobić - przyjaciel wierzył przecież w coś drastycznie innego, również w przemoc i to nie mogło być dobre, bo przemoc nigdy nie jest dobra, nawet jak o rzekome dobro walczy. I co mieliśmy zrobić? Wykluczyć go? A jeśli byliśmy ostatnią niteczką, która trzymała go z..., nie wiem z czym, bo boję się dużych słów. Kiedy był z nami, był z nami, kiedy był gdzie indziej, pewnie był przeciwko nam. Przeżyliśmy. On już chyba też nie walczy / nie myśli w ten sposób. Na pewno nie tak aktywnie. Myślę, że to była wspaniała lekcja tolerancji. I dla niego, i dla nas. On był wszystkim tym, czym my nie chcieliśmy być. On o nas pewnie myślał tak samo. Ale przyjaźń była pierwsza, zanim jeszcze pojawiły się poglądy. I przyjaźń gdzieś tam ostatecznie w tej rozgrywce wygrała.

Wśród tych z lewa wielu chce przyjmować uchodźców, pomagać im. Dużo się mówi o człowieczeństwie, o empatii, o zrozumieniu, o tolerancji. Ciekawe, czy myśli się o człowieczeństwie, empatii, zrozumieniu i tolerancji, kiedy piętnuje się ludzi, którzy po prostu wybrali inną polityczną opcję. Po prostu inną opcję. Czy polityka, ten sztuczny, fałszywy twór rzeczywiście warta jest międzyludzkiej nienawiści?

Więcej o: