Można być szczęśliwym bałaganiarzem?
- Na pewno, ale ja bym tak nie mogła.
W książce opisuje pani codzienne rytuały związane z przedmiotami. Gdy przekracza pani próg domu, odkłada wszystko na odpowiednie, zawsze to samo miejsce. Trochę mnie to przeraziło.
- Jestem leniwa i trochę zapominalska. Trzymając się takiego systemu, ułatwiam sobie życie. Mam tak dużo pracy, że brakuje mi czasu dla siebie, ale chcę sprostać wymaganiom, które sama sobie stawiam. W momencie, gdy każdy przedmiot w domu odnajdzie właściwe sobie miejsce, utrzymanie porządku stanie się banalnie proste.
Ja też staram się dbać o porządek, ale na małej przestrzeni to nie lada wyzwanie. Mieszkam na 50 metrach kwadratowych z mężem i psem, mam dużo ubrań, książek, pamiątek. Od czego zacząć?
- Japończycy też mieszkają na małej przestrzeni, mierzonej matami, które mieszczą się w domach. To nie powinno utrudniać utrzymania porządku. Pani mama na pewno uczyła panią, że trzeba sprzątać systematycznie, na raty, a nawet codziennie.
Z mojego doświadczenia wynika, że prawdziwy porządek wymaga poświęcenia całego dnia. Najlepiej zacząć skoro świt. Pierwszy etap to organizowanie szafy z ubraniami. Nie radzę wyrzucać wszystkiego na śmietnik, tylko zastanowić się, które rzeczy pani nie tylko regularnie nosi, ale też które panią uszczęśliwiają. Odzież proszę rozłożyć na podłodze, w świetle dziennym, a potem przymierzyć. Te ubrania, które nie przeszły testu, należy odłożyć na bok. Reszta wraca do szafy, ale według nowego systemu. Jasne okrycia powinny znaleźć się z przodu, bo poprawiają humor. Kluczowe jest, by je poskładać. Ulegamy mitowi, że wieszanie jest eleganckie, a przecież składając - pionowo, a nie poziomo, bo wtedy "przytłaczamy" przedmioty - oszczędzamy przestrzeń.
Ubrania najlepiej składać, a nie wieszać (fot. hollybroadland / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0 / materiały prasowe) Ubrania najlepiej składać, a nie wieszać (fot. hollybroadland / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0 / materiały prasowe)
Ubrania najlepiej składać, a nie wieszać (fot. hollybroadland / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0 / materiały prasowe)
Następnie warto zrobić selekcję książek, zgodnie z zasadą, że raz przeczytana jest już niepotrzebna, a ta, po którą jeszcze nie sięgnęliśmy, najpewniej nigdy nie dostąpi tego zaszczytu. Kolejny etap to porządek w papierach. Tu wbrew pozorom bez żalu można pozbyć się prawie wszystkiego - dyplomów, jeśli dowód o ukończeniu kursów czy studiów można znaleźć w bazie danych, starych rachunków na rzeczy, których i tak nie chcemy oddać, czy notatek z zajęć, do których już nie wrócimy. Ostatnie na liście są komono , czyli akcesoria, drobiazgi, różności. Jestem pewna, że wyrzuci pani większość starych kabli, pamiątek, figurek. Te, które zostaną, można upakować do pudełek po butach, praktycznych i pojemnych. Na koniec proszę urządzić przedmiotom pożegnanie. To dowiedzie szacunku do nich.
Trochę jak w komediach romantycznych, gdy dziewczyna po rozstaniu pali prezenty, które dostała od byłego. Opisuje pani przedmioty jak ludzi - mają uczucia, należy im się szacunek i uwaga.
- Bo należy im się szacunek! Sprzątając, żegnam się z każdym przedmiotem, dziękując mu za "służbę". Podobne rytuały próbuję zaszczepić również tym, którym zawodowo pomagam w sprzątaniu. Jestem specjalistką od kontrolowanych rewolucji - ludzie wynajmują mnie do tego, żebym uwolniła ich od nadmiaru rzeczy. Kiedy wchodzę do domu klienta, witam się z przestrzenią, prosząc ją o pomoc.
Sprzątanie jest pani pasją od piątego roku życia. Wyobrażała sobie pani wtedy, że stanie się to też jej pracą?
- Nie, nawet nie przyszło mi to do głowy. Chciałam być dobrą żoną, matką i Japonką, która cierpliwie wykonuje domowe obowiązki. Od zawsze szyłam i gotowałam, potem zainteresowałam się sprzątaniem. Zależało mi też na schludnym ubraniu. Do dzisiaj wyznaję zasadę: Nie chodź w domu w dresie, bo to stan ducha, a nie ubranie.
Dbanie o dom to wciąż domena kobiety?
- Wśród moich czytelniczek przeważają kobiety, bo one wciąż częściej dbają o dom, ale nauka rezygnacji z tego, co nie jest niezbędne, przydaje się też mężczyznom. W swoim domu wierzę w równy podział obowiązków. Ja piszę książki i prowadzę warsztaty, mój mąż robi zdjęcia i jest moim agentem.
Marie Kondo prowadzi warsztaty w Dublinie (fot. Diarmuid Greene / Sportsfile / Web Summit / fot. flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0) Marie Kondo prowadzi warsztaty w Dublinie (fot. Diarmuid Greene / Sportsfile / Web Summit / fot. flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)
Marie Kondo prowadzi warsztaty w Dublinie (fot. Diarmuid Greene / Sportsfile / Web Summit / fot. flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)
Czy pani życie zmieniło się po narodzinach córki?
- Mała ma dopiero cztery miesiące, więc jeszcze nie zdążyła nabrudzić (śmiech) . Ale cieszę się na bałagan, który zrobi, bo dzięki temu odkryję nowe sposoby na sprzątanie. A tak poważnie, zanim zostałam matką, byłam bardzo dumna z moich osiągnięć zawodowych. Teraz zmieniają mi się priorytety.
Porządek leży w naturze Japończyków?
- Japończyków porządek uspokaja. Na pewno słyszałaś o tym, jak czyste są nasze toalety. U nas wszystko musi być na wysoki połysk.
A jak było u pani w domu? Rodzice utrzymywali idealny ład?
- Dla moich rodziców nie był on priorytetem, dzięki temu ja miałam pole do popisu. Budziłam się jako pierwsza po to, żeby upiększyć mieszkanie. Czasem się na mnie złościli, bo zdarzało mi się wyrzucić coś, co chcieli zachować.
W szkole pani pedanteria też bywała traktowana jako dziwactwo?
- Byłam introwertycznym dzieckiem. Może dlatego, że środkowym. Rodzice poświęcali mi mniej uwagi niż starszemu bratu i młodszej siostrze. W szkole byłam samotnikiem, chodziłam swoimi drogami, ale starałam się nie wyróżniać. Gdy w podstawówce nauczycielka rozdzielała różne funkcje w klasie, ja zgłosiłam się do sprzątania. W czasie przerw, gdy koledzy z klasy szli się bawić, zamykałam się w sali i sprzątałam, po cichu i dyskretnie, nie czekając na pochwały. Paradoksalnie więź z przedmiotami nauczyła mnie budowania więzi z ludźmi.
Pani praca polega na przestawianiu rzeczy w obcych domach. Klienci się nie buntują?
- Ci, którzy proszą mnie o pomoc, są już na skraju wytrzymałości i bardzo potrzebują w życiu harmonii i porządku. Oczywiście na początku są nieufni, bo uważają, że nie da się z bałaganiarza stać porządnickim. A ja wierzę, że każdy może się nauczyć metody KonMari. Tak naprawdę polega ona na pozostawieniu tylko tych rzeczy, które wzbudzają w nas radość. Sprzątanie należy zacząć od pozbywania się ubrań, potem książek, papierów i różności, a na końcu przedmiotów o wartości sentymentalnej.
Ludzie mają tendencję do nadmiernego gromadzenia rzeczy, ja ich z tego wyzwalam. U rekordzistów wyrzuciliśmy 60 szczoteczek do zębów, 30 pudeł folii samoprzylepnej, 80 rolek papieru toaletowego i 20 tysięcy patyczków do uszu.
Sprzątanie nie ogranicza się do oczyszczania przestrzeni, ale także swojego wnętrza.
- Nie przesadzałabym, choć wierzę, że to, co posiadasz, świadczy o tym, jak chcesz żyć. Chcę pomóc ludziom posprzątać przestrzeń, ale jeśli w trakcie sprzątania ktoś osiągnie spokój ducha, to dla mnie dodatkowy sukces.
Jedno generalne sprzątanie mieszkania pozwala utrzymać porządek na długi czas (fot. facebook.com/konmarimethod) Jedno generalne sprzątanie mieszkania pozwala utrzymać porządek na długi czas (fot. facebook.com/konmarimethod)
Jedno generalne sprzątanie mieszkania pozwala utrzymać porządek na długi czas (fot. facebook.com/konmarimethod)
Klienci twierdzą, że zmienia pani ich życie - po zastosowaniu metody KonMari niektórzy się rozwiedli, inni zdecydowali na dziecko albo zmienili pracę. Większość schudła, odmłodniała, poprawiła im się cera.
- Bo pozbyli się kurzu! Redukując liczbę otaczających nas przedmiotów, zaczynamy lepiej rozumieć, co nami w życiu kieruje. Dzięki sprzątaniu odkrywamy, co jest dla nas naprawdę ważne. Jest pani gotowa pozbyć się pamiątki po byłym narzeczonym? To znaczy, że rany po rozstaniu już się zabliźniły. Sprzątanie jest środkiem do celu, a nie celem samym w sobie.
Dzisiaj wszyscy chcą konsumować aż do zachłyśnięcia się, a pani proponuje ascezę.
- Moich klientów znużyła ekscesywna konsumpcja, choć mogą sobie na nią pozwolić. Nie umieją odnaleźć się w nadmiarze, więc luksusem jest dla nich asceza. Przecież kompulsywna konsumpcja nie zaspokoi wewnętrznego głodu.
A pani ma w domu przedmioty, których się nigdy nie pozbędzie?
- Tak. To, że sama stosuję moją metodę nie oznacza, że wszystko wyrzucam. Po prostu każdy przedmiot ma w domu swoje miejsce - na półce, w szafie, w szufladzie. Gdy znajdzie się to właściwe miejsce, przestrzeń osiąga harmonię. Doszłam do momentu, w którym nie mam w mieszkaniu przedmiotów, które nie są mi potrzebne. Każdy spełnia jakąś funkcję albo ma wartość - realną lub sentymentalną. O te rzeczy dbam najlepiej, jak umiem.
Dążenie do perfekcji nie jest zgubne?
- Nie jestem niewolnicą perfekcji. Dla mnie perfekcja oznacza jak najlepsze rozwiązanie problemu, który przed sobą postawiliśmy. Już sam proces i to, co w danym momencie uznamy za najlepsze rozwiązanie, jest perfekcją.
Dla każdego moment perfekcji jest inny, dlatego zanim zaczniemy sprzątanie, warto wyobrazić sobie idealny dom - kolor kapy na łóżko, miejsce, w którym piję herbatę czy w którym znajdę ulubioną czarną sukienkę. I potem krok po kroku realizować plan.
Książka Marie Kondo "Magia sprzątania" do kupienia w Publio.pl
"Magia sprzątania", Marie Kondo (fot. materiały prasowe) "Magia sprzątania", Marie Kondo (fot. materiały prasowe)
"Magia sprzątania", Marie Kondo (fot. materiały prasowe)
Marie Kondo . Prowadzi w Tokio firmę, która pomaga klientom organizować przestrzeń biurową i domową. Jest autorką czterech książek, które sprzedały się na świecie w łącznym nakładzie dwóch milionów egzemplarzy. Najpopularniejszą z nich, "Magię sprzątania", w której przedstawiła metodę KonMari, przetłumaczono na 30 języków. Amerykański magazyn "Time" uznał ją za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób świata. Trzydziestolatka, mężatka, matka czteromiesięcznej córki.