Na sylwestrowej imprezie z przytupem nie byliśmy od lat. Zazwyczaj wieczorem urzędowaliśmy z dziećmi, jedliśmy, popijaliśmy piwo, oglądaliśmy telewizję, a północ spędzaliśmy patrząc z balkonu na panoramę miasta rozświetlaną pióropuszami fajerwerków. Co roku ten spektakl wyglądał inaczej. Jedno pozostawało niezmienne - byliśmy raczej z dala od tłumów i wybryków.
Fajerweeeeerki. Najlepsze, co może się przydarzyć w sylwestra. Fajerweeeeerki. Najlepsze, co może się przydarzyć w sylwestra.
Fajerweeeeerki. Najlepsze, co może się przydarzyć w Sylwestra
W tym roku coś się zmieniło. Właściwie to wiele się zmieniło, ale efekt jest taki, że pierwszy raz mam wolne w Sylwestra. Mogę zrobić co zechcę. Mój były już mąż zabiera dzieci na wyjazd. A ja? Mogę ruszyć w tango. Tyle że ja nie lubię.
Podejrzewam, że takich jak ja jest więcej. Nie chodzi o to, że nie lubię ludzi, po prostu dobrze się bawię na imprezach, ale nigdy nie wiem, czy ta dobra zabawa potrwa pięć, dziesięć, czy trzydzieści minut. Dlatego często zabieram na imprezy książki. Siedzę i czytam. Dużo stoję na świeżym powietrzu. Człowiek z papierosem jest mniej podejrzany niż człowiek z książką. Prowadzę milion nieistotnych rozmów. Dużo się uśmiecham i myślę o tym jak uciec. Na imprezie sylwestrowej presja na zabawę jest większa. Trudno stać z boku z papierosem, jeszcze trudniej czytać książkę.
Zostałabym tego dnia w domu, udała się na zasłużony odpoczynek, może nawet podłubałabym coś przy kolejnej książce tak, by zdążyć z napisaniem drugiego przed premierą pierwszego tomu. Wiem jednak, że z moim charakterem spędzenie pierwszego Sylwestra po rozwodzie zupełnie samemu mogłoby wypaść nieciekawie. Wiecie, jestem z tych, co to uważają, że wesołe piosenki są smutne, bo są tak bardzo nieprawdziwe, a smutne piosenki są smutne, bo są tak bardzo prawdziwe. Duża kumulacja bardzo wesołych piosenek i bardzo wesołych ludzi może sprawić, że zamknę się w mentalnym schronie na tyle szczelnie, że z rana będą mnie musieli wyciągać wołami, a ja się będę okopywać w najdalszych pomieszczeniach śpiewając najsmutniejsze bluesy, jakie słyszały bagna Luizjany.
Ale przecież dobrze się bawię i naprawdę lubię, jak siedzicie obok i mnie nie zaczepiacie... Ale przecież dobrze się bawię i naprawdę lubię, jak siedzicie obok i mnie nie zaczepiacie...
Ale przecież dobrze się bawię i naprawdę lubię, jak siedzicie obok i mnie nie zaczepiacie...
Podejrzewam, że takich dziwaków, jak ja jest więcej. Takich co to z jednej strony samemu może nie do końca, ale na bibie też nie bardzo. Długo szukałam idealnego rozwiązania. Niespecjalnie też obnosiłam się ze swoimi zachciankami sylwestrowymi. Pewnie rzadko się rozwodzicie, więc musicie wiedzieć - presja na to, by pokazywać się tylko w najszczęśliwszych momentach życia "po" jest olbrzymia.
"Ubierz się superseksi, nie mów głośno, że masz gorsze dni, nie narzekaj, że jest ci trudno, no co ty" , i tak dalej i tak dalej, cała komunikacja ulepiona właśnie na tę modłę. No bo, co to będzie, jak On, ten sami-wiecie-kto, ten były mąż, dowie się, że nie jesteś wyłącznie szczęśliwą osobą, że twoje dni nie są przepełnione samą radością? Na pewno powie, że sama tego chciałaś i że "a nie mówiłem". Na pewno powie, że trzeba się było nie rozwodzić. A już jak pokażesz, że w Sylwestra, tego pierwszego tuż po rozwodzie, nie pląsasz w ramionach jakiegoś przystojniaka szczęśliwa jak nigdy wcześniej, to będzie jego triumf. Tak jakby wszystko na świecie musiało się kręcić wokół tej relacji albo w kontrze do niej. Otóż nie, otóż wcale.
Nie zważając na wszystkie pisane i niepisane zasady postanowiłam tego Sylwestra spędzić w optymalnym gronie ludzi. W zaprzyjaźnionej kawiarni. Z miejscem przy barze. Blisko ekspresu z kawą. Znam gust muzyczny właścicieli i wiem, że będzie to wystarczająco dobra muzyka, by się nie smucić. Samą kawiarnię znam od podszewki, byłam w niej jeszcze przed otwarciem. Czuję się tam na tyle swobodnie, że nawet jak postanowię w połowie imprezy usiąść w kącie i czytać książkę, to wiem, że będzie mi dobrze.
Znam też stałych bywalców, podejrzewam, że nikt nie podejdzie, by wziąć mnie za fraki, obrzucić różowymi serpentynami i kazać się natychmiast cudownie bawić, bo - jeeeee - jest super. Natomiast nikt z nas, obecnych na tym Sylwestrze nie będzie się czuł smętnie i samotnie. I to jest fajne. Życzę wam, żebyście ten wieczór spędzili nie tak, jak to jest nakazane, ale tak, żeby było wam dobrze.