Straszna historia chorób kobiecych, czyli co cię nie zabije dziś, a kiedyś mogło

Kłucie w podbrzuszu? Dziwne plamienie? Z głową pełną ponurych wizji gnasz do ginekologa - a tam cały arsenał uspokajających środków: usg, cytologia, kolposkopia, sterylne ochraniacze, jednorazowe wzierniki. Chwała nowoczesności! Kiedyś nikt by się tak z tobą nie cackał!

"Tylko ten naród ma pewną przyszłość, w którym tuż obok flagi narodowej powiewają na sznurku pieluchy". Ten bon mot, przypisywany Augustowi Mayerowi, profesorowi ginekologii w Tybindze w latach 30. XX w., znakomicie podsumowuje książkę "Ginekolodzy" Jurgena Thorwalda . Autor wydawniczych hitów ("Stulecie chirurgów" , "Stulecie detektywów" ) tym razem zabiera się za historię lekarzy parających się dolegliwościami kobiet. Nie jest to jednak obiektywna pogawędka z cyklu: "Zobaczcie jak przez stulecia zmieniła się medycyna i na kolana przed potęgą nauki!". Thorwald nie wymyślił "Ginekologów" jako książki - polskie wydanie jest pierwszym na świecie opracowaniem pozostawionego przez pisarza materiału, który powstawał w gorącym momencie historii.

Przeczytaj. PMS przestanie zdawać ci się taki straszny (fot. materiały prasowe)Przeczytaj. PMS przestanie zdawać ci się taki straszny (fot. materiały prasowe) Przeczytaj. PMS przestanie zdawać ci się taki straszny (fot. materiały prasowe) Przeczytaj. PMS przestanie zdawać ci się taki straszny (fot. materiały prasowe)

Na początku lat 70. RFN zabrała się za reformę prawa karnego, w tym także restrykcyjnych przepisów antyaborcyjnych. Thorwald stworzył cykl artykułów prasowych o pionierach ginekologii i ich okrutnych praktykach oraz nierozerwalnym związku kobiecych praw reprodukcyjnych z religią i ideami narodowymi. Pokazywał dobitnie, że kobiety i ich ciała zawsze były zakładniczkami politycznych interesów , rzadko zdarzali się wizjonerzy dbający o dobro pacjentek ot tak, z chęci ulżenia ciężkiej doli wyczerpanych licznymi porodami i utrzymaniem gromadki dzieci matek. Publikowane w prasie artykuły miały uświadomić zabierającym głos w aborcyjnej debacie, że ich także ocenią pokolenia - i może lepiej, żeby nie trafili do jednej szufladki z lekarzami minionych czasów, dla których abstrakcyjne nauki kościoła były ważniejsze niż losy konkretnych istot ludzkich.

"Nawet jeśli dla kobiety każda kolejna ciąża wiąże się z dużym zagrożeniem, a mąż nie chce zgodzić się na wyżej wspomnianą czasową abstynencję, to kobiecie i tak nie będzie wolno sięgać po złą metodę zapobiegania ciąży. Oczywiście w wysokim stopniu można jej współczuć, nie pozostaje jej jednak nic innego, jak mężnie stawić czoło smutnym następstwom przyjętych wraz z małżeństwem obowiązków" - dowodził pod koniec XIX wieku doktor Carl Capellman w odpowiedzi na karierę wynalezionego przez doktora Wilhelma Mesingę gumowego pesarium, które - dopasowane do szyjki macicy - po raz pierwszy pozwoliło kobietom w miarę skutecznie i bez uszczerbku na zdrowiu kontrolować własną płodność. Panowała powszechna obawa, że wyposażone w ten szatański wynalazek kobiety przestaną rodzić, upodobnią się moralnie do unikających poczęcia prostytutek , a wtedy lud niemiecki wymrze marnie. Analogiczne myślenie panowało w całej Europie - narody mają być liczne, żeby w razie wojny dysponować odpowiednią ilość mięsa armatniego do rzucenia przeciwko wrogom ojczyzny.

Zostawmy jednak na chwilę na boku narrację polityczno-społeczną, trzęsącą kobiecymi brzuchami. "Ginekolodzy" to także zbiór smakowitych (w pewnym sensie) obrazków rodzajowych z historii medycyny, które pozwalają zbudować zdrowy dystans do własnych cierpień. Bolące sutki przy karmieniu? PMS? Obfite miesiączki? Ba, nawet torbiel na jajniku? To się dziś leczy, i to w mgnieniu oka. Jeżeli wam jednak bardzo źle, poczytajcie o kobietach, których torbiele osiągały wagę kilkunastu kilogramów , ponieważ nie było ich jak wyciąć (przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie otworzyłby brzucha żyjącej kobiety). Poczytajcie o przetokach, które powstawały na skutek urazów przy porodach i zamieniały ciało pomiędzy pochwą, pęcherzem moczowym a odbytem w ropiejącą ranę, która nigdy się nie goiła (zapewniam, że nie były to przypadki rzadkie). Polecam też opisy zatykania tych przetok rozmaitymi wynalazkami, moje serce szczególnie podbił kołek, drewniany kołek w przetoce pochwy. Są też opisy pierwszych cesarek (taki los, macie bardzo wąską miednicę, nie ma opcji, żeby urodzić dziecko, ale małżeńskie obowiązki trzeba wypełniać. Rekordzistka przeżyła cesarkę robioną bez narkozy i znieczulenia cztery razy! ) i początków leczenia raka szyjka macicy za pomocą naświetlania radioaktywnymi pierwiastkami (zaszywanymi w macicy w malutkich fiolkach). Jak tam, PMS nadal taki straszny?

Cesarka jako żywo i na żywo (fot. Wikimedia Commons CC0)Cesarka jako żywo i na żywo (fot. Wikimedia Commons CC0) Cesarka jako żywo i na żywo (fot. Wikimedia Commons CC0) Cesarka jako żywo i na żywo (fot. Wikimedia Commons CC0)

Książka Thorwalda nie jest pozbawiona wad. Widać w niej słuszny gniew, ale czasami jednoznacznie negatywna ocena lekarzy, szczególnie tych najdawniejszych, budzi czytelniczy sprzeciw. Thorwald jadowicie krytykuje badanie ciężarnych i chorych kobiet nie tylko przez ubranie, ale także pod osłoną kołder i pierzyn, ciemne akuszerki wsuwające brudne dłonie w pochwy rodzących, lekarzy liczących się nadmiernie z opinią publiczną, przeciwną manipulowaniu przy naturalnych powinnościach kobiety. Czy jednak lekarze mogli postępować wbrew obowiązującej sztuce i paradygmatowi? Trudno posądzać ich gremialnie o złą wolę, kiedy stosowali kleszcze porodowe, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji frywolnego użycia tego narzędzia. Trudno podejrzewać o chęć szkodzenia kobietom, kiedy zszywali ich rany konopnymi nićmi nawleczonymi na igły wyjęte z podszewki surduta, nie mając pojęcia o aseptyce.

Pewną niejasność generuje też tytuł: "Ginekolodzy" (w oryginale: "Die Frauenärzte" , książkę przetłumaczyła Anna Wziątek). Czy chodzi tylko o mężczyzn, którzy przyznali sobie hurtem prawo do decydowania o kobiecych ciałach? W książce pojawia się wprawdzie sylwetka holenderskiej lekarki Aletty Jacobs , ale poza nią wszyscy bohaterowie to mężczyźni - oraz wspomniane wcześniej upiorne akuszerki. Brakuje mi właśnie tych akuszerek - nie jestem historyczką medycyny, ale czy naprawdę kobiety przez całe wieki wydane były tylko i wyłącznie na pastwę niekompetentnych medyków? Czy nie było zielarek, mądrych położnych, kobiet, które rozumiały cierpienia ciężarnych i rodzących i były zdolne im ulżyć? Nie wiem. Chciałabym kiedyś przeczytać suplement do "Ginekologów" ze skrętem w stronę "herstory". Thorwaldsen wpada niestety w te same sidła, które uczynił przedmiotem swoich rozważań. Kobiety w jego książce wciąż są tylko obiektami praktyk i ofiarami ideologii. Ich głosu nadal nie słychać.

Książka "Ginekolodzy" w formie e-booka jest dostępna w Publio.pl

Więcej o: