Język wykluczenia - ciebie też może dotknąć. I to boleśnie!

Prawdziwa tolerancja nie istnieje. To taki mit poprawności politycznej, ukuty po to, byśmy się mieli na baczności. Zawsze gdzieś tam, z tyłu głowy, oceniamy innych, nierzadko negatywnie (mniej lub bardziej świadomie chłoniemy bowiem stereotypy). I nie myśl, że ciebie to nie dotyczy.

(fot. Unsplash.com CC0)(fot. Unsplash.com CC0) (fot. Unsplash.com CC0) (fot. Unsplash.com CC0)

Wykluczanie kojarzy się z marginalizacją określonych grup społecznych. Ubogich, bezrobotnych, niepełnosprawnych, homoseksualistów, innowierców - wszystkich "innych" niż ogół. Pojęcie wykluczenia funkcjonuje na obrzeżach naszej świadomości. Wydaje się abstrakcyjne. To takie słowo, które pasuje do kulturalnej dyskusji przy kawie i kruchym cieście (z włączonym w tle programem publicystycznym), ale ma się nijak do życia jednostki. Czyżby? Wykluczanie dotyczy też jednostek. I nie tylko dlatego, że ktoś należy do wykluczonej grupy. Zazwyczaj to jednostkowe cechy czynią go przedmiotem (choćby chwilowego) wykluczenia.

Myślę, że jedną z głównych ról w wykluczaniu pełni język, jakim się posługujemy. Podam przykład z bliskiej mi dziedziny kulinarnej. Kiedy mówię lub piszę: "Nie lubię jagód", to zwykle spotykam się z: "Jak to nie lubisz jagód?! Przecież jagody są takie pyszne! KAŻDY lubi jagody!" , "Jesteś chora psychicznie! Każdy NORMALNY człowiek lubi jagody!". A z bardziej łagodnych: "Nie wyobrażam sobie życia bez jagód! Są takie pyszne!". Pożądaną reakcją jest za to: "Rozumiem cię. Ja wprawdzie uwielbiam jagody, ale domyślam się, że można ich nie lubić".

Użyłam zwrotu "Nie lubię jagód" - w domyśle JA - zauważcie więc, że nie posłużyłam się zwrotem ogólnym typu: "Jagody są niedobre!". W dwóch pierwszych reakcjach na moje oświadczenie (dodajmy - najczęstszych) zostałam WYKLUCZONA, jako dziwak, który nie lubi  jagód lubianych przez WSZYSTKICH. To najostrzejsze wykluczenie, bo skazuje mnie na bycie Innym, Nie-Naszym. Opinia taka zamyka drogę do dyskusji na temat mojego podejścia do jagód i w ogóle - na jakikolwiek temat (bo kto by rozmawiał z takim dziwakiem, co to jagód nie lubi?!).

Wypowiedzi w rodzaju: "Nie wyobrażam sobie życia bez jagód! Są takie pyszne!", czy też "Ciężko mi jest zrozumieć, że można nie lubić jagód" są nieco łagodniejszą formą wykluczenia, ponieważ są próbą bycia tolerancyjnym. Chęcią zrozumienia kogoś, kto jagód nie lubi. Jest tu jakieś pole do dyskusji, jakaś przestrzeń, w której się można jeszcze dogadać (a przynajmniej - zaprezentować własne poglądy i nie być za to spalonym na stosie).

Ideałem jest dla mnie zdanie: "Rozumiem cię. Ja wprawdzie uwielbiam jagody, ale domyślam się, że można ich nie lubić". Tu mamy i empatię, i tolerancję, mimo sprzeczności w poglądach. Oczywiście może być też zdanie zgodne z moimi poglądami: "Tak, dobrze cię rozumiem, ja też nie lubię jagód (ale wiem i szanuję ich wielbicieli)". Takie podejścia nie wykluczają, ale włączają do wspólnego świata, w którym mogą żyć obok siebie wielbiciele jak i przeciwnicy jagód. Raj!

Nie ucieszyłaby mnie natomiast reakcja, która tylko pozornie mnie nie wyklucza: "O, ja też nienawidzę jagód, są takie okropne, załóżmy stowarzyszenie, które będzie je zwalczać!". Nie ucieszyłaby, bo to nie empatia, ale zwykły populizm, towarzyszący spójnym poglądom. Jeśli z taką osobą nie będę się zgadzać w innej kwestii, to zniszczy mnie swoją nienawiścią. Tolerancja i brak wykluczania nie polegają bowiem na wspólnym dzieleniu poglądów, ale na nieocenianiu różnych od naszych poglądów, jako gorszych, niewłaściwych czy nienormalnych.

Wypowiadając się w kwestii nielubienia jagód zawsze trafię na kogoś, kto będzie podzielał moją opinię, lecz nie nazwałabym zaraz tej osoby tolerancyjną, gdyż być może przy innej kwestii wydrapałaby mi oczy. Kiedy natomiast miłośnik jagód nie próbuje mnie nachalnie przekonać, że żyję w błędzie nie lubiąc jagód, że pewnie rodzice mnie nie kochali, że jestem nienormalna i że zwyczajnie mi się w dupie poprzewracało, to zakładam, że taka osoba przynajmniej wykazuje się empatią, jeśli nie tolerancją (natomiast oczywiście może się tak zdarzyć, że przy truskawkach również wydrapałaby mi oczy, ale zawsze szanse są jednak mniejsze). Tutaj zachodzi między nami porozumienie ponad podziałami.

Nie w tym jednak rzecz, żeby wykazywać się idealistyczną empatią, ale żeby tolerować nawet to, czego samemu nie lubimy i nie rozumiemy . Spróbujmy chociaż wysilić się na bardziej tolerancyjny język, pozbawiony cech wykluczeń. To jeszcze nie znaczy, że się zaraz mamy z każdym we wszystkim zgadzać. Próba ta powinna dotyczyć obu stron - i tej wypowiadającej swoje poglądy i tej, która te poglądy komentuje. Tolerancja działa bowiem w obie strony (wykluczony też może przecież okazać się nietolerancyjny wypowiadając swoje poglądy).

Wróćmy do przykładu z jagodami. Jeśli ja bym powiedziała "Jagody są paskudne! Cuchną starą szmatą i wyglądają jak niedojdy w świecie roślin", to raczej nie wykazałabym się tolerancją, prawda? Wypowiadając własny pogląd, przypisałabym go do jakiegoś nieistniejącego uniwersum, w którym po prostu nie da rady lubić jagód. Obraziłabym tym samym wszystkich miłośników tego owocu i jednocześnie wykluczyłabym ich. Obraziłabym również samą siebie taką zajadliwością i brakiem tolerancji. A wtedy nie trudno o prawdziwie narodową debatę o jagodach! Gdybym, powiedzmy, była osobą opiniotwórczą, to zaraz tworzyłyby się rzesze moich zwolenników i przeciwników i może nawet by doszło do wojny jagodowej (na której zbieracze jagód, stosownie do zmieniających się frontów, albo by tracili albo zyskiwali). Widzicie to, prawda?

Zamiast więc generalizować, starajmy się, żeby wypowiadając opinie prezentować WŁASNE poglądy, a nie pseudouniwersalne, wypowiadane "w imieniu ludzkości", bo takie nie istnieją. Kiedy mówię "Nie lubię jagód" i słyszę w odpowiedzi "Ale przecież k a ż d y normalny człowiek lubi jagody", pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami. Ewentualnie skwitować to prowokacyjnym: "Najwyraźniej nie jestem normalna, ale dobrze, że ty jesteś". Przekonywanie rozmówcy, iż każdy może mieć swój pogląd nie ma sensu. Jeśli jednak usłyszę w odpowiedzi "Uwielbiam jagody, ale zakładam, że można ich również nie lubić", to w zasadzie nie grozi nam jagodowa wojna. Możemy sobie jeszcze chwilę o tym pogadać, ale bez emocji. Ja wyjdę z tej rozmowy z przekonaniem, że nikogo nie uraziłam swoim nielubieniem jagód, a mój rozmówca, że nie obraził mnie swoim jagodowym uwielbieniem. I nikt tu nikogo nie wykluczył, ani nie poczuł się wykluczony.

Pod te przykładowe jagody można podstawić wszystko: związek, małżeństwo, dzieci, gust. Kiedy zatem słyszę: "Ta dziewczyna jest brzydka", "Ateiści są debilami, bo jak można nie wierzyć w Boga!", "Małżeństwo to przeżytek", to wiem, że to koniec rozmowy. Tak, owszem, takim myśleniem też wykluczam tę osobę. Czy jednak przekonam mojego rozmówcę, że JA nie uważam, że ateiści to debile i że MOIM zdaniem można nie wierzyć w Boga tak samo, jak można w niego wierzyć? I że MOIM zdaniem poglądy lewicowe nie są w niczym głupsze, czy bardziej szkodliwe od innych poglądów politycznych, a według MNIE małżeństwo to nie przeżytek? No, nie przekonam, bo ta osoba ma już wyrobioną opinię i wyklucza wszystkie inne.

Postarajmy się zatem, dla wspólnego dobra, żeby nie wykluczać i uważajmy na język, jakim się posługujemy. Szczególnie podczas dyskusji na forach internetowych, gdzie skłonność do wykluczania rośnie wprost proporcjonalnie do nieznajomości naszego rozmówcy i anonimowości w sieci. Bądźmy bardziej tolerancyjni!

Natalia Żurowska (ta, która nie lubi jagód)

* Natalia Żurowska - pracuje w korpo i wychowuje córkę. W wolnym czasie czyta, szydełkuje i gotuje bezmięsne dania, a przepisami dzieli się na blogu Nie tylko trawa .

Więcej o: