Testy rekrutacyjne, oceny roczne - jak wypadasz w tabelce?

Pracodawcy uwielbiają testy i poddają nas nim na każdym etapie: od naboru pracownika do zwolnienia. Testy są wygodne, niestety premiują przeciętniaków - niestandardowi nie mieszczą się w tabelce.

Praca to jeden wielki test. Począwszy od rekrutacji, kiedy każą się nam pocić nad zadaniami o dwóch statkach płynących przez różne strefy czasowe z cennymi ładunkami. Testują naszą odporność na stres, cierpliwość, gotowość do poświęcenia i determinację. Podczas okresu próbnego sprawdzają pracownika na wszelkie możliwe sposoby. Szlifują sobie diamenty. Później badają naszą wydajność, ponieważ liczy się zysk i spektakularny efekt. Tylko czy testowa technika oceny wiedzy i umiejętności daje rzeczywistą wiedzę o wartości pracownika?

testtest Rozwiążemy zadania? /fot. Magda Acer Rozwiążemy zadania? /fot. Magda Acer

Współczesna edukacja także opiera się na testach. Testy w podstawówce, test szóstoklasisty, testy gimnazjalne. Matura w formie testu. Niedługo dojdzie do tego, że trzylatek, żeby dostać miejsce w upragnionym przedszkolu o jakiejś wymyślnej nazwie, będzie musiał zdać test. Zbuduj piramidę z klocków, zaznacz trójkąty, załóż poprawnie rajstopy, zjedz budyń, ale tak żeby się nie ubrudzić. Wygrywa najczystsze dziecko. Choć niewykluczone, że w przypadku niektórych wyjątkowo prestiżowych przedszkoli już tak jest. W końcu ludzie są wystarczająco pokręceni, aby mogli wpaść na tak szatański pomysł.

Testy są bardzo wygodne. Łatwo je sprawdzić, łatwiej je zdać - jeśli jesteś nieprzygotowany zawsze można strzelać. Zdaję sobie sprawę, że dla każdego nauczyciela, który musiał się napocić, żeby odczytać kilkadziesiąt nabazgrolonych maturalnych rozprawek, forma testu stała się miłą i przyjemną odmianą. Wszystko można załatwić za pomocą zgrabnego klucza. Problem w tym, że zalicza się tylko tę odpowiedź, która mieści się w schemacie. Wygrywa myśl standardowa. Premiowana jest zdolność do rozumowania przewidywalnego. Jeśli odkryjesz i zrozumiesz sekretny język testów - wygrałeś. Wizjonerzy są gdzieś poza skalą. Na marginesie, razem z tymi, którzy w ogóle się nie przygotowali.

To nie tak, że jestem zadeklarowaną przeciwniczką takiego systemu nauki. Dostrzegam jego dobre i złe strony, tym bardziej że od testów nie uciekniemy. Ryzykiem na poziomie szkoły jest to, że system edukacji nie promuje kreatywności i samodzielnego myślenia . Wartość ucznia mierzy się liczbą punktów zdobytych na teście. Rodzi się pytanie: czy szkoła uczy rozwiązywania testów, czy rozwiązywania problemów?

Where is my mind?Where is my mind? Where is my mind? /fot. Allan Ajifo Flickr CCo Where is my mind? /fot. Allan Ajifo Flickr CC0

Jedyne testy, z którymi miałam do czynienia będąc nastolatką, to te w Filipince , mające na celu sprawdzenie szansy na udany związek z kolegą z równoległej klasy, czy coś w tym stylu. Jestem z pokolenia, które większą część edukacji zaliczyło w systemie beztestowym. Nazwałabym ją normalnym, ale obecnie akurat nie jest to normą. Te prawdziwe testy pojawiły się w moim życiu na egzaminie na studia i podczas cudownych pięciu lat sprofilowanej edukacji. To trochę przerażające, ale w zasadzie całkiem szybko przeinstalowałam swój mózg na określony sposób myślenia i rozwiązywania zadań. Test nie wymagał tyle poświecenia i nauki, co egzamin ustny lub projekt. Czasem wystarczyło skojarzyć jakieś fakty, liczyło się zapamiętywanie danych liczbowych. Nieśmiertelna studencka triada: zakuć, zaliczyć, zapomnieć - zyskała inny wymiar.

Rekrutacja jak z horroruRekrutacja jak z horroru Rekrutacja jak z horroru /fot. Ricardo Torres Kompen Flickr CCo Rekrutacja jak z horroru /fot. Ricardo Torres Kompen Flickr CC0

Inną formą oceny pracowników są roczne raporty. Wierni i cisi słudzy działu kadr. Dyrektor przyznaje ci punkty za samodzielność, kreatywność, biegłość w wykorzystaniu dostępnych programów i szereg innych mocy. Możesz poczuć się prawie jak gwiazda tańca na lodzie, która dostaje od sędziów punkty za wartość artystyczną i techniczną występu. Tylko że "prawie" robi tu rzeczywiście dużą różnicę. Takie roczne raporty mające na celu ocenę pracownika są delikatnie mówiąc nietrafione. Są kolejnym objawem choroby zwanej biurwokracją. W moim urzędzie roczne oceny pracowników wprowadzono po to, by skuteczniej zwalniać ludzi. Dostałeś mało punktów - możesz się powoli pakować. Dopóki nie wprowadzono tego rozwiązania, ci, którzy zostali zepchnięci w czarną dziurę bezrobocia z łatwością wygrywali procesy w sądach pracy. Jednym z powodów wygranych spraw był właśnie brak cyklicznych ocen, które pozwalałby na miarodajną formę ewaluacji pracowników.

Ostatnio przeczytałam artykuł , który wskazuje na słabość rocznych ocen pracowników, ponieważ są nieefektywne i w zasadzie w żaden sposób nie przyczyniają się do poprawy jakości pracy, ani nie sprawiają, że motywacja pracownika rośnie jak słupek rtęci w upalny dzień. Bardzo spodobał mi się jeden z komentarzy pod tekstem: "Możesz sobie wyrzucić tygodniowe oceny do toalety. Po prostu powiedz mi, co mam robić i nie stój za moimi plecami, gdy to robię. Nieustanna kontrola i kwestionowanie mojej postawy mogą sprawić, że zrezygnuję".

Jazda testowa, test ciążowy, testy egzaminacyjne. Z testami we wszelkich odmianach spotykamy się na każdym etapie życia. Zdominowały naszą rzeczywistość. Testy, raporty, oceny - trzeba pogodzić się z ich nieznośnym natężeniem, ale zawsze warto podchodzić do nich z dystansem.

Magda Acer

Więcej o: