"Na jej miejscu też marzyłbym o imigrantach" - jak poseł Kukiz udowodnił, że nie opłaca się być kobietą w Polsce

Chamskie i brutalne wypowiedzi to nic nowego w naszym życiu politycznym. Jednak słowa pod adresem działaczki HejtStop Joanny Grabarczyk pokazują dobitnie, że podwójne standardy i seksizm mają się dobrze.

Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Zakładam, że wszyscy już mieli okazję zapoznać się z bon motem posła Pawła Kukiza.

"Nie dziwię się pani Joannie... Gdybym był na jej miejscu to też marzyłbym (marzyłabym) o imigrantach w kontekście sylwestrowej nocy" - napisał na swoim profilu na Facebooku Paweł Kukiz w sprawie, dotyczącej złożenia do prokuratury doniesienia na Mariusza Pudzianowskiego, w związku z jego groźbami pod adresem imigrantów. Zawiadomienie złożyła przedstawicielka akcji HejtStop Joanna Grabarczyk ( Jeśli kogoś ominęła ta sprawa, to tu szybkie podsumowanie faktów ).

Pod wpisem Kukiza, oprócz naprawdę wielu wyrazów szczerego oburzenia i niesmaku, pojawia się też sporo komentarzy "doprecyzowujących" myśl posła. Joannę Grabarczyk określa się mianem m.in. "suki", "klępy", "francy, której należy się szacunek równy szmacie do podłogi" . Dość powszechne jest też domniemanie, że głównym motywem działań pani Joanny było jej utajone marzenie, by zostać zgwałconą przez imigrantów, bo na zainteresowanie polskich mężczyzn nie ma co liczyć ("dla niej takie akcje jak w sylwestrową noc w Kolonii to jedyna nadzieja na cokolwiek ze strony facetów", "tłustej kobiecinie chce się murzyńskiej pały", "ten babsztyl? jedynie ciapaty ją pyknie" ). Możliwe też, że chciała medialnie "zaistnieć", szkalując znaną postać ("ta gruba wsza chce się wylansować na nazwisku Mariusza" ).

Język tej "debaty" jest brutalny, ale nie warto się na nim samym koncentrować. Chamstwo i buractwo nie jest w naszym życiu publicznym niczym nowym (czy trzeba sięgać pamięcią aż do zamierzchłych czasów Andrzeja Leppera?). Jakiekolwiek też ma się zdanie na temat meritum sprawy: czy doniesienie do prokuratury było słuszne, czy Pudzian jest tu stroną pokrzywdzoną, czy jego reakcja na oskarżenie mieściła się w ramach akceptowalnej normy i swobody wypowiedzi - odłóżmy te spory na bok. One są istotne i warte podjęcia, ale nie teraz. Istotą tej sytuacji jest dla mnie to, że to płeć pani Joanny stała się orężem dla jej adwersarzy - nie tylko okazją do niewybrednych żartów, lecz także narzędziem dyskredytowania jej działań (zrobiła tak, bo to brzydka kobieta gnana niezaspokojonym popędem seksualnym).

Nie wyobrażam sobie, by podobne komentarze (choć pewnie inne, także obraźliwe) kierowano pod adresem mężczyzny, który złożyłby analogiczne doniesienie. Cokolwiek mówiono by na temat jego patriotyzmu/zasad/uczciwości/logiki działania itd. to jednak nikt nie życzyłby mu gwałtu. Nie sugerował, że jego działania są wynikiem deficytów urody lub niezrealizowanych potrzeb seksualnych. Ta linia argumentacji zarezerwowana jest w publicznej debacie dla kobiet. Choć trzeba przyznać, że dotyczy "sprawiedliwie" przedstawicielek wszystkich politycznych frakcji: czy będzie to "prawicowa" posłanka Pawłowicz, czy jak w tym przypadku "lewacka" działaczka Joanna Grabarczyk.

Szanuję ludzi o odmiennych poglądach. Akceptuję zasadę wolności słowa. Jednak nie mogę się pogodzić z tym, że kobieta jest automatycznie wyjmowana z pola merytorycznej (nawet jeśli podszytej emocjami) dyskusji (ma rację/nie ma racji, dobrze zrobiła/źle zrobiła) i przenoszona w pole mściwych i złowrogich fantazji dotyczących seksualności (chłopa jej trzeba/pewnie ma okres/niewyżyta suka/niedojebana stara panna).

Seksizm to nie jest jakaś feministyczna mrzonka - to codzienność, która dotyczy nas wszystkich. To rozpowszechniony schemat myślenia, który zakłada, że nie da się nas mierzyć jedną miarą: w szkole, w pracy, w domu, w życiu publicznym. Nie da się, bo z racji naszej płci podlegamy jakimś mrocznym, nie do końca wyjaśnionym popędom (a to okres, a to klimakterium). A skoro nie da się, to znaczy, że nie jesteśmy równi. A skoro nie jesteśmy równi, to nasze, kobiece, zdanie mniej waży (ale głosy liczą się tak samo - taki paradoks), więc nasz udział w debacie jest mniej ważny. Być kobietą w Polsce się nie opłaca, bo stoi się na straconej pozycji. Można zostać unieważnioną machnięciem ręki i wybornym żartem o gwałcie.

Pani Joanno, mam nadzieję, że dość powszechnie rozlegające się oburzenie na wypowiedź posła Kukiza pod pani adresem, pozwoli wreszcie wyrugować seksistowskie argumenty z debaty publicznej. Że od tej pory to będzie obciach i wstyd. To może mieć donioślejsze skutki niż zawiadomienie złożone do prokuratury. Za to trzymam kciuki, no i niech się Pani trzyma w tym zalewie szamba.

I choć pocieszające może wydać się to, że poseł w końcu usunął z profilu swój paskudny komentarz. "Usunąłem wczorajszy wpis, który ku mojemu zaskoczeniu oburzył niektóre nowoczesne środowiska. Nie było moją intencją urażenie uczuć pani Joanny Grabarczyk. Zakładałem, że jej otwartość i tolerancja nie znają granic rasowych. Jeśli się pomyliłem, przepraszam" - to byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby w ogóle się nie pojawił. Czy to zbyt odważne marzenie?

Więcej o: