Poród nie musi boleć. Jest tylko jeden warunek...
ciąża Fot. pixabay.com
"Teraz to cała w skowronkach, ale za chwilę poczujesz, co to prawdziwy ból" Fot. pixabay.com
Pierwsza ciąża - strach przed bólem
Szkoła rodzenia przed pierwszym porodem. Położne przekonują, że ból porodowy jest konieczny, bo przecież jakoś trzeba odróżnić zwykły skurcz macicy od momentu, kiedy na świat ma przyjść dziecko. Natura tak chciała, a z naturą się nie dyskutuje. Potem podają kilka sposobów złagodzenia tego bólu. A na końcu puszczają film o tym, że poród to mistyczna chwila, gdy można doznać najprawdziwszego orgazmu i rozluźnić się jak nigdy dotąd. Po tym filmie przestaję im wierzyć. Poród boli i nie przynosi orgazmu. Nie ma mowy!
Rozmawiam z doświadczoną koleżanką, bo ma już za sobą trzy porody. Mówi, że to nic strasznego, że ból jest do zniesienia. Jest jedyna ze wszystkich znanych mi kobiet, która tak mówi. Więc też na razie jej nie dowierzam.
I pierwszy poród przebiega tak, jak się go spodziewałam. Boli. Zakładam, że opieka położnej i znieczulenie dadzą mi pełen komfort. Proszę o znieczulenie dość szybko, podają mi i działa. Do czasu. Potem boli jeszcze bardziej i sama nie wiem, gdzie mam się podziać. Jestem zestresowana. Zmęczona. Wygłodniała. Opadam z sił, ale rodzę i wypełnia mnie szczęście. Ten ból i tę ulgę pamiętam do dziś.
Druga ciąża - bezgraniczne zaufanie
Druga ciąża, sam początek. Ogarnia mnie strach przed tym znanym i obezwładniającym bólem. Ogromny. Przez przypadek spotykam moją koleżankę-ekspertkę od porodów. Tym razem ma już za sobą cztery, w tym dwa domowe. Idziemy na kawę, żeby pogadać. Tym razem zaczynam jej wierzyć. Wiadomo - tonący brzytwy się chwyta. Mówi mi zdanie, którego kurczowo trzymam się przez najbliższe miesiące - aż do porodu: "znajdź najlepszą położną, taką której ufasz. Poród to kobieca siła. Mąż też jest ważny, ale zaufaj kobietom".
Lekarz prowadzący jest mężczyzną. Nie zmienię go, bo mu ufam. Mąż też jest mężczyzną - tak wyszło. Przyjaciółka? Mam przyjaciela, więc odpada. Siła kobiet? Lekarz na jednej z wizyt opowiada mi o niezwykłej młodej położnej, że to anioł prawie, że ma dar do przyjmowania dzieci. Jest tylko jeden warunek. Trzeba się jej słuchać. A ja nie wiem, czy w takim momencie i z moim charakterem dam radę słuchać kogokolwiek.
Dzwonię do położnej z pierwszego porodu. Bo jej ufam, tak jak mówiła koleżanka. Niestety, pracuje już w innym mieście. Umawiam się więc z położną, o której opowiadał mi lekarz. I oto, po pięciu minutach rozmowy wiem, że to jest anioł i, mimo iż zza ściany dobiega wrzask, jakby kogoś ze skóry obdzierali, przestaję się bać. To ta siła kobiet chyba tak zadziałała.
W drugiej ciąży odpuszczam szkołę rodzenia, choć zalecają. Nie czytam nic o porodach, omijam dyskusje, nie pytam nikogo o porady. Po prostu sobie żyję i spaceruję ile się da. Idę do położnej jeszcze przed porodem, bo teraz jest taka moda, że się ustala plan działania, i to na piśmie. A ja jej mówię, że nie mam planu. I że będzie jak będzie. Bo po pierwszym porodzie wiem, że takich rzeczy planować się nie da. Nie ma po co. Tylko się kobieta stresuje, że coś idzie nie po jej myśli.
Jedyny plan to taki, żeby urodzić dziecko i żeby możliwie obyło się bez cesarki. Bo jestem przekonana, że tę stosuje się z powodów medycznych, a ja takich wskazań nie mam. Położna kiwa głową i mnie uspokaja. Zapewnia, że będzie dobrze. Nie jest zwykłą dziewczyną z oddziału - interesuje się mną, wysyła SMS-y z pytaniem o samopoczucie, o dziecko, o stan zdrowia. Prawdę mówiąc umie zadać konkretne pytanie, a jednocześnie być dobrą i troskliwą. A to dla mnie szczyt profesjonalizmu i już wiem, że naprawdę jej bezgranicznie ufam.
Drugi poród - bezstresowo i bez bólu
I kiedy wreszcie spotykamy się na porodówce, a mam jeszcze trochę poczucia humoru między skurczami - żartujemy. Położna daje mi dużo zadań - piłka, drabinki, pochodź sobie przez chwilę, prysznic, wanna, a tutaj woreczek z rozgrzanymi pestkami czereśni, żeby zająć męża, a mi ulżyć w bólu krzyża. I tak sobie, nie wiadomo kiedy, mija czas, w ruchu. Czy cierpię? Nie powiedziałabym. Zanim dostosuję się do wykonania jakiegoś polecenia prawidłowo, położna wymyśla inne. Nie nudzę się i nie myślę o bólu , choć boli, ale do zniesienia. Nie proszę o znieczulenie. Bo po co? Przecież nie boli aż tak.
Mam ciszę i przygaszone światło. I jest miło, choć zamiast olejku eterycznego, który mógłby być w wannie z wodą, śmierdzi spalenizną. Bo pali się most i klimatyzacja zasysa ten smród z zewnątrz. Więc aromaterapia nie sprawdziłaby się w tych warunkach. A może to i lepiej?
Wstyd trzeba zostawić za drzwiami do pokoju narodzin . Jak ktoś się obawia, że się zacznie wstydzić męża, to jego też tam trzeba zostawić. Ja na szczęście się nie obawiam i czuję się pewniej, gdy ktoś mi bliski jest cały czas obok. Ufam też, że jestem w odpowiednim miejscu, bo to szpital, bo tutaj jest dobry sprzęt i dobrzy specjaliści - gdyby byli potrzebni są natychmiast pod ręką.
Daję się ponieść instynktowi, przykucam i mówię położnej, że teraz boli mnie naprawdę, i że chyba potrzebuję znieczulenia. Sama świadomość, że mi je podadzą daje mi taki komfort psychiczny, że przestaję myśleć o bólu!
I w kilka chwil po tym, po dwóch czy trzech wziewach gazu rozweselającego, jest już na świecie nasza córka. Właściwie bezstresowo, właściwie bez bólu nie do przejścia.
A ja nie jestem wyczerpana ani wygłodniała (bo mogłam ssać czekoladę, tak po kosteczce, wyssałam chyba trzy). Czuję, że mogłabym pójść na oddział poporodowy, a poprzednim razem leżałam bez władzy w nogach jeszcze jakiś czas. Bolało o stokroć mniej, choć nie wzięłam znieczulenia zewnątrzoponowego. Odmawiam także dodatkowej kolacji, bo przecież jadłam cztery godziny temu. Nie do wiary, za pierwszym razem jadłam jak świnia z koryta i gdybym mogła wyrwałabym gar z zupą pani salowej. Tylko że nie miałam siły. A teraz mam!
Gdy lekarz zszywając pęknięcie mówi "To co, do zobaczenia za rok?", myślę, że to miły żart, a nie wstrętna drwina samca, co to nigdy nie rodził. Bo naprawdę nawet w chwilę po narodzinach nie miałam traumy. I nie mam jej po roku, choć na razie nie planuję kolejnej wizyty na porodówce.
***
Przyznaję rację położnym ze szkoły rodzenia - poród musi trochę boleć, ale nie aż tak . Jak się trafi na dobre kobiety, nastawi się na pozytywny przebieg i da się ponieść instynktowi, odpuści się wieczne planowanie i jest się w bezpiecznym miejscu (dla jednych to szpital, dla innych dom), to poród może być całkiem miłym wspomnieniem. Nie bójcie się tego bólu, to będzie bolał mniej.
P.S. Za każdym razem rodziłam w państwowym polskim szpitalu z dodatkową indywidualną opieką położnej.
-
Goście weszli na salę weselną i zamiast obiadu podano im to. "Żart, a nie posiłek"
-
Skórzane buty Badura są na promocji w CCC. Podobne w House, Sinsay
-
Ta sukienka z Zary rozkochuje w sobie elegantki. Modny fason za 80 zł
-
"13-letnia ja uważałam za zaszczyt to, że popularny youtuber prosi o pikantne zdjęcia"
-
Po 30 latach te buty wracają! Nosi je już Lara Gessler. "Koszmar", "Klasa"
- Ta sukienka z wyprzedaży Mohito obłędnie podkreśla talię i dodaje kobiecości! Podobne w Top Secret i Mango
- Wellman powiedziała "nie" Clooneyowi. "Zapytał mnie, czy jestem crazy"
- Już nie dresy! Inne komplety będą królowały jesienią. Milutkie i modne zestawy dostępne w Reserved, H&M i Renee
- Wygodne i luksusowe. W Medicine przepiękne botki teraz o ponad 50% taniej. Okazje też w Deezee i Renee
- Eleganckie i ponadczasowe. To właśnie te spodnie będziemy nosić tej jesieni. Najpiękniejsze w Reserved, H&M oraz Modivo