Mięso - uniwersalny lek na całe zło: pryszcze, depresję, nadwagę

Mięso jest zdrowe i pyszne. Lepiej potraktuj to jako mądrość nad mądrościami. Jeśli myślisz inaczej, twoja śmierć jest blisko!

Wegetarianie, już wiecie dlaczego przegraliście w życie (rys. Magda Danaj)

Choroby się zaczęły. Już jakiś czas temu, tylko jakoś nie mogą się skończyć. Dzieci dopadło najgorzej, wiadomo. Taki czas, ludzie chorują, wirusy, bakterie, obniżona odporność, pełen zestaw. Ale są tacy (moja matka), którzy twierdzą, że przyczyna jest tylko jedna - brak mięsa w diecie . Dzieci chorują, bo nie jedzą mięsa, to jasne jest jak słońce i jak dwa razy dwa (żeby to jeszcze była moja wina, że te dzieci tego mięsa nie żrą, żebym ja im tego zabraniała. Ale nie, one same nie chcą, starsze z przekonania, młodsze, bo nie lubi. W każdym razie chore są, bo nie jedzą kotlecików z kurczaka, mielonych, zrazów, szynki oraz kiełbaski. I jeszcze jak są chore to im nawet rosołu nie można nagotować, a wiadomo, że rosół leczy (można, można, młodsze rosół zje, bo przecież mięsa tam nie ma, a ono się jeszcze na wywarach nie zna). Chude są te dzieci, bo wiadomo, mięsa nie jedzą, a żeby zdrowym być, trzeba być grubym, przecież każdy to wie.

Kłopoty z cerą? To przez brak mięsa, gdyby gołąbka zjadł, to by mu te pryszcze precz poszły. Leniwy jest? Bo mięsa nie je i siły nie ma. Niespokojny? To z głodu, gdyby bekonu sobie usmażył i zjadł od razu by się uspokoił. Dziewczynami się nie interesuje? A kto by się tam bez mięsa interesował. Krzywe plecy ma? Kości słabe, bez mięsa, żartów nie ma, zaraz się chłopak połamie. Tak, nie dawaj mu tego mięsa dalej to jeszcze gejem jakim ci zostanie i dopiero będzie. Tak oto cichutko i niespodziewanie mięso stało się w moim życiu remedium na wszystkie problemy. Depresyjna jestem? Bo mięsa nie jem. Głowa mnie boli? Krakowskiej suchej bym sobie ukroiła... Hashimoto? Parówki, hot-dogi, hamburgery. Bolące miesiączki? Schabowe. Brak weny? Spaghetti Bolognese. To przecież jasne jest jak słońce i jak dwa razy dwa.

mięsomięso Pixabay Powinni podawać je w kroplówkach (fot. Pixabay.com CC0)

Okej, moja mama moje wszystkie problemy rozwiązałaby mięsem. Ale czy my nie rozwiązalibyśmy problemów innych ludzi (bo wiadomo, że najlepiej rozwiązuje się problemy innych, nie własne) w ten sam sposób? Nie o mięso mi chodzi, ale np. o... gluten. Odstaw gluten, schudniesz. Odstaw gluten, przestaniesz mieć wzdęcia. Odstaw gluten, będziesz miała ładniejszą cerę. Nie żryj tych białych bułek, głowa cię przestanie boleć. Zamień makaron pszenny na ryżowy, znikną zaparcia. Nie żryj glutenu, wyleczysz tarczycę. I takie tam.

Albo takie np. "idź na terapię". Smutno mi - idź na terapię, życie jest piękne, trzeba się cieszyć. Lubię wina się napić - idź na terapię, zostaniesz alkoholiczką albo już nią jesteś. Nie mogę się z mężem dogadać - idź na terapię dla par, ile można? Plecy mnie bolą - idź na terapię, w plecach kumulują się wszystkie nasze stresy, musisz się ich pozbyć. Znowu migrena - idź na terapię, to nieuświadomiony żal do matki, musisz go sobie uświadomić. Lubię jeść - idź na terapię, zajadasz problemy, życie zajadasz. Nie chce mi się - idź na terapię, życie jest takie cudowne, musi ci się zachcieć.

Bieganie lub sport też świetnie rozwiązują wszystkie problemy świata. Depresje, kłopoty ze snem, z wagą, z kolegami w pracy, ze słabą odpornością, z wszelkiego rodzaju bólami. Normalnie co człowiek, to jedna złota rada na wszystko. A co, jeśli nie zadziała?

Zobacz wideo
Więcej o: