"Nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka!" Dlaczego nie potrafimy dotrzymać tej obietnicy?

Dlaczego, zostając rodzicami, stajemy się takimi hipokrytami? Dlaczego zapominamy o własnych dziecięcych strachach, postanowieniach i obietnicach? Obietnicach, że nigdy nie będziemy własnych dzieci krzywdzić słowami, którymi krzywdzono nas?

Nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka. Dlaczego nie potrafimy dotrzymać tej obietnicy?Nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka. Dlaczego nie potrafimy dotrzymać tej obietnicy? Tyle obietnic, tyle postanowień. Wszystkie przeminęły z wiatrem. (fot. Pexels) Tyle obietnic, tyle postanowień. Wszystkie przeminęły z wiatrem. (fot. Pexels)

W dzieciństwie byłam niejadkiem. Teraz niestety mi przeszło. Ale jako dziecko nie przepadałam za siedzeniem przy stole, a gdy na talerzu lądowało coś, czego nie lubiłam, zacinałam się i po prostu nie jadłam. Pamiętam, jak pewnego letniego dnia postawiono przede mną drobiową wątróbkę. Normalnie nie zmuszano mnie do jedzenia, ale na początku lat 80-tych podroby były niezwykle deficytowym towarem i prawdziwym delikatesem, dlatego kazano mi wszystko zjeść, a z każdej strony padały komentarze w rodzaju "jak nie zjesz, to nie odejdziesz od stołu", "dzieci w Afryce głodują", "tak się staramy, a ty nie chcesz?", "nie dyskutuj, zjesz i koniec!".

Miałam kilka lat, nie pamiętam jak długo siedziałam nad tą cholerną wątróbką, ale wtedy miałam wrażenie, że całą wieczność. Ugryzłam jeden mały kęs i poczułam odruchy wymiotne. Naprawdę, nie byłam w stanie tego przełknąć. W końcu zlitowano się nade mną i puszczono wolno, ale to właśnie wtedy po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl "ja nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka".

Los bywa złośliwy. Moje dziecko również jest niejadkiem. Czy pamiętam o moich postanowieniach z dzieciństwa? Ze wstydem przyznaję, że tylko wtedy, gdy jest mi z tym wygodnie. Bo kiedy zostajesz rodzicem, zaczyna ci się wydawać, że wszystko wiesz lepiej, że te traumy z dzieciństwa to zwykłe bzdury były, a dziecko musi jeść. Przeczytałam i wysłuchałam setek rad dla mam niejadków, ale większość z nich o kant tyłka można rozbić (ich autorami są najczęściej zadowoleni z siebie rodzice wszystkożernych dzieci, nie mający bladego pojęcia o życiu z dzieckiem, które jeść nie chce). To nie tak, że się nie staram. Nie jestem w stanie zapomnieć o tej ohydnej wątróbce i obietnicach złożonych samej sobie. Nie katuję córki rzeczami, których nie cierpi, nakładam jej sensowne porcje, zachęcam, nie stresuję. Przeważnie.

Ale miewam gorsze dni i wtedy staję się pełnym hipokryzji potworem, zirytowanym drugą godziną siedzenia przy stole, zabawą sztućcami i rzucającym tekstami o głodującej Afryce. Często nie reaguję też na głupie, upokarzające komentarze, rzucane przez innych członków rodziny.

Nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka. Dlaczego nie potrafimy dotrzymać tej obietnicy?Nigdy nie będę tak mówić do mojego dziecka. Dlaczego nie potrafimy dotrzymać tej obietnicy? Ach, a te obietnice złożone sobie w czasie ciąży... (fot. Pexels) Ach, a te obietnice złożone sobie w czasie ciąży... (fot. Pexels)

Czuję się z tym bardzo do dupy. Jestem beznadziejną hipokrytką i oszustką. Nie dość, że nie trzymam się własnych postanowień, to jeszcze oszukuję samą siebie, że wiem lepiej, ponieważ jestem dorosła. Że to rodzic ma zawsze rację oraz, że och, mam prawo czasami nie pamiętać o obietnicach, gdy jestem zdołowana lub zmęczona. Wiadomo, nikt nie jest perfekcyjny, wszyscy mamy prawo do błędów. Nie jesteśmy robotami. Poza tym, jakby nie patrzeć, dzieci nie są naszymi partnerami. Właściwie naszą rolą jako rodziców jest wiedzieć lepiej. Lecz diabeł tkwi w szczegółach, czyż nie? Cel nie uświęca środków.

Niedawno, kiedy odbierałam córkę ze szkoły, byłam świadkiem paskudnej sceny. Przed szatnią stał ojciec z synem, na oko ośmiolatkiem. Chłopak był mocno potargany, ubłocony, w rączkach miął nerwowo podartą bluzę dresową. Tata rugał go na całego, za to, że jest brudny, nieporządny i niszczy rzeczy. Przez cały korytarz leciały teksty w rodzaju "dlaczego jesteś taką świnią!", "jak można się tak ubrudzić!", "zniszczyłeś swój najlepszy dres!", "a nie mówiłem, że zgubisz piłkę, jak weźmiesz ją do szkoły?". W pierwszym odruchu chciałam ostro osadzić faceta, ale po kilku sekundach doszło do mnie, że to tak, jakbym wyzywała samą siebie. Bo czy nie zdarzyło mi się wyzwać dziecka za to, że się ubrudziło lub podarło ubranie? Hipokrytka.

Miałam ochotę podejść do chłopca, pogłaskać go po głowie i powiedzieć, żeby się nie przejmował. W końcu jest dzieckiem, ma prawo się ubrudzić, ganiając bo boisku za piłką. Ma prawo przewrócić się i podrzeć sobie ubranie. Za to to rolą rodzica jest dobrze o tym wiedzieć i nie dawać mu do szkoły najlepszego dresu, jeżeli problemem jest, że go zniszczy lub nowej piłki, jeśli wiadomo, że może ją zgubić.

Pozwolmy dzieciom być dziećmi (fot. greg westfall/Flickr)

Regularnie łapię się na tym, że mówię co córki "nie dyskutuj ze mną", "nie skacz po łóżku", "nie mrucz z odkurzaczem". Mówię do niej wiele słów, których słuchanie frustrowało mnie gdy byłam mała i których, jak sobie obiecywałam, nigdy do własnego dziecka nie skieruję. Walczę z tym, jak mogę, bo przecież ciągle jeszcze pamiętam tę dziką radość z wysokich skoków po materacu, czy fascynację przedziwnym rezonansem w gardle i uszach, gdy starałam się buczeć jak pracujący odkurzacz. Tak strasznie mi wtedy głupio...

Zobacz wideo
Więcej o: