Chcesz zmieniać świat? Zacznij od siebie

Czy w naszym zabieganym świecie jest jeszcze miejsce na życzliwość? Czy umiemy jeszcze uśmiechać się do przypadkowo spotkanych ludzi? Mnie "zmusiły" do tego okoliczności.

Rys. Magda Danaj

Hasła typu "mindfullness" - "uważność" w życiu, domu i zagrodzie zawsze budziły u mnie w najlepszym razie niedowierzanie lub wzruszenie ramion. W mojej zabieganej rzeczywistości nie ma i nigdy nie będzie na to miejsca. Kto ma czas na doświadczanie każdej chwili świadomie, na to by wolno i z uwagą kontemplować rzeczywistość? Marzenie ściętej głowy.

W ostatnich tygodniach życie zawodowe zaniosło mnie na długo do Wrocławia. Projekt, przy którym pracuję jest wyjątkowo trudny i wymagający - myślałam sobie. Miasto owszem ładne, ale obce, żywego ducha nie znam. Przecież sobie poradzę. Sama, jak w większości przypadków, bo po co mi ludzie.

Przyjaciół i bliskich mam w Warszawie, a tu w zasadzie tylko praca - myślałam sobie. Im bardziej myślałam, tym mocniej wiedziałam, że łatwo nie będzie. Nagle oraz zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że Wrocław przyjął mnie z otwartymi ramionami. Że mam tu przyjaciół, dobrych znajomych, że ludzie są mi bardzo, bardzo potrzebni. Co się zatem zmieniło?

Na początek zwolniłam

Trudno jest biegać moim warszawskim, szalonym tempem po mieście, którego się nie zna. Musiałam siłą rzeczy zwolnić. Nawet w dniu, w którym miałam pięć spotkań jedno po drugim. Metra nie ma, tramwaje jeżdżą dość nieprzewidywalnie, wybrałam zatem chodzenie na piechotę. Z wyboru i z konieczności poruszam się spokojniej. A to z kolei sprzyja siedzeniu w parku i piciu kawy, albo przejściu się uliczką, której jeszcze nie widziałam, a która - jak się wydaje - może być skrótem. Tak oto, zmuszona przez okoliczności zewnętrzne - zwolniłam.

Potem pomyślałam o komunikacji

Nieznane mi trasy, obce numery i ulice. Zamiast klikać w aplikację na smartfonie, co nic nie dawało, postanowiłam podejść do człowieka, zapytać, poprosić o pomoc. Pomogli. Pokazali, przespacerowali się kawałek, jak było bardzo skomplikowane albo jak zrobiło się wyjątkowo miło. Zdarzyło się owszem, że pan konduktor na dworcu odesłał do internetów, ale umówmy się, że mógł zachować się gorzej. Pewne instytucje nie poddają się nawet najbardziej życzliwej uwadze.

Postawiłam na uśmiech i ciekawość

Byłam w tym Wrocławiu też trochę turystką. Chodziłam już wolniej, czasami zdarzało mi się zabłądzić, więc zapamiętywałam trasy, domy, znaki orientacyjne. Uważniej rozglądaałam się po świecie. Po tym, co mnie otacza. Przyglądałam się ludziom, a oni przyglądali się mnie - z ciekawością z obu stron. A od tego do uśmiechu już niewielki krok.

Uwolniłam intuicję

Jak zwolniłam, jak już ciekawie i z życzliwością zaczęłam się ludziom wokół przyglądać, to stało się coś jeszcze dziwniejszego - moja "zatupana" pośpiechem i stresem intuicja zaczęła mówić śmielej, głośniej i wyraźniej. Zaczęłam pukać do właściwych drzwi. Prosić o pomoc tak, żeby ją otrzymać, wybierać życzliwych i przyjaźnie nastawionych, otwartych ludzi.

Otrzymałam tej pomocy i przyjaźni całe morze. W hotelu poznałam kogoś, kto bezinteresownie pomógł mi zorientować się kto jest kim, na kogo uważać, z kim jak rozmawiać w świecie wrocławskim (w moim zawodzie wiedza na wagę złota) oraz pokazał mi, jak w środku nocy od piekarzy kupić gorące bułeczki i rogaliki.

W knajpie spędzałam wieczory z cudownymi ludźmi, oglądałam mecze, plotkowałam, żaliłam się, jak było wyjątkowo ciężko. Tyle się mówi, że w dobie portali społecznościowych, komunikatorów, zanikają umiejętności i potrzeby kontaktów bezpośrednich z drugim człowiekiem. One nie zanikają, one tylko nie mają jak dojść do głosu.

Przyjaźń i co dalej

Po miesiącu przede mną kolejny wyjazd do Wrocławia. Jestem poumawiana na spotkania. Wiem, że spędzę tam swoje imieniny i będzie hucznie. Wiem, że czeka mnie indywidualne zwiedzanie miasta z wyjątkowo uroczym przewodnikiem. Wiem jeszcze, że tę ciekawość, "uważność" chciałabym zabrać ze sobą do rodzinnej Warszawy, dobrze mi z nimi.

Felieton dedykuję moim nowym przyjaciołom z Wrocławia.

Zobacz wideo
Więcej o: