Rok bez palenia papierosów. Co zyskałam, a co straciłam?

13 lipca minął rok, odkąd nie palę papierosów. Dla osoby, która jest uzależniona od jakiejś substancji czy czynności, to naprawdę duża sprawa. Zwłaszcza gdy wokół wciąż mnóstwo palaczy.

Paleniem papierosów zainteresowałam się dawno temu pod wpływem już nawet nie pamiętam czego. Pewnie chodziło o "dorosłość", nielegal (takie młodzieżowe powiedzonko za moich czasów) i bliżej nieokreślone coś. Na pewno nikt mnie nie zmuszał do palenia, nikt mi nie wkładał petów do ust na siłę i nie mówił, że z papierosem fajnie wyglądam.

Bierne palenie wywołuje zmiany w organizmie sprzyjające chorobom serca już po krótkim okresieBierne palenie wywołuje zmiany w organizmie sprzyjające chorobom serca już po krótkim okresie Fot. Franciszek Mazur / Agencja Wyborcza.pl Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

Faktem jest, że obracałam się w towarzystwie, gdzie prawie wszyscy palili. Prawie, bo było kilka osób, które tego nie robiły i jakoś nikt nie twierdził, że są przez to mniej fajni. Stąd najbardziej prawdopodobną teorią, jest ta, że zaczęłam palić z własnej głupoty. Jak w przypadku każdej uzależnionej osoby, kwestie materialne i zdrowotne schodziły na dalszy plan, najważniejsze było, aby zaspokoić głód - w moim przypadku głód nikotynowy.

To nie jest tak, że nie chciałam przestać palić dużo wcześniej. Miałam nawet jedną poważną próbę rzucenia nałogu, ale skończyła się ona porażką, którą sobie racjonalizowałam na wiele sposobów. Teraz wiem, że ja po prostu nie mogę wziąć papierosa do ust, bo ponownie wrócę do nałogu. Nie ma mowy o paleniu do drinka ze znajomymi, nie ma mowy o paleniu raz na miesiąc, żeby poczuć ten pyszny smak (tak, mnie papierosy po prostu smakują), bo wiem, że na jednym papierosie się nie skończy.

Jakim cudem zatem rzuciłam nałóg? Zawdzięczam to chorobie (" Udar mózgu, czyli mój wypadek z życia" ). Sama nie miałam na tyle samozaparcia, żeby rzucić palenie. Zeszłoroczny pobyt w szpitalu na neurologii, skutecznie (na chwilę obecną), trzyma mnie z daleka od palenia. Słyszałam już opinie, że skoro to nie był mój świadomy wybór, to pewnie znowu zacznę palić. Może tak, a może nie. Wiem, że palenie papierosów było jednym z czynników, który "pomógł" mi w zawale mózgu i jakoś nie bardzo mam ochotę znowu przez to przechodzić. Wiem również, że osoby z chorobami serca i innymi ciężkimi sprawami palą, chociaż mają kategoryczny zakaz. Tak więc, nie będę się zarzekać, że już nigdy nie wezmę papierosa do ust, bo nie znam swojej przyszłości. Miewam momenty, w których bym z chęcią zapaliła, ale tego nie robię. Za każdym razem, kiedy przewalczę ze sobą tę chwilową słabość, jestem z siebie trochę dumna.

Do tej pory miałam w domu na widoku paczkę papierosów, którą rozpoczęłam przed wylądowaniem w szpitalu. Leżała dokładnie w tym samym miejscu, mijałam ją kilka razy dziennie. Miała tam leżeć i już. Schowałam ją do szuflady dopiero w zeszłym tygodniu. Nie wywaliłam, ale schowałam, bo tak. Możliwe, że za jakiś czas wyrzucę ją do śmietnika, ale teraz nadal potrzebuję mieć papierosy blisko siebie, żeby ich właśnie nie palić.

Co się zmieniło w ciągu tego roku? Ano trochę się zmieniło.

Po pierwsze, jest mnie więcej. Tak, przytyłam i to całkiem sporo. Czy to dlatego, że zajadam papierosy, czy to dlatego, że wcześniej bardzo schudłam i teraz mam efekt jo-jo, nie wiem. Wiem, że garderobę musiałam wymienić na większą, no i miewam z tego powodu smuteczki. Ćwiczyć intensywnie nie mogę, więc tyle co pilates i stretching, a one średnio wpływają na spalanie tkanki tłuszczowej. Z drugiej strony w życiu są większe problemy, niż kilka kilogramów tu i ówdzie.

Po drugie, ubrania, włosy i oddech nie śmierdzą popielniczką. To jest naprawdę supersprawa. Nic dodać, nic ująć.

Po trzecie, kasa w portfelu nadal się nie zgadza. To nie jest tak, że dzięki niekupowaniu papierosów udało mi się zaoszczędzić kilkaset złotych. Po prostu wydaję je na coś innego.

Po czwarte, mniej się ruszam w pracy! To jest akurat bardzo słabe, bo zapominam przez kilka godzin odejść na moment od komputera. Jak byłam aktywnym palaczem, to regularnie schodziłam na papierosa. Teraz muszę sobie robić jakieś przypomnienia, żeby wstać na moment, przeciągnąć się, rozchodzić nogi itd.

Po piąte, chociaż czasami brakuje mi tego dymka, to jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę musiała się dłużej zastanowić, ile to lat już nie palę. Tego sobie właśnie życzę.

Ci z was, którzy walczą z nałogiem, ale im nie wychodzi - przynajmniej próbujecie i to już jest dużo. Ci z was, którzy rzucili palenie dawno temu - moje gratulacje, a ci z was, którzy nie próbują przestać palić - wasza sprawa.

Zobacz wideo
Więcej o: