Cztery piętra tajemnic. Co wiesz o swoich sąsiadach?

Jeden dom, kilkudziesięciu ludzi, setki anegdot - brzmi, jak wymarzony temat na książkę. Do momentu, w którym nie spróbujesz samemu zostać kronikarzem.

Jak dobrze znacie swoich sąsiadów? - zapytałam grono swoich znajomych. Liczyłam na to, że choć niewielki odsetek moich koleżanek i kolegów z Wrocławia powie radośnie, że ma dobre relacje ze współmieszkańcami budynków, w których spędzają część swego życia. Choć do zadania kolekcjonowania opowieści podeszłam z werwą i wiarą w ludzkość, już po kilku dniach przyszło mi zweryfikować swoją wizję.

Nie jest łatwo mieć sąsiadów

Wiadomo. Sąsiedzi to przede wszystkim ci "oni", służą do hałasowania, stukania, zalewania, zasmradzania, a gdy ktoś ukradnie ci rower, to oni nic nie widzieli i nic nie słyszeli, rozumie pan(i)? Kiedyś było inaczej, wiadomo. Wszyscy żyjemy tą sielankową wizją, w której sąsiadka sąsiadce pożycza szklankę cukru, a wszyscy panowie zbierają się pod budynkiem, by razem zasadzić żywopłot. Kiedyś to były czasy, a teraz?

Koleżanka mogłaby mieć niezłe relacje, ale niedawno zmieniła adres i dopiero się wszyscy poznają ze sobą. Kolega mieszka w szemranej okolicy, więc na kilka pięter kamienicy zna ledwie dwóch sąsiadów, z czego jeden przebywa permanentnie w stanie nietrzeźwym, reszta znajomych zaczyna dopytywać się o co chodzi. Otóż zbieram historie. Chętnie posłucham, proszę, nie robię krzywdy, kolekcjonuję tylko to, co ktoś chce mi pokazać. Jeśli ktoś chce mi opowiedzieć o swoim widoku z okna i remoncie - nie ma sprawy. Jeśli ktoś ma zdjęcia wnuków i przepis na ciasteczka - obejrzę, zanotuję i przetestuję. Jeśli ktoś pamięta swoje pierwsze dni po przyjeździe do Wrocławia w 1946 roku - cudownie, uwielbiam takie perełki.

sekrety wrocławskich domów; źródło: Pixabaysekrety wrocławskich domów; źródło: Pixabay sekrety wrocławskich domów; źródło: Pixabay Sekrety wrocławskich domów; źródło: Pixabay

"A nie, to wiesz, to ja muszę zapytać, bo oni wcale nie muszą chcieć" - nie no oczywiście, to zrozumiałe. W pracy reportera nieustannie spotykam się z ludźmi, którzy nie muszą chcieć, moją rolą jest po prostu otworzyć się, zdobyć zaufanie i nigdy, przenigdy nie naruszać prywatności.

Niestety. Chętnych brak. A bo to wiadomo, po co to wszystko? A może to nowa metoda "na wnuczka"? A co to kogo w ogóle obchodzi? Brak zaufania, brak wiary w ludzi, brak przekonania o tym, że tak naprawdę mamy do powiedzenia coś ponad wymianę kilku uwag o zawartości promocyjnej gazetki z supermarketu, o tym, co na obiad, albo miałką rozmowę o niczym przeplataną frazesami o polityce i dzisiejszym świecie.

Piętro po piętrze

Kiedy już nieco odpuściłam, spotkałam Jego. Mieszka na trzecim piętrze. Poprosił mnie o pomoc, bo przerzucał akurat kabel przez wybity w luksferze otwór. Niestety, oczy już nie te. Cierpi na zaćmę, ma ponad osiemdziesiąt lat. Ma też przepięknego, kilkudziesięcioletniego kampera. Do niedawna jeździł nim razem z synem po Europie. Takie wakacje. Syn teraz mieszka daleko, czasem wpada, w kamperze trzyma części zapasowe do swojego skutera. Sąsiad nie poddaje się jednak, nie chce, by podróżne autko zmieniło się w magazyn złomu. Będzie ładował akumulatory. Te samochodowe, ale też - jak podejrzewam - te swoje. Bo wreszcie wyszedł z domu i ma cel. A w ogóle to on ma już nawet termin operacji, w Krakowie, ale się boi. Bo lekarze, to - wie pani - nigdy nie wiadomo, jacy oni są.

Przekonuję, że może jednak warto. Spogląda przez zamglone oczy. Chyba czekał na to, aż ktoś inny mu powie, że warto.

Na drugim piętrze mieszka Ona. Niewielu już zostało takich seniorów w tym budynku. Przyjechała do Wrocławia z matką i siostrą zaraz po tym, jak wyjechali stąd Niemcy. Miasto przypominało kanion, ale zamiast skał piętrzyły się gruzy. Dzieciaki i karaluchy rządziły na parterach, a w piwnicach mieszkały duchy z miasta Breslau i szczury. Czasem także panzerfausty, hełmy i monety z orzełkiem, ale te dość szybko były adoptowane.

Pani z drugiego skórę ma jak namoczony papier, bladą i cieniuteńką. Ale oczy ma jak mała dziewczynka. Dzieci mieszkają daleko. Za daleko, by przyjechać w niedzielę na rosół i ciasto, albo nawet na weekend raz do roku. Mieszkają już w innej rzeczywistości. W takiej, w której nie trzeba dbać o relacje z rodzicami, nawet jeśli oznacza o tylko jeden telefon międzykontynentalny, chociaż raz w miesiącu.

Został po nim zapach

Na parterze jest specyficznie. Młody wydawał się spisany na straty, bo ojciec jest z tych co to od "pani kierowniczki" wezmą "złotóweczkę", a potem za kołnierz nic nie wyleją. Ale młody, wbrew stereotypom, choć najpierw wyglądał jak kozak, który za kilka lat po prostu szukałby łatwego zarobku na wrocławskim "Trójkącie Bermudzkim", ostatnio ma nowy cel. Razem z kumplem stali pod bramą i zapinali pasy do gitar elektrycznych. Nikt nie ma takiej gitary w szkole. Nikt. I w ogóle to już się nie mogli doczekać, aż zagrają pierwszą próbę.

Na pierwszym piętrze mieszkają ci, co już nieco odchowali dzieci. Dzieci przyjeżdżają i przywożą swoje dzieci, a kiedy nie przyjeżdżają, to można spokojnie wyjść z pieskami na spacer, pójść do garażu poprzerzucać rzeczy. Ten, co po prawej - zawsze odpala papierosa jeszcze na schodach. Ci, co po lewej, to częściej widać ją. Zwłaszcza w oknie. Wie wszystko. No prawie. Ale jakby co, to nic nie widziała. Rozumie pani?

Najciekawiej jest na czwartym. Jedno mieszkanie chyba stoi puste. Od czasu, jak zmarł ten facet, który po śmierci żony zdziwaczał do reszty i zaczął zbierać starocie. Wszystkie starocie. Gdy sam odszedł, zostały po nim szczelnie zapchane artefaktami pomieszczenia. Sterty radioodbiorników, wideoodtwarzaczy, kineskopów, klawiatur, kartonów, gazet, książek i bibelotów upychane w formie wielkich barykad. Został też po nim zapach. Zapach unosi się też wokół środkowego mieszkania. Studenci. Ci z Litwy i ci z Ukrainy. Smażą coś nieustannie. Jedna para wyjdzie z kuchni - wchodzi druga. Czasem pachnie parówkami z tanim ketchupem, częściej kiełbasą. Sąsiad z trzeciego mówi, że odkąd spadł mu sufit, to nie może spać, bo oni tam ciągle w tej kuchni, raz jedni, raz drudzy.

W mieszkaniu po prawej żyją ci, na których można polegać. Ojciec ma wszystkie narzędzia zawsze pod ręką i pilnik do metalu może pożyczyć, w razie czego znajdzie się też brzeszczot. Matka robi schabowe w niedzielę. Zazwyczaj. A syn ma tak dzielną dziewczynę, że niezależnie od pory roku cierpliwie asystuje przy wszystkich naprawach kolejnych samochodów.

***

Taki to dom. Nie każdy wpuści do mieszkania, ale ta sąsiadka, ta starsza, chętnie opowiedziałaby więcej, zaprasza na ciasto. A kiedy was ostatni raz sąsiedzi zaprosili do siebie? Kiedy mieliście na to czas i chęci? A może to w ogóle nie jest interesujące i potrzebne, tak się bratać z mieszkańcami domu, w którym żyjecie...

[OD REDAKCJI: Foch jest patronem książki "27 pięter" Bradleya Somera, której bohaterka - złota rybka - obserwuje życie mieszkańców bloku o nazwie Sewilla.]

Wydawnictwo Prószyński i S-kaWydawnictwo Prószyński i S-ka Wydawnictwo Prószyński i S-ka Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Zobacz wideo
Więcej o: