Zdarza się, że już w styczniu ktoś, gdzieś, na jakiejś imprezie rzuca temat: a może w tym roku jedźmy razem - do Grecji, w Alpy, na Mazury, na Kurpie Jedźmy, super, będzie bosko. Wynajmiemy dom, samochód, będzie taniej i na bank przeżyjemy wakacje naszych marzeń. Im bliżej wyjazdu, tym mocniej szarpie nami niepokój, że może jednak niekoniecznie...
Bo Andrzej nie da nikomu dojść do głosu i uwielbia godzinami zwiedzać muzea choćby pszczelarstwa. Szuka a jak znajdzie to zapędzi całe towarzystwo batem. A Jolka całe dnie tylko na plaży, więc na bank będą awantury. Jedziemy w góry; jedni łatwe, inni trudne a jeszcze inni tylko taras widokowy. Jak już dojedziemy, to zorganizować cokolwiek, zebrać gdzieś całe towarzystwo (choćby miało tylko cztery sztuki) nie sposób.
Negocjacje, jak spędzić dzień, przypominają gry strategiczne na poziomie co najmniej rozgrywek Franka Underwooda. Kompromisy, negocjacje, starcia, ugody - wracamy wyczerpani i obiecujemy sobie, że już nigdy więcej do następnego razu. Co zrobić, żeby jechać, wypocząć i nie zakopać kilku przyjaźni w piachu nadmorskim? Mam za sobą kilkanaście takich "ekipowych" wyjazdów i chyba trochę wiem choć z drugiej strony, wiem też z kim już nigdy, przenigdy i za żadne skarby
fot. Joanna Nawrocka
1. Wspólny cel
Jeden z najlepszych, najfajniejszych moich wyjazdów wakacyjnych to podróż po Irlandii, pięć bab, jedno auto - temperamenty i osobowości silne. Udało się, bo wcześniej ustaliłyśmy po co i dokąd jedziemy, co chcemy oglądać i mniej więcej w jakiej kolejności. Każda z nas w realizacji celu miała osobne zadanie; jedna pilotka, dwie za kierownicą etc. Wyjazd wspaniały, bez choćby jednej awanturki, cel zrealizowany w 200 procentach, wspomnienia u wszystkich rzewne, przygód i anegdot masa. Nie trzeba od razu rozpisywać każdego dnia na godziny ani podpisywać protokołów, ale cel - czy zwiedzanie, czy miasta, czy przyroda, czy zabytki dobrze ustalić przed wyjazdem, w trakcie trochę szkoda urlopu na negocjacje.
2. Ustal granice
Baby do garów, chłopy do rąbania drewna, ja zbieram grzyby, ty je czyścisz, ja chodzę na ryby, ty patroszysz. Są ludzie strasznie chętnie przydzielający innym role, im bardziej niewdzięczne i niechciane, tym chętniej je przydzielają. Po trzech dniach zmywania, czyszczenia grzybów czy patroszenia ryb masz ochotę wypatroszyć pomysłodawcę. Dlatego moje doświadczenia mówią, że nie warto czekać do połowy wyjazdu z karczemną awanturą. Dobrze jest ustalić granice na samym początku, kiedy emocje jeszcze nie buzują za mocno, kiedy mówimy pełnym głosem a nie warczymy, bezsilnie zaciskając pięści. Osobom o dyktatorskich zapędach wyznaczanie przez nas granic bardzo dobrze robi na charakter.
3. Odpuść
Na jednym z narciarskich wyjazdów była koleżanka która nieustająco komentowała rzeczywistość - zawsze, wszędzie, jak nie mówiła oznaczało dla niej, że nie istnieje. "Słyszycie jaka cisza?, jaka cudowna, zajebista cisza?, aż dzwoni! Ale słyszycie jak tu cicho???" po dwóch dniach miałam ochotę wyrzucić ją z wyciągu. Nie dało rady tłumaczyć, prosić, przemawiać, nie odpowiadanie nasilało tylko pytania W pewnym momencie po prostu uznałam (razem z resztą towarzystwa), że nie damy rady. Okazja się nadarzyła przecudna "sprzedaliśmy" koleżankę nowo poznanemu koledze chyba są małżeństwem. Czasem po prostu lepiej się rozstać. Jak iskrzy za mocno, jak się nie da po prostu na najbliższym skrzyżowaniu wybrać przeciwne strony.
4. Jeden dzień - jeden autor. Dziś są moje "urodziny"
Zdarza się, że wyjazd improwizowany, towarzystwo tak różne, że jednego celu nie da się ustalić za nic. Kilka lat temu pojechałam z rodziną na wakacje do Chorwacji. Od razu wiadomo było, że ja i mój brat mamy dość rozbieżne pomysły jeśli chodzi o sposób spędzania czasu, do tego dochodziły jeszcze bliźniaki i bratowa (najbardziej ugodowa z towarzystwa). Nie pamiętam już kto, ale chyba właśnie ona wpadła na pomysł, żeby każdego dnia kto inny obchodził "urodziny" i decydował, co będziemy robić i gdzie jechać. Dzieciaki chciały baseny i wodne miasteczka, brat knajpy z rybami, ja zabytki, a bratowa rzeczywiście miała urodziny. Każdy na jeden dzień był szefem i pilotem wycieczki, reszta wiedziała, że musi się podporządkować. Sprawdziło się.
5. Dzień przerwy
W najlepszych nawet, najbardziej zgranych grupach obserwuje się coś, co określam mianem zmęczenia materiału, przesytem i kryzysem dnia piątego. Lubimy się bardzo, jesteśmy zgrani, ale mamy zwyczajnie dość. Ktoś ma kaca, ktoś inny PMS, ktoś się nie wyspał. Nie zakładajmy zatem z góry, że wszystko będziemy robić razem, zawsze i 24 h na dobę. Masz dość? Zrób sobie dzień przerwy. Nikt się nie obrazi, po prostu powiedz, że chcesz pobyć sama/sam, pospacerować, pomyśleć, poleżeć. Wieczorem tym chętniej wrócisz do grupy. Bo przecież super jest jeździć całą ekipą. Byle w zgodzie ze sobą.