Lubimy ponarzekać: cokolwiek by się nie działo, kobiecie nie dogodzisz

Jedna z naszych wiernych Czytelniczek - Arletta, myśli o nas nawet podczas urlopu. Choć ten obfituje w trudy i kręte ścieżki... Postanowiła zatem ponarzekać.

Nawiązując do tekstu o naszym polskim ciągłym narzekaniu , nagle odnalazłam przyczynę tego stanu. W sobie. Podejrzewam, że reszta, a na pewno żeńska część narodu, też tak ma. Chodzi o to, że cokolwiek by się działo, to nie ma bata, no nie dogodzisz.

Wspinam się dziś do jakiegoś cudnego schroniska w Dolomitach, pogoda jest przepiękna, słońce świeci, na niebie żadnych chmurek i już po trzydziestu minutach bzyczę sobie pod nosem "O bosz, ale nudy, co za nudna trasa, ja nie mogę" . Idę, trasa nudna, ja sobie nadal bzyczę, zaczynam się pocić, zatem bzyczę na drugie skrzydełko "może już za dużo tego słońca, a jakby tak chmurkę zapodali? Nie taką dużą, taką w sam raz, żeby trochę przysłoniła, ale żeby nie padało" .

Dzielnie maszeruję dalej, buty zaczynają mi ciążyć. Trudno, sama chciałam ( "No właśnie głupia babo, po co ci to? Nie mogłaś zostać w miasteczku i lans uprawiać?" ). Zaczynam marzyć o moich cudnej urody sandałach na szpilce i pięknej zwiewnej sukience i o lakierze na paznokciach i o perfumach, makijażu. Po chwili zaczynam się z siebie śmiać, bo wiem doskonale, że "zrobiona" po półgodzinie zaczęłabym się wściekać, że po co mi tyle szpachli na twarzy, a te perfumy, no po kiego grzyba mi? No i paseczek od sandałów mię pije w palec. A obcasy się zaklinowały w chodniku, bo tu w ogóle nie ma warunków do chodzenia jak dama. Tymczasem nastały chmurki - "No cholera, żeby tylko nie padało. Może jednak nich już sobie odpłyną, no już sio, sio".

No strasznie nudny ten szlak. I sucho ma ta palma, no...No strasznie nudny ten szlak. I sucho ma ta palma, no... No strasznie nudny ten szlak. I sucho ma ta palma, no... No strasznie nudny ten szlak. I sucho ma ta palma, no...

Na takim radosnym rozmyślaniu mija mi droga do schroniska, a tam nudy. Jest jeszcze wcześnie, więc zarzucam plecak i gnam szlakiem do drugiego schroniska. Znów nudy, szlak prowadzi zboczem góry, widoki przepiękne, ale nudy niesłychane ( no bo ile można strzelać fot oraz wzdychać z zachwytem?). Po godzince marszu widzę w dolinie schronisko, no pięknie i cudnie, nareszcie. Nudno, ale pięknie. Szlak nadal wije się po zboczu góry, robi się coraz bardziej stromo, na moje gusta, aż za...

Całe życie pod górkę...Całe życie pod górkę... Całe życie pod górkę... Całe życie pod górkę...

"Nie no, to jakiś żart chyba? No przecież szlak nie może prowadzić prawie pionowo ja tak nie będę schodzić" , a jednak będę, innej drogi nie ma. "Bosz, chcę, żeby znów było nudno i pięknie już nie chcę atrakcji" - a nie, no przecież jeszcze zamontowali linę, jak wspaniałomyślnie z ich strony, szkoda, że w przewodniku zapomnieli napisać o tym drobnym szczególe. W schronisku też mogli wspomnieć, że to szlak dla kozic górskich, a nie normalnych ludzi. Hm, przepraszam, mój błąd - kozice nie potrzebują liny, więc rzeczywiście dla ludzi.

Nie puszczę się...Nie puszczę się... Ja, kozica Ja, kozica

Ramiona już bolą od trzymania liny i schodzenia jak jakiś pierniczony alpinista. Jeszcze tylko 30 min kombinacji alpejskich i jestem ponownie na nudnym kawałku szlaku. Skóra na rękach piecze od liny, kolana jeszcze trochę drżą z wrażenia ale "kurde jak nudno!" .

No nie dogodzisz.

Więcej o: