Za marudne towarzystwo serdecznie dziękuję - na koncerty lubię chodzić sama

Na koncerty chodzić w towarzystwie, czy tylko w samotności? Lidia nie ma problemu z tym wyborem. Na koncertach chce skupiać się na wrażeniach, a nie na przewracającym oczami towarzyszu. I mówi, że nikt jej nie rozumie. Czyżby?

Stoję przy ladzie w Empiku. Przede mną Pan z wzrokiem wlepionym w ekran komputera, niechętnie zmienia obiekt zainteresowania i znudzonym głosem pyta, w czym mógłby mi pomóc. Ano mógłby Pan i jednym tchem pełna entuzjazmu wymieniam nazwę ulubionego zespołu - Pablopavo i Ludziki , poproszę bilet do klubu X, sztuk jeden. Znudzony Pan unosi brwi ze zdziwieniem i prosi o powtórzenie nazwy. Sprawdza w komputerze i gdy twór muzyczny wyświetla się jego oczom, raz jeszcze pyta o liczbę biletów. Jeden. Dziękuję.

Pablopavo i LudzikiPablopavo i Ludziki Pablopavo i Ludziki Pablopavo i Ludziki

Podobna sytuacja przydarza mi się, co jakiś czas. Zawsze kupuję pojedynczy. I to wcale nie jest tak, że jestem odizolowaną od reszty świata samotniczką, nie posiadam żadnych znajomych i przyjaciół, a za jedyne "godne" siebie towarzystwo uważam trzy koty i psa. Jednak mimo wszystkich plusów, jakie mogłyby wyniknąć, to na koncerty lubię chodzić sama.

Nie wiem czy to moje prywatne schorzenie, być może niektórzy z Was mają podobnie. Przede wszystkim nie lubię i zupełnie nie mam ochoty pytać nikogo czy znalazłby czas w czwartek za dwa tygodnie, wyłuskałby z portfela te parę złotych i uświetniłby wydarzenie swoim towarzystwem.

Już od pewnego czasu wychodzę z założenia, że idąc na koncert, (ale proszę nie mylić z festiwalem) idę tylko i wyłącznie dla własnej, czysto hedonistycznej przyjemności. Nie mam ochoty na towarzysza, na którego miałabym zerkać co chwilę i po mimice twarzy sprawdzać czy aby na pewno nie ma ochoty skorzystać z teleportu, by w sekundę świetlną wydostać się jak najdalej stąd. Nie mam ochoty słuchać narzekań i marudzenia pod nosem, chrząkania wyrażającego dezaprobatę dla wykonywanych utworów.

Nie odczuwam także potrzeby by komentować koncert w trakcie trwania lub poplotkować o tegorocznej pogodowej jesieni, bo przeca lato trwać powinno. Do rozmów tych ważniejszych i mniej ważnych lepsze są inne miejsca, niż zatłoczona sala z basem dochodzącym z głośników. Przecież poszłam tam dla tych przeróżnych fantastycznych, najulubieńszych dźwięków.

Nie rozumiem zaskoczenia znajomych gdy na pytania z kim byłam, odpowiadam zgodnie z prawdą, że sama. Dziwią się bo nie potrafią zrozumieć, że koncerty nie są dla mnie miejscem spotkań towarzyskich, a okazją do obejrzenia i posłuchania ulubionej kapeli na żywo. By móc oddać się tej przyjemności bez reszty i odczuwać bez zbędnych zgrzytów potencjalnego towarzysza - malkontenta.

Oczywiście zdarzają się sytuacje wyjątkowe,  ale jak sądzę, są to tylko wyjątki potwierdzające regułę.

Więcej o: