Czy kobieta singielka to zagrożenie dla znajomych par?

Naszą Czytelniczkę frapuje postawione w tytule pytanie, bo czuje że kobiety trzymają ją na dystans w obawie o swoich facetów. I źle jej z tym. A ponieważ nie znalazła takiego tematu na Fochu, to postanowiła sama napisać - godna pochwały samodzielność!

Jestem młoda - ćwierćwiecze za mną ale jeszcze troszkę do trzydziestki zostało. Na moje "nieszczęście" jestem całkiem ładna. Piszę, że to nieszczęście bo chyba tylko to powoduje niżej opisane zachowanie względem mnie. Jestem "singlem" jak to się teraz modnie mówi, w dodatku "samotną matką". I trochę się czuję wykluczona z towarzyskich spotkań. Czasem mi się nie chce gdzieś iść przez "TO". "TO" to spojrzenia rzucane ukradkiem przez kobiety, zagarnianie "pod rękę" swoich facetów czy też ostentacyjne przerywanie rozmowy.

Mam wrażenie, że kobiety się mnie obawiają. Przez to na większych spotkaniach trzymają mnie na dystans co powoduje, że mam wybór albo siedzieć w kącie sama albo rozmawiać z mężczyznami. A z mężczyznami mi się rozmawia wyjątkowo łatwo. Może dlatego, że jak sama o sobie mówię "jestem prosta" - nie bawią mnie gierki, fochy (poza tym waszym), a dodatkowo z racji "samotnego" życia niejako muszę być i mężczyzną i kobietą równocześnie, więc nie są mi obce sprawy motoryzacyjne czy remontowo-budowlane.

"TO" to też wiadomości na znanym portalu o treści "od*ierdol się od mojego faceta" bądź telefony w podobnym tonie.

I teraz się zastanawiam czy ze mną jest coś nie tak? Nie jestem typem "dziuni-niuni"- ba! non stop chodzę w jeansach i adidasach a do tego t-shirt. Nie chichoczę i nie trzepoczę rzęsami (natura poskąpiła). Jestem normalna. Dużo się śmieję, gadam co mi ślina przyniesie na język. Wygłupiam się i staram się nie przejmować tym co mogą pomyśleć inni. Taka jestem.

Ale najwidoczniej jest to problem. Panuje dziwny posrany pogląd, że to kobieta zawsze jest wszystkiemu winna, to ona podrywa, ona jest nachalna a ten mężczyzna to jest taki biedny, bo ona wredna szmata się na niego uwzięła. Zaznaczam, że chodzi często o zwykłą znajomość na zasadzie kolega-koleżanka.

Dlaczego kobiety tak się zachowują? Bo dla mnie to chore - po pierwsze takie zakazy i nakazy, to co najwyżej do faceta swojego może kierować, po drugie nie mój cyrk nie moje małpy - cóż mnie interesuje, że ona ma problemy z samooceną i jest niepewna siebie i jego? Bo chyba tylko to jest powodem.

Czuję się wyobcowana wśród kobiet. Bo ja nie lubię plotkować, gadać o lakierach i ciuchach. a "przecież każda lubi!". Czuję się źle, bo na spotkaniach staram się rozmawiać z facetami tylko w obecności osoby trzeciej - i najlepiej ze znudzoną miną by przypadkiem mój uśmiech nie był odebrany jako flirt! Czuję się źle, bo nawet kiedy dzwoniłam w sprawie firmowej kilka razy telefon został odebrany przez połowicę i padało pytanie" kto i w jakiej sprawie" mimo iż to telefon osobisty był (znaczy komórka, nie stacjonarny). Czuję się źle, bo spora część kobiet odbiera mnie negatywnie, widząc sympatię mężczyzn.

To zazdrość? Nie mają żadnych podstaw do oskarżania mnie o zachowania "nieobyczajne" a jednak. Ja wiem, że łatwiej powiedzieć" to jest szmata" niż "zazdroszczę jej pewności siebie"... Wszystko to powoduje błędne koło - chcę wyrównać ilość znajomych obojga płci, ale z powodu zachowania kobiet coraz mniej mam koleżanek, coraz więcej kolegów.

Pozdrawiam serdecznie, mając nadzieję, że znajdzie się ktoś kto zrozumie o co mi chodzi.

Rudzielec

Więcej o: