Droga, a nieznana mi kobieto.
Zapewne zastanawiasz się jak stworzyć stały związek. Jak sprawić, aby mężczyzna z którym się zwiążesz chciał rzeczywiście trwać przy Tobie do końca życia. Chcesz związać go ze sobą na zawsze? Chcesz, aby nawet wówczas, gdy sfochowana, nakręcona, w najgorszym z możliwych przypadków napięcia przedmiesiączkowego przeorywać będziesz jego szpik kostny, on to przetrzymał?
Przepis jest prosty, choć nie jest prosta jego realizacja. Sposób ten to ... pozwól mu się zdobyć. Po prostu! Choć - być może - teraz, już, natychmiast i bez zwłoki chciałabyś z nim być, tulić się, całować, zatracić się w tym uczuciu ... stop, nie rób tego, chyba, że rzeczywiście chcesz się zatracić, ale to oczywiście, dobrze się nie skończy. Ekscytacja jest silnym doznaniem, jest wręcz wybuchowa, ale wybuchy mają to do siebie, że natychmiast przygasają, a pozostają po nich zgliszcza.
Jak zatem zorganizować kampanię swojego podboju (oczywiście zakładamy, że jesteśmy na etapie, kiedy przyszły konkwistador jest żywo Tobą zainteresowany, a nie że dopiero zamierzasz zwrócić jego uwagę na siebie)?
Dawaj do zrozumienia - oszczędnie - że on Cię interesuje, ale przede wszystkim akcentuj, jak ważne jest to, w jaki sposób on okazuje zainteresowanie Tobą. Niech od początku wie, jak istotny jest szacunek, jaki powinien Ci okazywać. Zachowuj odpowiedni dystans. Jeśli chciałby Cię przytulić, by nie rzec - poobmacywać, to choć nie widzisz ku temu przeciwwskazań, opanuj się. A jego trzymaj w ryzach stwierdzeniami: "do każdej się tak od razu garniesz/przystawiasz" , "wszystkie ci na to pozwalały, tak raptem, po krótkim okresie znajomości" . Nie ma sensu się spieszyć, czy chcesz sobie potem wyrzucać, że przez kilkutygodniowy brak cierpliwości, spieprzyłaś sobie resztę życia. Niech wie, że Twoje ciało to nie jest ławka na przystanku autobusowym, gdzie każdy może usiąść, ale loża w teatrze. Oczywiście nie możesz być niczym niezdobyta wieża, ale musisz dawkować bliskość z aptekarską skrupulatnością. Chodzi bowiem o to, aby nie nabrał przekonania, że już Cię ma. W życiu - cały czas jest na drodze do posiadania. Zatem żegnając się po spotkaniu, które - zapewne oboje - uważacie za randkę, nie dawaj się całować, to jest akurat pora na przytulenie, taki krótki, delikatny niedźwiadek . Może Cię ucałować w dłoń, może w policzek, ale usta? Na to trzeba będzie poczekać. Kiedy już będziesz wiedziała o nim więcej, kiedy będziesz w stanie mu zaufać. Brzmi staroświecko? Hm, no to popatrz ile jest rozwodów w pokoleniu Twoich dziadków, ile w pokoleniu rodziców, ile w młodszych pokoleniach. Chcesz być nowoczesna, czy zapewnić sobie trwały związek? Wybór należy do Ciebie.
Do powyższych zaleceń dodamy tylko krótkie podsumowanie. W ten sposób prezentujesz swoją Wartość (przez wielkie W), jak sama będziesz się widzieć, tak on zobaczy Ciebie. A uwierz mi im zdobycz bardziej wartościowa tym mniej szkoda wysiłku i większa satysfakcja ze zdobycia.
Nigdy nie wzdragaj się przed dezaprobatą dla tych jego zachowań, które są dla Ciebie nieakceptowalne. Nie karć go za nie, ale okazuj smutek, żal, że on robi coś takiego. Nie rób mu awantur, wystarczy, że się wycofasz, stwierdzisz, iż "wygląda na to, że pomyliłam się w ocenie twojego charakteru". Nie wolno Ci przymykać oczu na jego wady - owszem zadurzenie ma to do siebie, że łatwo się je ignoruje, ale kręcisz bat na samą siebie. Przypuszczalnie część wad może Ci nie przeszkadzać, ale wówczas musisz być tego w 100% pewna. Pozostałe muszą zostać zniwelowane i musisz się co do tego upewnić, a na to potrzeba czasu i sposobności, aby sprowokować kilkakrotnie różne sytuacje, które obnażą wadę ukrytą, ale nie zniwelowaną. Tak, to jest właśnie ten czas, kiedy mężczyzna się zmienia (dokładnie, to nie Ty go zmieniasz, Ty go jedynie do tej zmiany motywujesz), potem na zmiany będzie za późno. Tu ważna kwestia - doświadczając procesu zmian, nie będzie się tak silnie przed nim wzbraniał. Bo który mężczyzna lubi zmiany?
Choć bardzo chcesz, aby był Twój (w końcu po to te wszystkie zabiegi), pozwól się - paradoksalnie - adorować także innym mężczyznom. Oczywiście nie dowolnym, ale takim, którzy są w Twoim guście i wg Ciebie są zbliżeni klasą, do Twojego wybranka. Uwierz mi - konkurencja działa na mężczyznę bardzo motywująco. O ile zna swoją wartość, a nawet jeśli ją przecenia (wbrew pozorom, może się okazać, że jednak jej nie przeceniał, bo konkurencja sprawi, że sam tę swoją wartość - próbując im dorównać - podniesie). Także jeśli jest nieśmiały. Albowiem nieśmiałego, wycofanego, którego ewentualna konkurencja będzie skłaniała do jeszcze większego wycofania, Ty zmotywujesz traktując go na równi z pozostałymi (bo przecież tak go postrzegasz) - to doda mu pewności siebie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak tacy wycofani chłopcy przy odpowiedniej motywacji, stają się świadomymi siebie mężczyznami, jak nagle okazuje się, że ci, z którymi on nie śmiał się równać stają się nagle tymi, którzy nie mogą się równać z nim. Kiedyś po latach uświadomi sobie, że katalizatorem jego zmiany byłaś Ty (niekoniecznie się do tego przyznając , co tylko umocni wasz związek. Co więcej, Ty wspominając z rozrzewnieniem, jakiego dokonał postępu (starając się o Ciebie), częstokroć spowodujesz, że będzie mógł nastąpić kolejny postęp (uda się przekonać go do tego remontu ).
A co, jeżeli taki wycofany, jednak nie da się zmobilizować? Cóż, trzeba będzie zweryfikować czy rzeczywiście chcesz z nim być. Naprawdę warto, bo możliwe, że będziesz dla niego holownikiem przez całe życie. Czy naprawdę tego chcesz? Pamiętaj - są inni - choćby wspomniani adoratorzy. Kto wie, może któryś z nich okaże się materiałem na partnera.
Oczywiście sposób z adoratorami ma swoje wady. W dużej mierze zależy on od Twojej atrakcyjności (nie, nie mam zamiaru być poprawny politycznie - to jest niestety twardy fakt), która ich przyciągnie oraz od ilości wolnych mężczyzn w otoczeniu. Zawsze jednak adoratorów można zastąpić po prostu kolegami lub znajomymi, Twój wybranek i tak będzie odbierał to na zasadzie, że jacyś mężczyźni wokół Ciebie oprócz niego "się kręcą" (więc nie jest jedynym zawodnikiem w tej konkurencji).
Pozwól, by oprócz Twojej powierzchowności poznał także Twoje wnętrze i by ono także mu się spodobało. Owszem - ryzykujesz, bo to co ujrzy w Tobie może przynieść wręcz odwrotny skutek. Ale czyż nie lepiej przekonać się o tym, że nie jesteście dla siebie stworzeni teraz, niż po kilku latach związku? W tym celu musisz serwować równomiernie tak swoje wady jak i zalety (pamiętając o tym, że co jest czym zależy od oceniającego). Podobnie jak Ty oceniasz jego, tak on oceni Ciebie, należy mieć tylko nadzieję, że bilans wyjdzie dodatni. Co więcej - tak jak on będzie się zmieniał, tak zmieniać się będziesz i Ty. Tylko nie pytaj go wprost, co mu się w Tobie nie podoba, bo na tym etapie nie będzie to miarodajna odpowiedź (bo pewnie podoba mu się wszystko). Raczej spójrz na swój charakter i staraj się go obiektywnie ocenić, a potem rozmawiaj z nim na temat pewnych zachowań, nie jako Twoich zachowań, ale zachowań ogólnie. Tak łatwiej będzie odkryć co tak naprawdę o tym myśli. Poza tym - jesteś kobietą, to nam trzeba wykładać pewne rzeczy jak "krowie na rowie", Ty kieruj się intuicją .
Oczywiście mogę się mylić, być może obecne młode, męskie i będące w stanie wolnym pokolenie nie wyrobiło w sobie podejmowania wyzwań. Wiele słyszy się, że jest roszczeniowe i wszystko mu się należy. W takim razie ten poradnik nie zadziała, ale... nic nie stoi na przeszkodzie, aby opisaną strategię mimo wszystko zastosować, bo może pozwolić wyłonić z grona kandydatów, tego któremu naprawdę zależy.
Czy przedstawiona tutaj strategia daje gwarancję sukcesu? W żadnym wypadku, na pewno jednak zwiększa szansę na niego. Czy działa - jako jej podmiot mogę powiedzieć, że tak. Czy jesteś zmuszona do jej stosowania. W żadnym razie. Zapewne istnieją inne strategie, ja podałem taką, która działa na mężczyzn podobny do mnie.
Należy też pamiętać, że gdzieś musi być kres zdobywania, trzeba w końcu pozwolić się zdobyć, albowiem można zdziwić się finałem całego przedsięwzięcia, który tak trafnie opisał Leopold Staff w jednym ze swoich wierszy.
Kiedyś po długich latach ujrzymy się znowu.
Łódź moja będzie w przystań wracała z połowu
Pereł, po które rozkaz twój na burz szaleństwo
Wyprawił mnie. Żądałaś, by niebezpieczeństwo
Było próbą miłości mej, a twym okupem.
W zachód różowy łódź ma wracać będzie z łupem.
Gdy na wód senność zaczną od skał padać cienie,
A morze będzie ciche jak moje znużenie.
Wiosło złożę i zwinę żagiel, jak tęsknotę
U progu ukojenia. Fale miekkie, złote
Nieść mnie będą spokojnie, jak blade godziny,
Na których szczęście płynie w wspomnienia krainy.
Na brzegu czekać będziesz. A gdy dotknę ziemi,
Milczenie będzie naszym powitaniem. Niemi
Popatrzymy na skarbów morzu wzięty przepych
Zgasłym spojrzeniem oczu od bujnych łez ślepych.
Pójdziem, a ty nie spytasz o moje przygody,
Gdy na twojego domu wchodzić będziem schody.
Aż kiedy w twym ogrodzie pod ciemnymi drzewy
Usiądziem chłodząc skronie letnimi powiewy,
Choć nie wyrzeknę słowa brzmiącego wyrzutem,
Uczujesz nagle w sercu boleśnie ukłutem
Żal obłędny, szalony lęk, jak zawrót głowy,
Żeś pierwszy lot mych tęsknot na mozół jałowy
Skazała, na tych marnych nam skarbów szukania,
I przeklniesz dzień, gdym słuchał twego rozkazania,
Choć nie zgadniesz, że jutro opuszczę twe progi:
Bom, błądząc, nad cię błędne swe pokochał drogi...
Mężczyzna Inaczej