Sprzedawanie przez straszenie - czego ja tu właściwie nie rozumiem?

Nikt nie lubi telemarketerów nagabujących nas - zazwyczaj w najmniej stosownym momencie - abyśmy skusili się na jakąś znakomitą ofertę, niebywałą promocję i jedyną okazję. Jednak zazwyczaj techniki sprzedażowe nie budzą aż takiego sprzeciwu, jak ta opisana przez naszą Czytelniczkę.

Otóż zasadniczo nie narzekam na agentów call/contact center, bo szczęśliwie nie wydzwaniają do mnie bladym świtem, po nocy i 5 razy w tygodniu. Zazwyczaj dzwoni do mnie operator telekomunikacyjny, bank, ubezpieczyciel i zazwyczaj jakoś to znoszę "nie, dziękuję, nie potrzebuję kart kredytowej" lub "nie, dziękuję, nie sądzę by ten pakiet był jakoś szczególnie skastomizowany na potrzeby mojego profilu klienta". Owszem, mam niską asertywność, nie rozłączam się z uprzejmym dziękuję i wysłuchuję propozycji, bo w głębi czarnego serca wiem, że siedzący na drugim końcu kabla zarabia na życie (choć czasem się waham, bo mogłabym się rozłączyć miast rzucać cień płonnej nadziei i zabierać czas na potencjalnie zainteresowanego kolejnego na liście klienta, ale tym razem ja nie o tym).

Ale, od jakiegoś czasu trafiają mi się konsultanci zmotywowani, nieczuli na moje uprzejme (nadal!) "nie jestem zainteresowana" i posługujący się skryptem (przecież oni sami nie wymyślają tego, co mówią, c'moooon) opartym na postraszeniu ofiary.

- Dzień dobry, nazywam się , dzwonię w imieniu..., mam przyjemność z ? Ma pani u nas polisę i czy nie chciałaby pani jej rozszerzyć o ubezpieczenie na wypadek zachorowania na raka?

- Dzień dobry, nie dziękuję.

- Dodam tylko, że to stały koszt, mała składka, a w przypadku zachorowania na nowotwór złośliwy kobiecy wypłacimy pani pieniądze na hospitalizację, chemioterapię, transport do szpitala, opiekę pielęgniarską, dowóz leków

- NIE, nie jestem zainteresowana.

- Jednak przyzna pani, ze to dobra oferta w czasach, gdy nowotworów diagnozuje się coraz więcej i każdy z nas w każdej chwili może być chory, a nasze ubezpieczenie zaczyna działać w dniu następnym po opłacaniu składki, opłaci pani w przyszły wtorek i już w środę byśmy pani wypłacali pieniądze.

(Cholera jasna, czyli to, które opłacam może jeszcze nie działa i nie obejmuje tych nowotworów? Miało obejmować - popadam w panikę.)

- I jeszcze chciałam dodać, że także nowotwory złośliwe mózgu, a ubezpieczenie może też być rozszerzone na dziecko.

W tym momencie wybucha mi mózg.

Wiecie, mnie akurat nowotwory niestraszne, bo trochę w życiu widziałam i bardziej niż nowotworów boję się ubezpieczycieli, bo doprawdy, czy ja wierzę, że oni mi wypłacą tę kasę, na którą już jestem ubezpieczona? No raczej wcale, rzucą mi ochłap, który może pozwoli mi nie dojeżdżać na chemię tramwajem. Po prostu fatalnie na mnie działa sprzedawanie przez straszenie. I niby wiadomo, strach emocja niebanalna i pewnie wielu przy jego pomocy można do zakupów i inwestycji przekonać, ale ja mam dość. Nie chcę już żeby mnie pan z banku straszył, iż kredytówka jest mi niezbędna "a jeśli pani dziecko będzie miało wypadek za granicą?", a pani przekonywała "wie pani, ubezpieczyć się należy, myśli pani, że przypadki nagłej śmierci, np. na ulicy, zdarzają się tylko innym? Pani to nie dotyczy?" - z życia mojego te cytaty. Dramatycznie irytują mnie reklamy szczepień (choć całym sercem jest za szczepieniem dzieci, psów a także osób starszych i podróżujących, żeby nie było wątpliwości), z których wynika, że brak szczepienia to w najlepszym razie miesiące w szpitalu, w najgorszym mała, biała trumienka.

Słowo honoru, można mi wiele sprzedać dając pozytywny przekaz. Czy ja testuję każdy szampon i odżywkę będąc szczutą zdjęciami łysych i parchatych pań? Czy sięgam po kremy widząc w reklamie bruzdy i kurze łapki (owszem, widzę, ale w LUSTRZE)? Czy piję tran, bo oglądam ciężko chorych na Alzheimera? I wreszcie czy ubezpieczam się, bo się boję o własny tyłek (mózg, biust czy szpik), czy raczej, ponieważ liczę, choć bez wielkiej wiary, na pomoc dla tych, którym w chorobie mogę być ciężarem?

Ja naprawdę lubię jak mną manipulują, dwa razy zapłacę, jeśli robią to zręcznie, ale to strasznie biedą, chorobą i śmiercią całkiem na mnie nie działa. A może to ze mną jest coś nie tak?

Ewa

Więcej o: