Potrzebni są prawdziwie studiujący studenci i inspirujący wykładowcy!
Jako student potrafię zrozumieć wykładowców. Wykładowcy niejednokrotnie potrafią zrozumieć też mnie. Wszyscy jesteśmy ludźmi, dorosłymi - i powinno się wydawać odpowiedzialnymi - jednostkami, które potrafią funkcjonować razem osiągając efekt synergii. I z reguły każdy właśnie do tego dąży, choć nie zawsze.
Wykładowcy zarzucają studentom, że nie wiedzą, po co przychodzą na wykłady. Niektórzy z nas ponoć nie wiedzą jaki studiują kierunek, jaką specjalizację etc. Niektóre jednostki pojawiają się tutaj tylko z przypadku. Nie dziwi mnie to zupełnie, a to dlatego, że ja - w porównaniu do wykładowców - znam powody. Nieprzerwanie od 2005 roku takie same. Aktualna forma matury, odstąpienie od egzaminów wstępnych, doprowadziła do tego, że wykładowcy trafiają na grupy, które studiować chcą. Niestety z odpowiedzią na pytanie 'co mają ci dać te studia?' jest dużo gorzej.
My, aktualni studenci, w momencie odebrania dyplomu nie dostajemy przepustki do lepszej pracy, do lepszej płacy.
Miało przecież być tak pięknie, mieli mnie przyjąć na TEN kierunek. Ale nie wyszło. I nieważne z jakich powodów, bo powody dobierać można jak dodatki do kanapek w Subwayu. Ale co teraz? Plan B. Każdy inny kierunek byle tylko nie tracić roku. Bo studia są najważniejsze.
To z kolei wynika trochę z winy rodziców, tego całego parcia na 'papier'. Pokolenie naszych rodziców ma w głowie panią magister, pana inżyniera, których za sam tytuł szanowano. Dwadzieścia lat temu - owszem - można to uznać za prestiż. Dzisiaj - niekoniecznie. My, aktualni studenci, w momencie odebrania dyplomu nie dostajemy przepustki do lepszej pracy, do lepszej płacy. Niestety w wielu przypadkach dostajemy przepustkę na rejestrację w urzędzie pracy jako bezrobotni.
Jest jeszcze inna kwestia. My, studenci - bez znaczenia jakiej uczelni - często wyrzucamy sobie, że studia nie dają nam tego, czego oczekiwaliśmy. Uważamy, że ktoś nas krzywdzi, że tracimy czas, że to nam się nie przyda. Albo po prostu gdzieś w głębi wiemy o tym, że ten kierunek nie jest dla nas. Ale nic z tym nie robimy. Wpadamy w stadium zamrożonej konsekwencji, boimy się wykonać zdecydowanego kroku, przerwać czegoś, co nie daje nam rozwoju. Zapominamy o tym, że to do nas należy kierowanie własnym życiem.
Wolno nam w ogóle nie iść na studia albo rzucić je, zmienić kierunek.
I tak samo jak możemy - o tak, naprawdę - zdecydować się na rok przerwy po maturze, wyjechać, poprawić język obcy, popracować i zdobyć doświadczenie, a w końcu zakuć raz jeszcze materiał i poprawić maturę, dostać się na TEN kierunek. Tak samo wolno nam w ogóle nie iść na studia albo rzucić je, zmienić kierunek. Niestety - często o tym zapominamy. A szkoda. Bo może to ułatwiłoby życie i studentom, i wykładowcom.
W gorącej dyskusji między pracownikami uczelni a studentami zapominamy też o tym, że 'wszyscy gramy razem'. Nieistotnym powinno być forsowanie twierdzenia 'My mamy gorzej', a dojście do takich wniosków, które satysfakcjonować będą większość, pozwalających na wypracowanie działającego systemu w danym środowisku. Ale do tego potrzeba chęci zarówno jednych i drugich, a z tym niestety ciężko.
Osobiście problem uznaję w mentalności. Nasi wykładowcy zdobywali szlify w czasach, gdzie o naukę się walczyło, gdzie trzeba było spiąć się w sobie i zrobić dużo więcej niż teraz, aby studiować. Dlatego widząc nas, niby nękanych ciągłymi zmianami kolejnych rządowych specjalistów od edukacji, ale jednak przyzwyczajonych do tego, że wszystko mamy dostępne, podkręcają nam śrubkę, aby jednak do czegoś nas zmotywować.
Tylko nie każdy z wykładowców ma do tego odpowiednie metody. I my - studenci dzisiejszych czasów - nie godzimy się, aby wykładowca stawał się autokratą. Chcemy widzieć w nim inspirację. I w wielu, zapewniam, widzimy. To miłe, kiedy jednego dnia prowadzi się ciekawą dyskusję odnośnie problemu reformy emerytalnej na wykładzie, a następnego Twój wykładowca przedstawia zawiłości tego systemu w ogólnopolskiej gazecie. Czujesz wtedy, że to człowiek na właściwym miejscu. Czujesz, że Ty jesteś na właściwym miejscu.
Wykładowca powinien dopasować materiał do studentów, a nie zasłaniać się wewnętrznymi ustaleniami. Powinien poruszyć kwestie ze swojej specjalizacji w ujęciu tego, co przyda nam się na rynku pracy.
Niestety, powielam opinie wielu studentów, część z wykładowców nie inspiruje, nie daje nam pozytywnej motywacji. Część tylko siada, otwiera książkę, czyta kilka stron. Powie dwa zdania, cichutko, pod nosem. Niektórzy są aż tak zagubieni, że potrafią przez cztery wykłady z kolei zaczynać tym samym tematem, a później jeszcze spierać się, że wcale tego nie było. Oczywiście niektórym studentom taka sytuacja odpowiada. Jednak są to z reguły te same osoby, które potrafią zadać całkiem na serio pytanie: czy musimy to notować?
Nie uważam, żeby materiału na studiach było za dużo. Uważam jednak, że jest on czasem totalnie niedostosowany do danej specjalizacji. Ale tutaj ponownie pojawia się kwestia wykładowcy, który powinien dopasować materiał do studentów, a nie zasłaniać się wewnętrznymi ustaleniami. Powinien poruszyć kwestie ze swojej specjalizacji w ujęciu tego, co przyda nam się na rynku pracy, w ujęciu tego co możemy wykorzystać dla własnych celów. I zaznaczam, że mówię o zajęciach, które nie są stricte związane z kierunkiem. Przykład: przez semestr psychologii (kierunek studiów zarządzanie) nasłuchałem się o formie badań klinicznych i odkryłem szczerą fascynację wykładowcy poczynaniami Freuda. Najsmutniejsze, że semestr później taką samą formę przyjęły zajęcia z socjologii. Zero ujęcia wykorzystania socjologii bądź psychologii w biznesie. Niestety.
Reasumując. Zarówno studenci potrafią dać w kość wykładowcy, jak i wykładowcy upokorzyć studentów. Jedynie zmiana podejścia pracowników uczelni - odrzucenie sztucznie pompowanej hierarchii, pozwoli nam współpracować jak partnerom. Ale jeżeli już jakiś wykładowca czy osoba z otoczenia uczelni potraktuje nas jak partnera, to pamiętajmy o tym, że partnerstwo wymaga wzajemnego szacunku. A my, studenci, czasami o tym zapominamy.
-
Choć ciągle go nie ma, są małżeństwem 22 lata. "Jak ty wytrzymujesz?"
-
Koniec marynarek? Gwiazdy stawiają lżejszy zamiennik. Wakacyjną perełkę noszą już Kożuchowska i Sykut-Jeżyna
-
Dzień dziecka powinien być każdego dnia. Jak okazywać wsparcie dzieciom na co dzień, nie tylko od święta?MATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Dodatek do emerytury po 60. r.ż. Komu się należą?
-
Dodaj do wody i spryskaj ogród. Ślimaki uciekną gdzie pieprz rośnie
- Ta spódnica pięknie podkreśla figurę i pasuje do wszystkiego. Okazja, bo kosztuje tylko 10 zł!
- Gumy do ćwiczenia. Poznaj zalety treningu siłowego i ciesz się nienaganną sylwetką
- W Lidl ulubione buty Polek na lato. Wygodne i za mniej niż 60 zł. Podobne w Born2be i Renee
- Co na mrówki w domu? Sięgnij po aromatyczną przyprawę
- Włożyła lekką i przewiewną sukienkę, która będzie hitem lata 2023. Tylko spójrzcie na Marzenę Rogalską!