Małżeństwo służy mężczyznom, szkodzi kobietom

Małżeństwo to krzywdząca instytucja - zwłaszcza dla kobiet? Zapoznajcie się z interesującą teorią Naszej Czytelniczki. Zgadzacie się z nią?

Małżeństwo nie służy kobietom, natomiast mężczyznom wręcz przeciwnie. Dzisiaj przeczytałam taki wniosek wysnuty po latach badań prowadzonych przez naukowców. Konkretnie artykuł dotyczył alkoholu, ilości wypijanych procentów i stanu cywilnego. Naukowcy doszli do wniosku, że kobiety będące w związku małżeńskim piją więcej niż singielki, natomiast mężczyźni posiadający żony raczej stronią od alkoholu, co na pewno ma na nich zbawienny wpływ.

Mężczyzna mający żonę nie musi już zapijać swoich smutków, ponieważ ma poprane, poprasowane, ugotowane.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać i tak właściwie - coś może w tym być. Mężczyzna mający żonę nie musi już zapijać swoich smutków, ponieważ ma poprane, poprasowane, ugotowane. Wraca zmęczony po pracy i na wejściu czuje zapachy czekającego obiadu, krok dalej żona ściąga mu buty i zakłada ciepłe kapcie równocześnie dając buziaka i zapraszając do stołu. Po obiedzie natomiast talerz cudownie znika sprzed nosa mężczyzny, a on zasiada na kanapie przed telewizorem, pilot cudownie teleportuje się do jego ręki, tak samo z puszką piwa.

Wszystko dzieje się w takim tempie, że mężczyzna nawet nie zorientuje się, że maszyną teleportującą była ręka żony. Tak samo rzecz ma się z ubraniami. Brudne koszule cudownie zastępowane są przez czyste i w magiczny sposób wyprasowane, śmierdzące skarpetki znikają, natomiast pojawiają się nowe, czyste i pachnące. Śmieci same się wynoszą, bo przecież workowi na śmieci wyrastają nóżki i sam sobie kulturalnie wychodzi, gdy jest pełny. Po prostu żyć, nie umierać, nawet pić alkoholu nie ma potrzeby.

Szybko zrzuca szpilki i garsonkę, zakłada powyciągany dres, włosy związuje w koński i ogon i bierze się do roboty.

U kobiet sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie. Wraca biedna, zmęczona do domu z wizją sterty prania i prasowania, górą garów w zlewie czekających na zmywanie (w nowocześniejszych domach jest to zmywarka załadowana już, na szczęście czystymi garami, które czekają na wyłożenie do szafek), a do tego jeszcze trzeba szybko przygotować obiad, bo przecież zaraz misiek wraca, który będzie głodny i zły, a raczej zły, bo głodny i którego należy od samego wejścia ugłaskać. I cóż może zrobić ta biedna kobiecina. Szybko zrzuca szpilki i garsonkę, zakłada powyciągany dres, włosy związuje w koński i ogon i bierze się do roboty jednocześnie wstawiając pranie, prasując i wolną ręką myjąc gary, a ramieniem otwierając szafki, aby wyciągnąć makaron do obiadu. W końcu kobieta ma być robotem wielozadaniowym. Dzięki temu misiek wraca do domu, czuje zapachy wydobywające się z kuchni, zadowolony może zajrzeć do szafy, gdzie czekają wyprasowane, pachnące koszule i spodnie, brudne skarpetki cudownie zniknęły z podłogi, a nowe, czyste pojawiły się idealnie ułożone w szufladzie. Następnie cudownym sposobem w lewej ręce pojawia się piwo, w prawej pilot od telewizora i można włączyć mecz. Kobieta za to wraca do kuchni, styrana, zdyszana i umęczona jak koń po westernie, widzi górę garów, które ma siłę jedynie pozbierać i włożyć do zlewu - jutro pozmywa, bo dzisiaj wystarcza jej czasu i energii jedynie na to, aby otworzyć butelkę z winem i mieć chociaż pół godziny przyjemności z całego dnia. No i jak tu nie pić?

Agnieszka

Więcej o: