Boję się rodzić! O oswajaniu straszliwego smoka

Bycie mamą ma swoje cudowne i mroczne momenty - nie lukrujemy na Fochu rzeczywistości. Przedstawiamy różne oblicza macierzyństwa. Dziś list od Czytelniczki, którą przeraża nie tylko sam poród...

Piszecie o różnych babskich sprawach, mniej lub bardziej poważnych, ale nie doszukałam się u was nic na temat depresji poporodowej. Pomyślałam, że zagaję, zacznę i może się dowiem więcej. Tak bez lukru i fałszywych pocieszeń. Bo, nie ukrywam, temat mnie jakoś dręczy, choć w zasadzie go nie znam, tzn. nie przeżyłam. To się w sumie wpisuje w nurt komentarzy internetowych: nie znam się, to się wypowiem.

Bo jak tu się przyznać przed światem, że się nie chce dotknąć swojego dziecka?

O depresji poporodowej słyszałam kilka razy, w czym raz od bliskiej mi osoby, która nie tylko mi o tym opowiadała, ale i miałam okazję część jej stanu depresyjnego widzieć na własne oczy. A widok był to smutny i przykry. Nie wiem jednak, czy to, przez co przechodziła ona to była wersja hard czy soft. Ona sama tego nie wie, a co gorsza (choć dla niej to chyba akurat lepiej) - niewiele pamięta czy może raczej wyparła wiele z tamtego okresu. Pewnie to też kwestia wstydu. Bo jak tu się przyznać przed światem, że się nie chce dotknąć swojego dziecka, bo ma się odruch wymiotny? Bo się boi, bo nie umie przezwyciężyć niechęci. Bo jest ciągle poirytowana albo jej wszystko jedno, czy dziecko zje, czy nie. Nie ma przyzwolenia na takie zachowanie. Nie ma zrozumienia, że to przecież choroba (czy się mylę?), którą należy leczyć.

Boję chorób dziecka, porodu - w tym lęku akurat nie czuję się odosobniona.

Planuję ciążę. Czy może inaczej: chciałabym zacząć ją planować, a przyznam, że widmo tego spustoszenia psychicznego, które może spaść na mnie tuż po, skutecznie każe mi łykać antykoncepcyjne tabletki. Boję się też strasznie tego, że skoro się tak boję, to właśnie ten strach wpłynie na mnie i na dziecko źle. Bo że się ogólnie boję chorób dziecka, porodu to nie wspominam, bo w tym lęku akurat nie czuję się odosobniona. Ale boję się też polskich szpitali. Te wszystkie historie, które gdzieś tam się przewijały i przewijają - o brutalnych lekarzach, chamskich położnych, braku wsparcia, znieczulenia, wiedzy, chęci, sympatii, empatii, wrażliwości, CZŁOWIECZEŃSTWA...

Powiecie, że wszystko będzie mistycznym przeżyciem i nie spotka mnie nic złego? Dziękuję. Powtarzam to sobie, ilekroć wraca do mnie myśl o macierzyństwie (czyt. kilka razy dziennie). Ale tak sobie myślę też, że może oswojony smok jest mniej straszny? Jeśli macie jakieś przemyślenia, doświadczenia - chętnie przeczytam. Może poczuję się wtedy pewniej.

Przerażona przyszła mama

Więcej o: