"Pracuję na umowie śmieciowej i jestem traktowana jak śmieć" [LIST]

Po publikacji artykułu o szefach chamach w Dużym Formacie, w redakcji otworzyła się istna puszka Pandory. Zaczęłyśmy się zastanawiać nad tym, czy któraś z nas miała z typem szefa chama do czynienia. Która zaś miała więcej szczęścia i są to dla niej opowieści niczym bajki o żelaznym wilku. Napisała do nas też dziewczyna, która ma ewidentnego pecha...

camenzindevolution.com

Pracowałam przez kilka lat w korporacji. Było różnie. Nie będę ukrywać, że były wojny podjazdowe o stanowiska, podkładanie świń i nieczyste gierki. Były jednak także etaty, prawo do urlopu, premie, prywatna opieka medyczna o NFZ nie wspominając. I kultura pracy chroniona kodeksem pracy. Może i nie było luźnej atmosfery, ale było za to godnie. Aha - i było można złożyć skargę do przełożonego przełożonego, gdy ten nie dbał o warunki pracy. Można było się na cokolwiek powołać, bo kodeks pracy nie był czczą obietnicą, pustym słowem.

Jak jest w niewielkiej firemce? Jeśli ktoś ma ochotę na katorżniczą pracę wśród codziennego mobbingu, upokorzeń i na umowie śmieciowej - serdecznie polecam. Oj, zatęsknicie za korporacją. Oj, będziecie chcieli wrócić na kolanach. Zwłaszcza jeśli traficie tak, jak ja. Jak śliwka w kwaśny kompot.

Smutasy - myślałam. Patrzyłam na dziewczyny z podpuchniętymi oczami - pewnie przez dzieci nie śpią, przypuszczałam.

Rok temu odeszłam z korporacji. Uznałam, że przyszedł czas na zmiany. Chciałam sprawdzić się na rynku. Nie mogę narzekać, znalazłam pracę dość szybko. I to dość ciekawą. Nowe zadania, spora odpowiedzialność. Fajnie? Na początku dałam się nabrać. Wszyscy byli dla mnie mili. Patrzyłam na swoich współpracowników i ich smętne miny. Smutasy - myślałam. Patrzyłam na dziewczyny z podpuchniętymi oczami - pewnie przez dzieci nie śpią, przypuszczałam. O, jak bardzo się pomyliłam.

Po kilku dniach zostałam po raz pierwszy zelżona przez swoją przełożoną - oczywiście publicznie. To znaczy teraz już wiem, że to jest oczywiste, wtedy po prostu mnie zatkało. O co poszło? O to, że bez pytania chciałam pójść po jedzenie do pobliskiego Chińczyka. A że cały dział złożył zamówienie, chciałam pójść z koleżanką, bo sama wszystkiego bym nie przyniosła. Moja szefowa wpadła w szał. Wykrzywiła się tak, jakby napadł ją rój pszczół i bardzo podniesionym tonem zaczęła mnie rozliczać z tego, co do tej pory zrobiłam. Na szczęście, było tego sporo, więc po to jedzenie poszłam, ale stojąc przy windzie nerwowo przełykałam ślinę, nie mogąc uwierzyć w to, w czym właśnie wzięłam udział. Dodam, że bar nie jest daleko (wróciłybyśmy więc szybko), a fast foody je się nad klawiaturą, bo nie ma w firmie stołówki. Wkrótce byłam świadkiem sytuacji, kiedy szefowa nakrzyczała na faceta, że ten pyta innych, czy przynieść im coś do jedzenia. Czy ty prowadzisz firmę cateringową? - ryknęła. I tak oto zobaczyłam jak 40-letni mężczyzna zaczyna tłumaczyć się z tego, że jest głodny, że chciałby móc zjeść jeden ciepły posiłek w ciągu dnia. Było mi wstyd.

Wszyscy jesteśmy tutaj zmęczeni, a słyszę tylko ciebie jak się żalisz. Nikt tutaj nikogo z lufą przy skroni nie trzyma. Jak się nie podoba, droga wolna! Teraz jest tysiąc osób na twoje miejsce!

Nie minęło wiele czasu, gdy znów zostałam bohaterką. Po kilkunastu dniach pracy po kilkanaście godzin, powiedziałam, że jestem bardzo zmęczona. Publicznie, głośno, ze zmęczenia zbierało mi się na wymioty. Nie kłamałam. Szefowej znów się ulało. "Wszyscy jesteśmy tutaj zmęczeni, a słyszę tylko ciebie jak się żalisz. Nikt tutaj nikogo z lufą przy skroni nie trzyma. Jak się nie podoba, droga wolna! Teraz jest tysiąc osób na twoje miejsce!" Wszystko to było wykrzyczane. Ludzie siedzący obok mnie z kamiennymi twarzami wpatrywali się w swoje monitory. Takie sytuacje są tutaj na porządku dziennym. Złagrowani ludzie nie reagują, gdy kopani są inni. Choć nie, nie jest to prawda.

Po wybuchu zaczynają się sprawdzone metody obłaskawiania furiatki. Zaczynają pytać ją o radę. O opinię. Zatrzymują się w swojej pracy na pewnym etapie i pytają ją o radę, proszą o akceptację. Wtedy ona rozbłyska, uśmiecha się, widać, że jest szczęśliwa. Zaczyna z tymi, których przed chwilą traktowała obcasem, żartować. A najbardziej to lubi żartować, gdy ktoś ją prosi o podpisanie urlopu. Wtedy znów ma okazję, by pokazać, że ma nad kimś przewagę. Krzyczy, hałasuje, biega. Stawia wszystkich do pionu, zmusza do siedzenia po godzinach, wyciska. Już wiem, dlaczego dziewczyny obok mnie wyglądają na starsze, niż są w istocie. Już wiem, dlaczego ludzie mają smutne twarze i poruszają się czasem tak wolno. Są zmęczeni. Są zakrzyczeni. Są złagrowani.

To prywatna firma, w której podpisuję umowę śmieciową, a jednocześnie zmusza się mnie do codziennej, wielogodzinnej pracy w siedzibie pracy. Mam umowę śmieciową i jestem traktowana jak śmieć.

Awantury jakich jestem świadkiem nie odchodzą w niepamięć. Wiem, że jedynym ratunkiem jest ucieczka stamtąd. To prywatna firma, w której kodeks pracy i przysługująca nam w związku z nim przerwa na posiłek, jest kuriozum. To prywatna firma, w której podpisuję umowę śmieciową, a jednocześnie zmusza się mnie do codziennej, wielogodzinnej pracy w siedzibie filrmy. Mam umowę śmieciową i jestem traktowana jak śmieć. Towarzyszą temu wyzwiska, krzyki, zachowania jak w szkole. Jeśli na przykład ktoś się nieuważnie roześmieje - natychmiast słychać krzyk, rozzłoszczony - Z czego tam się tak śmiejesz?! Opowiedz nam wszystkim! No, czekamy!

Ile dajecie mi tam jeszcze tygodni?

Głos z łagru

Zobacz wideo
Więcej o: