Nie jestem Kożuchowską. Nie stać mnie na dziecko przed czterdziestką

Napisała do nas Czytelniczka - Singielka, która nawołuje, by nie odkładać na później pewnych spraw. Ona odłożyła i czuje, że zrobiła bardzo źle.

Piszę do Was, bo chcę się wyżalić, ale też ostrzec inne czytelniczki. Może po przeczytaniu mojej historii choć kilka z nich nie popełni moich błędów.

Piszę, bo coś we mnie pękło. Dokładnie kiedy? Chyba gdy zobaczyłam na stacji benzynowej kolejną plotkarską gazetę donoszącą o ciąży Małgorzaty Kożuchowskiej. Pierwszej ciąży koło czterdziestki. Mam 35 lat. Według promowanej przez kolorowe pisma mody ciągle jestem młoda, na wszystko mam jeszcze czas. No właśnie czy na wszystko?

Boję się, że ostatnie lata zmarnowałam, a przy okazji zaprzepaściłam szansę na stworzenie rodziny.

Obecnie jestem sama. Mam za sobą kilka nieudanych związków. Kilka, które z perspektywy czasu widzę, że można było ratować, ale wolałam iść na skróty. Przecież w dzisiejszych czasach nic się nie naprawia. Wszystko się wyrzuca i kupuje nowe. Z ostatnim rozstałam się mając 30 lat. Nie chciałam potem mieć chłopaka. Chciałam wreszcie się wyszaleć, a przynajmniej tak myślałam. Dziś już wiem, że przygodny seks z facetem poznanym w barze wcale nie smakuje dobrze, a radość przyjaciółek zachwalających szalone życie singielki jest sztuczna.

Boję się, że ostatnie lata zmarnowałam, a przy okazji zaprzepaściłam szansę na stworzenie rodziny. Jestem sama i nie mam dzieci, a ostatnio straciłam nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze będę je mieć. Czasami myślę sobie, że gdybym jako dwudziestokilkulatka"wpadła" to byłoby lepiej. Rodzice by nam pomogli, jakoś by to było. A na wszystko był czas, była antykoncepcja, kto by chciał się pakować w pieluchy, trzeba było studiować, pracować, to był czas na "poważne" rzeczy i inwestowanie w siebie!

Sama własną głupotą przekreśliłam szanse na stworzenie dla siebie tego wszystkiego.

Albo - może gdybym zaszła w ciążę przed ostatnim rozstaniem, to byłoby lepiej. Może z byłym poukładałoby się, a nawet jeżeli nie, to przynajmniej miałabym tego małego człowieka, dla którego miałabym po co żyć. Nie oszukuję się, jestem już w takim wieku, że nawet jeśli kogoś wkrótce poznam, to już nie będę raczej mogła mieć dzieci, a przynajmniej, będzie to bardzo ryzykowne. Nie jestem Małgorzatą Kożuchowską, ani siostrą Penelopy Cruz, nie stać mnie na in vitro i boję się ryzyka urodzenia chorego dziecka, które skazałabym na życie w cierpieniu. Czasami myślę o adopcji, jest tyle dzieciaczków potrzebujących miłości, może w końcu się zdecyduję, nie wiem jednak, czy jestem na to dość silna psychicznie.

Jestem załamana. Teraz rozumiem, że w głębi duszy zawsze pragnęłam ciepła, rodziny, miłości, ale byłam przecież "kobietą wyzwoloną", decyzja o macierzyństwie i porzuceniu kariery byłaby nie na miejscu. Sama własną głupotą przekreśliłam szanse na stworzenie dla siebie tego wszystkiego. Mam za to pracę i "karierę", które, jak to piszą na forach samotnych - nie przytulą mnie w samotną noc. Dziewczyny! nie dawajcie sobie wmawiać, że na wszystko jest jeszcze czas. Niestety, nie mamy tak łatwo jak faceci. Na niektóre rzeczy wkrótce może po prostu być za późno.

Singielka

Więcej o: